środa, 11 stycznia 2017

- 2.9 -

Poruszała się po pokoju w ciszy, jakby się bała, że komuś przeszkodzi, choć takie przypuszczenia były absurdalne. Dziwnie być w domu Lucyfera. Co prawda sam powiedział, że ma zostać i odpocząć, a czas na rozmowy przyjdzie później, mimo to i tak czuła się tu nieswojo.
Na palcach podeszła do okna. Odsłaniając delikatnie ciężką zasłonę, upewniła się, że jest noc. Spała może dwie godziny, ale niepokojący sen wyrwał ją z błogiego stanu bez zmartwień.
Przeczesała splątane włosy palcami, przyglądając się niebu. Miała tylko nadzieję, że jedna z gwiazd nie zacznie się nieoczekiwanie przybliżać, a przez drzwi balkonowe nie wpadnie anioł, żeby zakończyć jej życie.
Odetchnęła głęboko zrezygnowana. Teraz właśnie był czas na rozmowę. Musiała powiedzieć wszystko Lucyferowi, a i on nie mógł niczego przed nią ukrywać, choć to drugie może być ciężkie do wykonania. Chciała prawdy. Czy to było takie trudne do zrozumienia?
Schodziła powoli po schodach, zaplatając jednocześnie niesforne włosy w warkocz. Próbowała skupić na czymś myśli, ale były jedną wielką plątaniną czegoś, czego nie mogła sprecyzować. Emocje kłębiły się w niej, gotowe w każdej chwili wybuchnąć i przejąć nad nią kontrolę. Nikt nie zdawał sobie sprawy, ile kosztowało ją to, żeby nie histeryzowała. Naprawdę starała się jakoś trzymać, panować nad sobą, choć tuż pod skórą była kłębkiem nerwów. Nikt nie myślał o niej jak o człowieku, traktowali ją, jakby była jedną z nich – niebiańską czy też demoniczną istotą, na której te wszystkie bzdury nie powinny robić wrażenia. Tylko że ona była śmiertelna, krucha i cholernie przerażona.
Gdy pokonała ostatni stopień, zmarszczyła brwi. Nie było najmniejszego śladu kurzu na podłodze. Jak znalazła się tu pierwszy raz, to można było aż w nim pływać. Rozejrzała się dookoła, aż jej wzrok przykuła smuga światła wydobywająca się spod uchylonych drzwi w jednym z bocznych korytarzy. Ruszyła w tamtym kierunku, a czym była bliżej, tym wyraźniej słyszała głosy. Stanęła przy drzwiach z uniesioną rękę zwiniętą w pięść. Zawahała się, czy powinna zapukać, czy zawrócić.
– Wejdź. – Usłyszała głos Lucyfera, zanim zdążyła podjąć decyzję.
Drżącą dłonią chwyciła klamkę, po czym ostrożnie pociągnęła. Stanęła w progu nadal niepewna, czy chce wejść do tego pokoju. Przygryzła dolną wargę, aż poczuła krew na języku. Szybko się zreflektowała i, wypuszczając powietrze ze świstem, zrobiła krok do przodu.
Spojrzeniem ogarnęła pomieszczenie, które okazało się przytulną biblioteką z kominkiem, w którym wesoło skakały płomienie. Ściany wyglądały tak jak na filmach, bo od podłogi po sam sufit piętrzyły się regały zapełnione książkami. W kątach stały kartony, z których wysypywały się najróżniejsze egzemplarze, dla których widocznie nie było miejsca na półkach. Pod jedną z takich ścian stał oparty o nią plecami Theodor. Miał skrzyżowane ręce na piersi i przymknięte oczy, ale gdy tylko jej wzrok spoczął na nim, uśmiechnął się delikatnie na jedną, krótką chwilę. Ucieszyła się, że jest cały, a i paskudna rana z czoła zniknęła. Co prawda nie była pewna, czy demon może zginąć w wypadku samochodowym, ale tak czy inaczej polubiła go i zdecydowanie nie chciała jego śmierci.
Przeniosła wzrok na Michała, który siedział teraz w fotelu i zdecydowanie wyglądał na żywego. Na twarzy gościło zmęczenie, ale był czysty i w świeżych ubraniach, które z pewnością należały do trzeciego mężczyzny w pokoju. Spojrzała niepewnie i na niego. Lucyfer opierał się o półeczkę nad kominkiem, wpatrując się w dziewczynę intensywnie. W dłoni trzymał szklankę z bursztynową zawartością. Taka sama stała na stoliku, tuż przy Michale, ale wydawało się, że anioł nie upił nawet łyczka.
Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale po chwili je zamknęła. Czuła się nieswojo, gdy Lucyfer tak na nią patrzył, aż poczuła mrowienie w dole brzucha. Wzdrygnęła się na to uczucie. Czy to były motylki? Było to niemożliwe! Przecież on ją przerażał; to, co przeszła przez niego, ją przerażało. Powoli wypuściła powietrze z postanowieniem, że nie będzie o nim myśleć.
– Cieszę się, że jesteś cały. – Zrobiła krok w stronę Michała, po czym przystanęła, przygryzając dolną wargę. – Mam nadzieję, że nie uszkodziłam ci skrzydeł.
– Nie. Są całe. – Anioł uśmiechnął się ciepło. – Dziękuję.
– Skąd wiedziałaś? – Lucyfer śledził uważnie każdy jej ruch, na co dało się usłyszeć ciche westchnienie Theodora.
– Ja... To jest dziwne. – Erimia potarła kark, spuszczając wzrok. Po chwili usiadła na skraju drugiego fotela, a palcem wskazała na szklankę z alkoholem, której nie tknął Michał. – Mogę?
