Obudziła
się w środku nocy, o dziwo całkowicie wypoczęta. Przez jakiś
czas jeszcze wierciła się w łóżku z nadzieją, że dotrwa do
rana, ale była zbyt podekscytowana, żeby to się udało.
Ostatecznie wstała, ubrała się i po cichu wyszła z hostelu.
Ulice
okazały się puste, żadnego człowieka, żadnego demona.
Szczególnie z tego drugiego powodu była zadowolona. Jedynym jej
towarzyszem był księżyc częściowo zasłonięty przez chmury,
które co rusz się przesuwały, ale to dodawało uroku ciepłej
nocy. Szła spokojnie w kierunku posiadłości, której dach widziała
z okien swojego pokoju. W połowie drogi stwierdziła, że nie do
końca to przemyślała, albo raczej w ogóle, bo dom był znacznie
dalej, niż by się wydawało.
Po
około godzinie spaceru dotarła przed bramę wjazdową, za którą
znajdował się podjazd wysypany białymi kamykami. Nie zastanawiała
się nad tym, co robi, poddała się intuicji, która ponaglała ją
do wejścia. Pchnęła bramę, która o dziwo ustąpiła, wpuszczając
ją na teren posiadłości. Kamienie trzeszczały pod jej stopami,
gdy krok po kroku zbliżała się do rezydencji. Wchodząc po
schodach, jej serce znacznie przyspieszyło, jakby w oczekiwaniu na
to, co znajdzie za drzwiami.
Mimo
całej ekscytacji z wahaniem weszła do środka, ale zdawało się,
że nikogo nie ma i to już od dłuższego czasu. Na marmurowej
podłodze zalegała gruba warstwa kurzu, zresztą tak jak na
wszystkim, co zobaczyła w blasku księżyca, który teraz był
całkowicie odsłonięty. Postanowiła się rozejrzeć, ale tylko
cienie na ścianach towarzyszyły jej w zwiedzaniu posiadłości.
Poczuła przez to nutę rozczarowania, chciała znaleźć tu
odpowiedzi, a jak na razie to miała tylko dodatkowe pytania.
Dotknęła znamienia pod koralikami, ale nic się nie działo.
Zmarszczyła brwi, zastanawiając się, co dalej. Czyżby się
pomyliła? Nic nie działo się bez powodu, dlatego tu przybyła i
nie podda się tak łatwo, poczeka na kolejny znak albo przeczucie,
choćby najmniejsze. Uczepiła się tej myśli kurczowo, żeby się
nie rozpłakać. Przebyła tyle kilometrów i po co? Jej podbródek
drgał delikatnie jeszcze przez kilka sekund. Wypuściła powoli
powietrze, biorąc się jednocześnie w garść. Nie znalazła w
rezydencji nic, co by mogło ją naprowadzić na cokolwiek, dlatego
zdecydowała wrócić do hostelu, ale gdy stanęła u szczytu
schodów, zamarła, bo pośrodku holu stał demon i się w nią
wpatrywał. Przełknęła z trudem ślinę, zastanawiając się, czy
zejść na dół, czy raczej rzucić się do ucieczki i skryć się w
którymś z licznych pokoi.
–
Co
tu robisz? – Mężczyzna skierował snop światła z latarki na jej
twarz.
–
Przepraszam,
ja myślałam... – Przysłoniła oczy dłonią i zaczęła
ostrożnie schodzić po schodach. – Myślałam, że znajdę tu
kogoś, kto mi pomoże.
Dziewczyna
stanęła w bezpiecznej odległości od demona, a ręce opuściła
wzdłuż ciała. Wytarła spocone dłonie w spodnie, ale w zasadzie
nic to nie dało. Mężczyzna ogarnął jej sylwetkę wzrokiem, a gdy
dotarł do twarzy, aż się cofnął. Dostrzegła w jego oczach lęk
i niedowierzanie, a znamię zrobiło się cieplejsze. Przez kilka
minut stali w ciszy, a demon przyglądał się jej intensywnie, aż
odzyskał panowanie nad sobą.
–
Aksel?
– Podszedł do niej bliżej, mrużąc oczy.
–
N...
Nie. Chyba nie – wyjąkała. Czuła skrępowanie, gdy tak na nią
patrzył, jakby ją znał. – Mówią na mnie Erimia.
–
Przysiągłbym,
że... – Mężczyzna pokręcił głową i znów spojrzał jej w
oczy. – Przecież to niemożliwe.
