niedziela, 6 listopada 2016

- 2.3 -

Erimia co chwilę potykała się o własne nogi, gdy Theodor prowadził, a raczej ciągnął ją po korytarzach piekła. Zdecydowanie narzucił zbyt szybkie tempo, ale nie zwróciła mu uwagi, bo czy pouczanie demona miało jakiś sens? Syknęła cicho, gdy kolejny raz zahaczyła czubkiem buta o nierówną powierzchnię. Była zaskoczona miejscem, w którym się znalazła. Wydawałoby się, że powinno być tu gorąco, jak to przedstawiały religie, literatura czy filmy, ale było inaczej. Chłód przenikał przez jej ubrania, sprawiając, że kończyny jej drętwiały i co rusz szczękała zębami. Do jej uszu z różnych stron dobiegały wymieszane ze sobą odgłosy jęków, krzyków i śmiechu, który przyprawiał o gęsią skórkę. Rozglądała się w pośpiechu, ale nikogo nie dostrzegała, tylko ciemne ściany, jakby wykute w skale, a gdzieniegdzie majaczyła zawieszona pochodnia dająca słabe światło. Skręcili w korytarz, gdzie po obu stronach znajdowały się drzwi, choć nie miała najmniejszej ochoty zaglądać, by sprawdzić, kto lub co się za nimi znajduje. To znamię zmusiło ją, by się przy jednych zatrzymała. Theodor spojrzał na nią zdziwiony, ale wyglądała na równie zaskoczoną, co on.
– Benedict, Lucyfer go zamknął za zdradę – wyjaśnił w pośpiechu, wskazując na drzwi.
– Nic mi to nie mówi. – Pokręciła przecząco głową, a nim ruszyli dalej, zajrzała przez małe okno z kratami, żeby dostrzec, wydawałoby się, martwą postać przykutą do ściany.
W końcu w jednym z korytarzy mężczyzna zatrzymał się przy drzwiach, po czym z przepraszającym wyrazem twarzy wpuścił Erimię do środka. Nie walczyła, nie krzyczała, po prostu przekroczyła próg i została zamknięta w ciemnościach. Usiadła zrezygnowana na zimnej posadzce. Chcąc rozmasować obolałą szyję, podniosła dłoń do bolącego miejsca. Nadal czuła zaciskające się palce Lucyfera. Na to wspomnienie napłynęły jej do oczu łzy. On był aniołem, nie powinien być zły, jego aura nadal pozostawała jasna, ale chciał ją zabić, widziała to w jego oczach. Mimo wszystko wierzyła, że jest jakieś wyjaśnienie, że się nie zatracił. Czuła, że tylko on może jej pomóc, a ta myśl była przerażająca, zważając na ich pierwsze spotkanie i to, gdzie właśnie była. A może była po prostu aż tak naiwna, żeby wierzyć, że w każdym jest choć odrobina dobra. Wierzyła, że świat jest dobrym, pięknym miejscem, ale również zdawała sobie sprawę, że ludzie błądzą i krzywdzą zarówno innych, jak i siebie.
Wypuściła powoli powietrze z płuc, odchylając głowę do tyłu. Musi być silna, choć się w ogóle taka nie czuła. Do jej uszu wciąż dobiegały krzyki i jęki, które przyprawiały ją o ból w skroniach. Nie chciała tego wszystkiego słyszeć, wolałaby głuchą ciszę. Z rozmyślań wyrwał ją dźwięk otwieranych drzwi. W pierwszym momencie nie widziała nic, ale zamrugała kilkukrotnie i ujrzała Theodora. O dziwo on, mimo ciemnego dymu wokół siebie, wywoływał u niej pozytywne odczucia. Była przekonana, że stoi po jej stronie od momentu, w którym ją zobaczył.
Wstała pośpiesznie, gdy ten wskazał, że ma wyjść, ale nie powiedział nic, nawet na nią nie patrzył. Zaprowadził ją do pomieszczenia, w którym nie było nic poza dwoma krzesłami. Jedno stało na środku, a drugie przy ścianie. Z sufitu zwisała obręcz, na której ktoś poutykał woskowe świece. Poza tym osobliwym żyrandolem nie było innego światła, a kołysanie się płomieni wywoływało złudzenie, że w sali jest ktoś jeszcze. Cienie tańczące na kamiennych ścianach przyprawiały o dreszcze, miało się wrażenie, że jest się w średniowiecznym lochu, brakowało tylko kajdan i łańcuchów.
Wzdrygnęła się, gdy drzwi trzasnęły. Powoli odwróciła się i wcale jej się nie spodobało to, co zobaczyła. Theodor wyszedł, a na jego miejscu pojawiła się kobieta o długich, rudych włosach i czerwonych ustach, które przywodziły na myśl krew. Była demonem, nie musiała spoglądać na jej aurę, żeby to wiedzieć, wystarczyło że spojrzała w jej oczy – czarne jak smoła. Kobieta podparła się dłonią o biodro, mierząc Erimię pogardliwym spojrzeniem, a obok niej stał Lucyfer.
Wyglądał... Zdecydowanie nie jak dumny anioł. Twarz miał poszarzałą, pokrytą kilkudniowym zarostem, włosy w nieładzie, a koszula, na której widniały plamy krwi, była wygnieciona. Przypominał szaleńca, a nie króla piekieł, zdecydowanie lepiej wyglądał rudowłosy sukkub.
– To jest Elide, jeden z najlepiej wyszkolonych demonów, potrafi wyciągnąć każdą tajemnicę z każdej żyjącej, ale też martwej istoty. Dla ciebie będzie lepiej, jeśli powiesz, co ukrywasz, bo inaczej będzie bardzo bolało. – Diabeł usiadł na krześle pod ścianą, zakładając nogę na nogę i strzepując z kolana niewidzialny pył, a jego twarz pozostawała obojętna.
Erimia pobladła, chciał ją torturować, żeby ujawniła coś, czego sama nie wiedziała. Zrobiła kilka kroków w tył w przerażeniu. Gardło miała tak ściśnięte przez strach, że nawet jeśli chciałaby krzyczeć, to nie była w stanie. Jej myśli galopowały w poszukiwaniu wyjścia z tej beznadziejnej sytuacji, ale nadaremno, bo ratunku dla niej nie było. Jeszcze większy strach budziło w niej to, że gdy tylko kobieta weszła do pomieszczenia, Erimia wiedziała, kim jest i co robiła. Temu sukkubowi znęcanie się sprawiało wręcz euforyczną radość.
– Ale ja naprawdę nic nie wiem – wyjęknęła. – Nic ponad to, co już ci powiedziałam.
Lucyfer zmrużył oczy, przyglądając się jej przez chwilę, ale i tak uważał, że kłamie, choć czuł zupełnie co innego. Skinął tylko na Elide, która z szerokim uśmiechem podchodziła do dziewczyny. Erimia wycofała się jeszcze bardziej w głąb sali, aż poczuła za plecami zimny kamień. Wyciągnęła w przerażeniu dłonie przed siebie, a gdy kobieta chwyciła ją za nadgarstek, wydarzyło się coś, co zadziwiło wszystkich obecnych. Elide została odrzucona i z hukiem uderzyła plecami o drewniane drzwi. Osunęła się na podłogę, a głowa opadła jej na ramię.
Lucyfer szybkim krokiem podszedł do nadal wystraszonej dziewczyny, ale nie dotknął jej. Zmierzył tylko od góry do dołu, spojrzał na nieprzytomną kobietę, a po chwili wrócił z powrotem do Erimii.
– Jak to zrobiłaś – wysyczał.
– Nie wiem. – Zaczęła płakać, a po chwili płacz zamienił się w szloch.
Mężczyzna wydawał się zbity z tropu. Zmarszczył brwi, a jego oczy przybrały łagodniejszy wyraz – ona była przerażona, nie kłamała. Przeczesał dłonią włosy, zastanawiając się, co zrobić z nią dalej. Gdyby nie była tak podobna do Aksel, to po prostu zostawiłby ją w jednej z cel i pozwolił, żeby umarła, ale jej wygląd wszystko skomplikował. Patrzył na jej zapłakaną twarz przez dłuższą chwilę, zastanawiając się jednocześnie, czy już stał się takim samym potworem, jakim był Samael. Gdzieś po drodze zatracił swoje wartości, wiedział o tym, choć nie chciał pamiętać. Może ona to zagranie jego Ojca, żeby mu o tym przypomnieć? Albo raczej zakpić kolejny raz. Spojrzał na Elide, która nadal nie dawała żadnych oznak życia, potem znów na Erimię i wypuścił powietrze z głośnym świstem. Wiedział, co musiał zrobić, ale pytanie brzmiało, czy chciał.
Nie widział się z Michałem od roku. Od samego pogrzebu Aksel unikał brata, a wyglądało na to, że będzie musiał się z nim spotkać; na tą myśl zazgrzytał zębami. Mimo że ten go kilka razy wzywał, to Lucyfer ani razu nie odpowiedział, ale teraz musi to zrobić, jeśli chce zakończyć tę farsę. Michał jest jego dłużnikiem, musi mu pomóc.

