Obudził
ją szczęk zamka. Światło znów się zapaliło i do środka wszedł
Theodor z innym mężczyzną, wnosząc stolik, a po chwili dwa
krzesła.
Aksel
próbowała dojść do siebie po przebudzeniu i rozeznać się w
sytuacji. Jej wzrok przykuła rozcięta warga i podbite oko Theodora.
W duchu się uśmiechnęła, bo wiedziała, że to było za nią, ale
jednocześnie przeszył ją dreszcz strachu na myśl, że z brunetem
nie ma żartów. Z krótkiego rozmyślania wyrwało ją nadejście
właśnie jego. Usiadł na krześle plecami do drzwi, a przed sobą
położył brązową teczkę.
–
Theodorze
– wypowiedział jego imię w taki sposób, że ten,
kłaniając
się w pas, odwrócił się na pięcie i niemal wybiegł z
pomieszczenia. – A ty siadaj. – Wskazał podbródkiem na wolne
krzesło.
–
To
musi być jakaś pomyłka. Nic nie mam, niczego nie wiem... Proszę,
wypuść mnie. Nikomu nic nie powiem. – Wszystko to mówiła na
jednym wydechu, z ogromnym wysiłkiem powstrzymując napływające do
oczu łzy.
–
Już
mówiłem, to nie pomyłka. – Spojrzał na nią spod byka. –
Siadaj.
Dziewczyna
usiadła posłusznie na krześle, ale nie ośmieliła się na niego
spojrzeć. Wpatrywała się w swoje dłonie zaplecione na kolanach i
co chwilę pociągała nosem. Gdy brunet otworzył teczkę, ona
zobaczyła tam swoje zdjęcie z akt studenckich. Przełknęła z
trudem ślinę i podniosła na niego przerażone spojrzenie.
–
Czego
ode mnie chcesz?
–
Odpowiedzi.
Jak zabić mojego brata?
Otworzyła
szeroko oczy i usta w niemym zdziwieniu.
–
Ale
ja nie wiem... Nie znam twojego brata... Nie wiem, kim ty jesteś –
wyjąkała.
Mężczyzna
prześlizgnął po niej spojrzeniem, a następnie zabębnił długimi
palcami o blat stolika.
–
Och...
Moja droga, na pewno wiesz, kim jestem. – Uśmiechnął się z
niebezpieczną iskierką w oku.
Uwielbiał
ten moment. Ta chwila strachu, która przeradzała się w panikę,
gdy ludzie dowiadywali się,
kim
był. Splótł palce przed sobą i delikatnie nachylił się w stronę
Aksel.
–
Na
imię mi Lucyfer, Książę Ciemności.
Dziewczyna
zaśmiała się nerwowo, ale on wcale nie wyglądał na żartującego,
sprawiał wrażenie śmiertelnie poważnego.
–
Ten
Lucyfer? Chcesz powiedzieć, że jesteś diabłem? – Skinął tylko
przytakująco głową, na co ona swoją potrząsnęła. – Nie. Może
jesteś psychopatą, który się za takiego uważa, ale diabła nie
ma. Ja w niego nie wierzę.
–
To,
że w coś nie wierzysz, wcale nie oznacza, że nie istnieje. – Po
tych słowach jego oczy stały się czarne. Odskoczyła pod ścianę
z krzykiem. Gdy mrugnął,
znów
zobaczyła białko i granatową tęczówkę. Uśmiechnął się z
zadowoleniem. Nie znęcał się nad ludźmi, wystarczająco sami się
krzywdzili, ale czasami lubił ten dreszczyk, gdy krzyczeli na jego
widok. Odchrząknął i zaczął przeglądać kartki z teczki.
–
Więc,
Aksel...
istnieję,
mimo
że we mnie nie wierzysz. Hmmm... Z tego,
co
widzę, to nie byłaś ochrzczona, więc pewnie w Niego też nie
wierzysz? – Wskazał palcem w górę.
–
Nie
– wyszeptała, z ledwością wydobywając z siebie głos.
–
Ale
słyszałaś o mnie. – Zanim zdążyła się odezwać, ciągnął
dalej. – Oczywiście, że słyszałaś. Wszyscy słyszeli. A co
wiesz o moim bracie? Usiądź.
Podeszła
powoli do krzesła. Nie chciała siadać, ale wolała go nie
rozzłościć. Chociaż z początku miała go za wariata, to intuicja
podpowiadała jej, że mówi prawdę. I że jest śmiertelnie
niebezpieczny.
–
Nie
wiem,
jak
zabija się archanioły – powiedziała to tak cicho, że prawie
sama siebie nie słyszała, ale on usłyszał doskonale. Przechylił
głowę i zmarszczył brwi.
–
Hmm...
Tylko nie chodzi mi o żadnego z TYCH braci. – Przy słowie „tych”
w powietrzu zrobił znak cudzysłowu. – Pytam o Samaela.