Wyciągnął
telefon z kieszeni, wybrał numer i usłyszała musi szef to
zobaczyć, po czym się rozłączył.
–
Znasz
mnie? – W jej głosie było słychać nadzieję, ale on tylko
zacisnął zęby. – Jesteś demonem, prawda? Chcesz mnie
skrzywdzić? Czyj to dom?
Dla
Erimii pytania wydawały się wyblakłe i niewłaściwe, ale to było
bez znaczenia, bo i tak nie odpowiadał, tylko się gapił, co
sprawiało, że czuła się jeszcze bardziej skrępowana. Ta cisza
trawiła ją od środka. Miała ochotę się rozpłakać, choć była
pewna, że to nic nie da. Mężczyzna wyłączył latarkę, ale za to
włączył oświetlenie. Dopiero teraz widziała, jakie wytworne było
to miejsce i aż poczuła ucisk w żołądku, że jest opuszczone, że
nikt nie podziwia tego piękna.
–
Theodor.
– W końcu odpowiedział jakby z wysiłkiem, ale i z błyskiem w
oku. – I tak, jestem demonem.
Na
dalszą rozmowę nie było czasu, bo drzwi otworzyły się i zamknęły
z hukiem. Do środka wszedł przystojny mężczyzna, a Erimia
poczuła, jak przyjemny prąd przechodzi przez całe jej ciało.
Zamrugała kilkukrotnie i dopiero kiedy się odezwał, zdała sobie
sprawę, że wstrzymała oddech.
–
Cóż
takiego ważnego się wydarzyło, że miałem tu przyjechać?
Początkowo
mężczyzna nie zwracał na nią uwagi, dopiero gdy Theodor wskazał
ją bez słowa, nowo przybyły skierował swój wzrok w jej kierunku.
Nawet nie zdążyła zarejestrować kiedy długie, chłodne palce
zaciskały się na jej szyi, unosząc jednocześnie kilka centymetrów
nad podłogą. Wpatrywała się w niego z przerażeniem, wbijając
paznokcie w jego dłoń; próbowała złapać oddech i coś
powiedzieć, ale zdawało się to na nic. W jego oczach dostrzegła
ból wymieszany z wściekłością.
–
Panie?
– Demon patrzył z przerażeniem na dziewczynę, która była
bliska omdlenia.
Mężczyzna
rozluźnił palce, a Erimia upadła na podłogę, wzbijając przy tym
kłęby kurzu. Kasłała, łapczywie biorąc kolejne wdechy, starając
się przy tym zapanować nad strachem, który opanował jej umysł, a
on ukucnął przy niej i uśmiechał się kpiąco.
–
Czego
chcesz?
–
Nie
wiem. – Spojrzała na niego oczami pełnymi łez, co jeszcze
bardziej go rozzłościło. Chwycił ją za włosy, szarpnięciem
odchylając głowę do tyłu.
–
Nie
kłam – warknął.
–
Naprawdę
nie wiem... Coś mnie tu przyciągnęło.
Prychnął,
prostując się, przeczesał dłonią już i tak potargane, ciemne
włosy.
–
Myślisz,
że się na to nabiorę? Nie wiesz, kim jestem? Czy jesteś na tyle
głupia, myśląc, że jeśli się do niej upodobnisz, to coś
zyskasz?
Erimia
wstała z kolan, otarła łzy i przekręciła głowę, intensywnie
się w niego wpatrując.
–
Wiem,
kim jesteś. Lucyfer, Książę Ciemności, ale ja wiem wszystko o
demonie i aniele, którego spotkam. – Nie zdążyła ugryźć się
w język, a słowa po prostu same wypływały z jej ust. – To mój
dar i przekleństwo, że odróżniam ich od ludzi. Tylko nie wiem
dlaczego.
–
Więc
kim jesteś ty?
–
Człowiekiem.
– Nadal była wystraszona, ale przynajmniej mogła oddychać.
–
Ech...
– Mlasnął niezadowolony. – Myślisz, że nie widzę tego?
Przez
jedną krótką chwilę chciała się odwrócić i wybiec z
posiadłości, ale nadgarstek zrobił się cieplejszy, zmuszając ją
do zastanowienia się nad sytuacją. Z kolei intuicja podpowiadała,
że powinna być z nim szczera. W momencie, kiedy na niego spojrzała,
wiedziała, kim jest, ale nie sądziła, że ją skrzywdzi.