1 komentarz:

  1. Zimne piekło? :D Powiedzenie „prędzej piekło zamarznie” stało się nagle bardzo ryzykowne, skoro najwyraźniej mają problemy z ogrzewaniem xD A tak poważnie, to sposób w jaki opisałaś to miejsce, jest niepokojący. I jeszcze te krzyki… Więc Benedykt żyje? I dobrze! Beniowi absolutnie się należał porządny wpierdziel za zdradę, tym bardziej że Lucyfer nie przebacza.
    Mniej więcej od tego momentu zaczęłam coraz bardziej lubić Theodora (a pod koniec tej części uwielbiam go całą sobą, ale o tym potem). Jest wierny, chociaż wyraźnie ma swego rodzaju słabość do Erimy, najpewniej przez jej podobieństwo do Aksel, ale… Kto go tam wie, nie? W końcu na każdym kroku Erima podkreśla, że widzi w każdym dobro, a przynajmniej próbuje :3
    Nie miałam wcześniej przyjemności z Elide, ale jej zapowiedź była wystarczająco niepokojąca, bym zaczęła się obawiać, czy Lucyfer nie posunie się za daleko. On by to zrobił, nie? Gdyby nie odrzuciła od siebie tej sadystki… Nie wiem, co ta kobieta mogłaby zrobić, ale zdecydowanie nic miłego. Względem Aksel na początku Lucyfer nie posunął się aż do próby tortur, więc widać, że sporo się zmieniło, nawet jeśli facet ciągle ma w sobie dobro…

    Nessa.

    OdpowiedzUsuń