–
Samael
to przecież diabeł. To przecież... ty.
–
Hmm...
– Mężczyzna zadudnił znów palcami o blat. – Kierujesz się
tymi chrześcijańskimi bajkami, ale prawda jest zupełnie inna,
bardziej skomplikowana. Jednak nieważne jest to, co o nim wiesz.
Interesuje mnie tylko, jak go unicestwić.
–
Nie
wiem. – Zaczęła płakać. – Naprawdę nie wiem. Wypuść mnie.
Proszę.
–
Jeśli
cię wypuszczę, to Samael cię znajdzie, wtedy to on będzie miał
przewagę, a nie mogę sobie na to pozwolić. Ta wojna trwa zbyt
długo. Masz dwa wyjścia. Powiesz mi, jak go zabić, albo to ja
zabiję ciebie.
Aksel
przełknęła gorzkie łzy. Panika ogarnęła całej jej ciało. To
nie mogło być prawdą, to musiał być zły sen. Tak, zaraz się
obudzi i będzie w swoim łóżku, w akademiku.
–
Nie
wiem – wydusiła pomiędzy kolejnymi szlochami. – Nie wierzę ani
w piekło, ani niebo, więc dlaczego miałabym wiedzieć, jak pokonać
jednego z was? Nawet nie wiem, czy moi rodzice byli wierzący.
–
Tak.
– Lucyfer przesunął kilka kartek. – Ale byli raczej zwykli,
przeciętni. Nie wyróżniali się w żadną stronę. Zginęli, gdy
miałaś dwa lata? – Przeglądał dalej i informował ją o jej
własnym życiu. – Byłaś w domu dziecka, w kilku rodzinach
zastępczych. O dziwo nie skończyłaś źle, jak to niektóre
duszyczki z takim startem. Ukończyłaś szkołę, poszłaś na
studia. Nawet nie tańczyłaś na rurze, żeby na nie zarobić,
dostałaś stypendium. Brawo. Nieskalana dusza, ale bądźmy
szczerzy, nic mi to nie daje, skoro nic nie wiesz.
Lucyfer
wstał, na co Aksel zaniosła się jeszcze większym płaczem niż
poprzednio.
–
Proszę,
chcę żyć. Jeśli to nie pomyłka, to się dowiem,
jak
to zrobić, tylko proszę, nie krzywdź mnie...
Odwrócił
się od drzwi i przyglądał się jej przez chwilę spod
przymrużonych powiek, po czym bez słowa wyszedł.
Aksel
nie miała zielonego pojęcia, co robić i co ma mu powiedzieć.
Grała na zwłokę. Miała nadzieję, że dzięki temu zyska choć
trochę czasu. Może udałoby się jej uciec. Ona nie wiedziała za
wiele o aniołach i demonach. Tylko tyle, co usłyszała od Leksi,
gdy ta pisała swoją pracę na zaliczenie. Jej przyjaciółka
pochodziła z bardzo wierzącej rodziny, do tego przez ostatnie pół
roku ślęczała nad książkami o tematyce religijnej. Ona na pewno
wiedziałaby, co trzeba zrobić. Obudziła się w niej iskierka
nadziei. Leksi! Zostawiła jej kartkę, że wróci. Co prawda nie
wiedziała,
ile
czasu minęło od jej zniknięcia, ale współlokatorka na pewno już
jej szuka. Musi zostać przy życiu do momentu, aż jej nie znajdą.
Ha, Therodor oberwał. Cóż, Lucyfera się nie drażni (cieszyłam się jak głupia, kiedy się przedstawił <3), zresztą widać, że dziewczyna jest mu potrzebna. W zasadzie powiedziałabym, że sam Książe Ciemności zabiłby ją, jeśli pojawiłaby się taka konieczność, ale nikomu innemu tknąć nie pozwoli. Ciekawa sprawa, tym bardziej że po rozmowie widać, że Aksel nic nie wie… Teoretycznie, bo mam wrażenie, że odpowiedzi jak zwykle kryją się w przeszłości.
OdpowiedzUsuńZ drugiej strony, może to jednak pomyłka? Myśli o współlokatorce, która jest wierząca, więc może jednak chodziło o Leksi. Cholera wie, ale jedno jest pewne – dziewczyna ma przerąbane :’) Swoją drogą, jest bardzo zdesperowana, a ja mam wrażenie, że Lucyfer przystanie na jej propozycję. Nie wiem cóż to za wojna, ale biedna Aksel właśnie została wplątana w coś wielkiego. Skoro powinna wiedzieć w jaki sposób zabić samego Samaela, faktycznie może okazać się kluczem – do zakończenia wojny. Pytanie tylko, co stanie się z ludźmi, kiedy jedna ze stron przejmie kontrolę.
Cóż, kontynuując komentarzowy spam, idę dalej. Dzisiaj będziesz miała mnie dość =P
Nessa.