–
Nazwali
mnie Erimia, bo rok temu znaleźli mnie na pustyni. Nie wiem, skąd
się tam wzięłam, nie wiem, skąd pochodzę. Nic z okresu przed
pustynią nie pamiętam. Cały czas kieruję się przeczuciami, które
przyprowadziły mnie aż tutaj.
Lucyfer
szybkim krokiem zbliżył się do niej, a następnie bez żadnego
ostrzeżenia chwycił oburącz za głowę i patrzył wprost w oczy.
Początkowo próbowała się wyrywać, ale już po chwili ciało
stało się wiotkie i odpłynęła, żeby po kilku sekundach znów
zacząć się szarpać. Kiedy ją puścił, dyszała ciężko,
zupełnie zdezorientowana. W kilka sekund przez jej umysł przewinęły
się tysiące obrazów, które zawierały wspomnienia z ostatniego
roku i nic poza tym. Lucyfer zmrużył oczy, zastanawiając się nad
tym, co zobaczył. Nie było w jej głowie nic, co by dało mu
wskazówkę odnośnie tego, kim jest i po co przyszła, a przede
wszystkim dlaczego do złudzenia przypomina Aksel. Targały nim
przeróżne emocje, w tym samym momencie czuł żal, wściekłość,
bezradność, smutek. Jednocześnie chciał ją zabić i przytulić.
Zacisnął zęby, gdy niemal z czułością odgarnął włosy z jej
twarzy.
–
Theodorze,
zabierz ją.
–
Gdzie?
– Demon podszedł do Lucyfera, nie bardzo wiedząc, o co mu chodzi.
Ten
z kolei uniósł jedną brew w górę i uśmiechnął się krzywo,
wymijając ich oboje.
– Do
piekła.
Hej ;)
OdpowiedzUsuńKolejny ładnie napisany rozdział. Erimia - bardzo podoba mi się to imię :). Ciekawi mnie z skąd ma na skórze te wzory i jest porównywalna do jakiejś Aksel? Lucyfer to całkiem stanowczy gość. Najpierw chce ją udusić. A potem wysłać do piekła...
Czekam na nexta
Cześć! :)
UsuńWszystko się wyjaśni w swoim czasie, choć nie przewiduję tego zbyt szybko, ale jak zwykle wyjdzie podczas pisania. Jeśli nie czytałaś części I, to zachęcam, dowiesz się kim była Aksel. :)
Wow! Jak zwykle mnie nie zawiodłaś, bardzo podoba mi się ten rozdział.:) Jestem szczerze zaintrygowana zaistniałą sytuacją, podobieństwem Erimii do Aksel, znamieniem dziewczyny. Najbardziej zastanawia mnie jednak pustynia...:P Będę tu zaglądać :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Nav.y Blue
Jest mi niezmiernie miło, że zajrzałaś ponownie. :) Dziękuję za pozytywny komentarz i oczywiście zapraszam, jak już pojawi się kolejny. Pozdrawiam! ^^
UsuńZnów lecę po kolei, więc szykuj się na zapchaną skrzynkę z powiadomieniami =P Erimia to ładne imię, na pewno wyjątkowe, ale co się dziwić, skoro ta dziewczyna też taka jest? Nikt normalny nie wędruje w pojedynkę do obcego, wyraźnie opuszczonego domu, kierując się zaledwie przeczuciami. Dziewczyna jest albo szalona, albo wyjątkowo odważna i głupia zarazem, a przynajmniej to musiał pomyśleć sobie Theodor, kiedy ją zobaczył.
OdpowiedzUsuńWygląda jak Aksel ;-; To musiał być szok zarówno dla Theo (mogę tak na niego mówić, nie ^^), jak i dla Lucyfera. Ucieszyłam się, kiedy znowu się pojawił, chociaż łamiesz mi serce tym, jak on raz po raz dostaje po tyłku. Jeszcze nie pogodził się ze śmiercią Aksel, nic dziwnego, że wkurzył się na pojawienie kogoś, kto mu ją przypomina. Jest podejrzliwy i rozbity, a to zdecydowanie nie wróży dobrze. To, że ostatecznie nie puścił Erimy wolno, też nie wydaje mi się dziwne, chociaż wycieczka do piekła zdecydowanie nie była tym, czego biedaczka się spodziewała…
Tak czy inaczej, dobrze czytać znów o znajomych postaciach, nawet jeśli są rozbite :D
Nessa.