Erimia
co chwilę potykała się o własne nogi, gdy Theodor prowadził, a
raczej ciągnął ją po korytarzach piekła. Zdecydowanie narzucił
zbyt szybkie tempo, ale nie zwróciła mu uwagi, bo czy pouczanie
demona miało jakiś sens? Syknęła cicho, gdy kolejny raz zahaczyła
czubkiem buta o nierówną powierzchnię. Była zaskoczona miejscem,
w którym się znalazła. Wydawałoby się, że powinno być tu
gorąco, jak to przedstawiały religie, literatura czy filmy, ale
było inaczej. Chłód przenikał przez jej ubrania, sprawiając, że
kończyny jej drętwiały i co rusz szczękała zębami. Do jej uszu
z różnych stron dobiegały wymieszane ze sobą odgłosy jęków,
krzyków i śmiechu, który przyprawiał o gęsią skórkę.
Rozglądała się w pośpiechu, ale nikogo nie dostrzegała, tylko
ciemne ściany, jakby wykute w skale, a gdzieniegdzie majaczyła
zawieszona pochodnia dająca słabe światło. Skręcili w korytarz,
gdzie po obu stronach znajdowały się drzwi, choć nie miała
najmniejszej ochoty zaglądać, by sprawdzić, kto lub co się za
nimi znajduje. To znamię zmusiło ją, by się przy jednych
zatrzymała. Theodor spojrzał na nią zdziwiony, ale wyglądała na
równie zaskoczoną, co on.
–
Benedict,
Lucyfer go zamknął za zdradę – wyjaśnił w pośpiechu,
wskazując na drzwi.
–
Nic
mi to nie mówi. – Pokręciła przecząco głową, a nim ruszyli
dalej, zajrzała przez małe okno z kratami, żeby dostrzec,
wydawałoby się, martwą postać przykutą do ściany.
W
końcu w jednym z korytarzy mężczyzna zatrzymał się przy
drzwiach, po czym z przepraszającym wyrazem twarzy wpuścił Erimię
do środka. Nie walczyła, nie krzyczała, po prostu przekroczyła
próg i została zamknięta w ciemnościach. Usiadła zrezygnowana na
zimnej posadzce. Chcąc rozmasować obolałą szyję, podniosła dłoń
do bolącego miejsca. Nadal czuła zaciskające się palce Lucyfera.
Na to wspomnienie napłynęły jej do oczu łzy. On był aniołem,
nie powinien być zły, jego aura nadal pozostawała jasna, ale
chciał ją zabić, widziała to w jego oczach. Mimo wszystko
wierzyła, że jest jakieś wyjaśnienie, że się nie zatracił.
Czuła, że tylko on może jej pomóc, a ta myśl była przerażająca,
zważając na ich pierwsze spotkanie i to, gdzie właśnie była. A
może była po prostu aż tak naiwna, żeby wierzyć, że w każdym
jest choć odrobina dobra. Wierzyła, że świat jest dobrym, pięknym
miejscem, ale również zdawała sobie sprawę, że ludzie błądzą
i krzywdzą zarówno innych, jak i siebie.
Wypuściła
powoli powietrze z płuc, odchylając głowę do tyłu. Musi być
silna, choć się w ogóle taka nie czuła. Do jej uszu wciąż
dobiegały krzyki i jęki, które przyprawiały ją o ból w
skroniach. Nie chciała tego wszystkiego słyszeć, wolałaby głuchą
ciszę. Z rozmyślań wyrwał ją dźwięk otwieranych drzwi. W
pierwszym momencie nie widziała nic, ale zamrugała kilkukrotnie i
ujrzała Theodora. O dziwo on, mimo ciemnego dymu wokół siebie,
wywoływał u niej pozytywne odczucia. Była przekonana, że stoi po
jej stronie od momentu, w którym ją zobaczył.
Wstała
pośpiesznie, gdy ten wskazał, że ma wyjść, ale nie powiedział
nic, nawet na nią nie patrzył. Zaprowadził ją do pomieszczenia, w
którym nie było nic poza dwoma krzesłami. Jedno stało na środku,
a drugie przy ścianie. Z sufitu zwisała obręcz, na której ktoś
poutykał woskowe świece. Poza tym osobliwym żyrandolem nie było
innego światła, a kołysanie się płomieni wywoływało złudzenie,
że w sali jest ktoś jeszcze. Cienie tańczące na kamiennych
ścianach przyprawiały o dreszcze, miało się wrażenie, że jest
się w średniowiecznym lochu, brakowało tylko kajdan i łańcuchów.
Wzdrygnęła
się, gdy drzwi trzasnęły. Powoli odwróciła się i wcale jej się
nie spodobało to, co zobaczyła. Theodor wyszedł, a na jego miejscu
pojawiła się kobieta o długich, rudych włosach i czerwonych
ustach, które przywodziły na myśl krew. Była demonem, nie musiała
spoglądać na jej aurę, żeby to wiedzieć, wystarczyło że
spojrzała w jej oczy – czarne jak smoła. Kobieta podparła się
dłonią o biodro, mierząc Erimię pogardliwym spojrzeniem, a obok
niej stał Lucyfer.
Wyglądał...
Zdecydowanie nie jak dumny anioł. Twarz miał poszarzałą, pokrytą
kilkudniowym zarostem, włosy w nieładzie, a koszula, na której
widniały plamy krwi, była wygnieciona. Przypominał szaleńca, a
nie króla piekieł, zdecydowanie lepiej wyglądał rudowłosy
sukkub.
–
To
jest Elide, jeden z najlepiej wyszkolonych demonów, potrafi
wyciągnąć każdą tajemnicę z każdej żyjącej, ale też martwej
istoty. Dla ciebie będzie lepiej, jeśli powiesz, co ukrywasz, bo
inaczej będzie bardzo bolało. – Diabeł usiadł na krześle pod
ścianą, zakładając nogę na nogę i strzepując z kolana
niewidzialny pył, a jego twarz pozostawała obojętna.
Erimia
pobladła, chciał ją torturować, żeby ujawniła coś, czego sama
nie wiedziała. Zrobiła kilka kroków w tył w przerażeniu. Gardło
miała tak ściśnięte przez strach, że nawet jeśli chciałaby
krzyczeć, to nie była w stanie. Jej myśli galopowały w
poszukiwaniu wyjścia z tej beznadziejnej sytuacji, ale nadaremno, bo
ratunku dla niej nie było. Jeszcze większy strach budziło w niej
to, że gdy tylko kobieta weszła do pomieszczenia, Erimia wiedziała,
kim jest i co robiła. Temu sukkubowi znęcanie się sprawiało wręcz
euforyczną radość.
–
Ale
ja naprawdę nic nie wiem – wyjęknęła. – Nic ponad to, co już
ci powiedziałam.
Lucyfer
zmrużył oczy, przyglądając się jej przez chwilę, ale i tak
uważał, że kłamie, choć czuł zupełnie co innego. Skinął
tylko na Elide, która z szerokim uśmiechem podchodziła do
dziewczyny. Erimia wycofała się jeszcze bardziej w głąb sali, aż
poczuła za plecami zimny kamień. Wyciągnęła w przerażeniu
dłonie przed siebie, a gdy kobieta chwyciła ją za nadgarstek,
wydarzyło się coś, co zadziwiło wszystkich obecnych. Elide
została odrzucona i z hukiem uderzyła plecami o drewniane drzwi.
Osunęła się na podłogę, a głowa opadła jej na ramię.
Lucyfer
szybkim krokiem podszedł do nadal wystraszonej dziewczyny, ale nie
dotknął jej. Zmierzył tylko od góry do dołu, spojrzał na
nieprzytomną kobietę, a po chwili wrócił z powrotem do Erimii.
–
Jak
to zrobiłaś – wysyczał.
–
Nie
wiem. – Zaczęła płakać, a po chwili płacz zamienił się w
szloch.
Mężczyzna
wydawał się zbity z tropu. Zmarszczył brwi, a jego oczy przybrały
łagodniejszy wyraz – ona była przerażona, nie kłamała.
Przeczesał dłonią włosy, zastanawiając się, co zrobić z nią
dalej. Gdyby nie była tak podobna do Aksel, to po prostu zostawiłby
ją w jednej z cel i pozwolił, żeby umarła, ale jej wygląd
wszystko skomplikował. Patrzył na jej zapłakaną twarz przez
dłuższą chwilę, zastanawiając się jednocześnie, czy już stał
się takim samym potworem, jakim był Samael. Gdzieś po drodze
zatracił swoje wartości, wiedział o tym, choć nie chciał
pamiętać. Może ona to zagranie jego Ojca, żeby mu o tym
przypomnieć? Albo raczej zakpić kolejny raz. Spojrzał na Elide,
która nadal nie dawała żadnych oznak życia, potem znów na Erimię
i wypuścił powietrze z głośnym świstem. Wiedział, co musiał
zrobić, ale pytanie brzmiało, czy chciał.
Nie
widział się z Michałem od roku. Od samego pogrzebu Aksel unikał
brata, a wyglądało na to, że będzie musiał się z nim spotkać;
na tą myśl zazgrzytał zębami. Mimo że ten go kilka razy wzywał,
to Lucyfer ani razu nie odpowiedział, ale teraz musi to zrobić,
jeśli chce zakończyć tę farsę. Michał jest jego dłużnikiem,
musi mu pomóc.
Zimne piekło? :D Powiedzenie „prędzej piekło zamarznie” stało się nagle bardzo ryzykowne, skoro najwyraźniej mają problemy z ogrzewaniem xD A tak poważnie, to sposób w jaki opisałaś to miejsce, jest niepokojący. I jeszcze te krzyki… Więc Benedykt żyje? I dobrze! Beniowi absolutnie się należał porządny wpierdziel za zdradę, tym bardziej że Lucyfer nie przebacza.
OdpowiedzUsuńMniej więcej od tego momentu zaczęłam coraz bardziej lubić Theodora (a pod koniec tej części uwielbiam go całą sobą, ale o tym potem). Jest wierny, chociaż wyraźnie ma swego rodzaju słabość do Erimy, najpewniej przez jej podobieństwo do Aksel, ale… Kto go tam wie, nie? W końcu na każdym kroku Erima podkreśla, że widzi w każdym dobro, a przynajmniej próbuje :3
Nie miałam wcześniej przyjemności z Elide, ale jej zapowiedź była wystarczająco niepokojąca, bym zaczęła się obawiać, czy Lucyfer nie posunie się za daleko. On by to zrobił, nie? Gdyby nie odrzuciła od siebie tej sadystki… Nie wiem, co ta kobieta mogłaby zrobić, ale zdecydowanie nic miłego. Względem Aksel na początku Lucyfer nie posunął się aż do próby tortur, więc widać, że sporo się zmieniło, nawet jeśli facet ciągle ma w sobie dobro…
Nessa.