Gdy archanioł przytaknął, opróżniła szkło do połowy jednym haustem. Skrzywiła się, przełykając płyn. Początkowo był gorzki, później palący, a na końcu poczuła, że śmierdzi. Zakaszlała, gdy już nie miała nic w ustach. Odstawiła szklankę, a dłonie wcisnęła pomiędzy uda, żeby opanować ich drżenie.
– Mów w końcu! – syknął mężczyzna przy kominku. – Ona chciała cię zabić. Dlaczego?
Erimia nerwowo przeczesała palcami włosy, psując tym samym warkocz. Spoglądała niepewnie na każdego z mężczyzn, nie wiedząc, jak ma się zabrać do tłumaczenia. Boże! Przecież sama nie wierzyła w to wszystko!
– Widziałam. Nie wiem jak, ale widziałam oczami Mishaji. – Zacisnęła dłonie w pięści. – Ale tylko przez chwilę. Czułam to, co ona, byłam jakby w jej wnętrzu i nie mogłam nic zrobić. – Lucyfer chciał już się odezwać, gdy pokręciła głową, a rude włosy rozsypały się na jej przygarbione ramiona. – Daj mi skończyć, to wcale nie jest dla mnie łatwe. Wy ten świat znacie. Żyjecie w nim od tysięcy lat, a ja? Chciałam tylko się dowiedzieć, kim jestem, a za to zostałam wciągnięta w... w jakąś cholerną wojnę!
– Wojna się skończyła. – Diabeł wzruszył ramionami i wziął łyk ze szklanki. – Samael zginął.
– Jesteś pewien? – warknęła w jego kierunku. Zaskoczył ją jej własny ton, chyba właśnie granice cierpliwości zostały przekroczone. – Ona była z nim w zmowie. Oddał jej ułamek swej duszy, żeby przetrwać, a gdy zaczął się w niej rozrastać, wsadziła go we mnie. Zabrała mi pamięć i porzuciła na pustkowiu. To, że ty przestałeś walczyć, nie znaczy, że on też.
Po tych słowach zapadła cisza, a oddychanie dla Erimii stało się wyzwaniem, które graniczyło z cudem. Klatka piersiowa unosiła się i opadała w nerwowym rytmie. Łzy, które zaczęły napływać do oczu, piekły niemiłosiernie. Była krok od tego, żeby nie wybiec z pomieszczenia z histerycznym płaczem.
– Jest to możliwe? – Lucyfer zwrócił się do Michała, zupełnie ignorując dziewczynę.
– Wiesz, że nie ma rzeczy niemożliwych. Samael zawsze był przebiegły. – Archanioł zamyślił się przez chwilę. – Ale skoro wpłynął na Mishaję, to dlaczego chciała zabić mnie, a nie Lucyfera? – Tym razem zwrócił się do Erimii, która nie wyglądała już tak, jakby właśnie popadła w obłęd.
Na moment jej tęczówki przysłoniły powieki, a wachlarz z rzęs powodował, że cienie tańczyły na jej policzkach. Gdy w końcu zdecydowała się odezwać, spojrzenie utkwiła w mężczyźnie przy kominku.
– Ona cię kocha – wyszeptała niemal ze strachem. – Albo raczej ma obsesję na twoim punkcie.
To był chyba pierwszy raz, jak Michał widział aż tak zszokowanego brata. Lucyfer pierwszy raz nie wiedział, co powiedzieć. Kilka długich sekund minęło, nim odzyskał głos.
– Niby skąd to wiesz? – Posłał Erimii raczej mało przyjazne spojrzenie.
– Mówiłam. Byłam w niej. Nim to dostrzegła, trochę się dowiedziałam. Między innymi właśnie to. – Zacisnęła szczęki, gdy prychnął. – Masz prawo mi nie wierzyć, ale ja nie mam powodu cię okłamywać.
– Skąd znasz Lunę?
– Ja... – wyjąkała osłupiała. – Wynajęłam u niej pokój.
– Była aniołem, ale pozbawili ją skrzydeł – powiedział tonem pozbawionym jakichkolwiek emocji, cały czas czujnie przyglądając się twarzy dziewczyny.
Erimia zwyczajnie się na niego gapiła z otwartymi ustami. W jednym ułamku sekundy zrobiła się blada, niemal przezroczysta. Wyglądała, jakby zobaczyła diabła... pierwszy raz. Potrząsnęła głową z niedowierzaniem, po czym gwałtownie wstała. Znów zaczęła wpadać w panikę i mimo mętliku, jaki panował w jej umyśle, zaczynała łączyć fakty.
Potarła koraliki na nadgarstku. Rafał mówił, że mają anielską moc. Dostała je od Wasi, która ma taką samą aurę jak Luna. Nie było innego wyjaśnienia jak to, że też była aniołem bez skrzydeł.
Przełknęła z trudem ślinę, starając się jednocześnie opanować mdłości. Zrobiła kilka głębokich wdechów przez nos, po czym wypuszczała powietrze ustami. Jeszcze raz spojrzała na Lucyfera, który wyglądał, jakby ta cała sytuacja nie robiła na nim najmniejszego wrażenia.
Nim zdążyła zmienić zdanie, ściągnęła bransoletkę z nadgarstka i podstawiła znamię pod nos Michałowi.
– Co to jest i skąd to mam?
Oczy anioła rozszerzyły się w niemym zdziwieniu. Wstał, chwytając rękę dziewczyny i przyglądał się triquetrze z niedowierzaniem. Przełknął głośno ślinę, a wzrok przeniósł na brata. Jednak nic nie powiedział, nie był w stanie. Pierwszy raz spotkał się z czymś takim i nie miał pojęcia, co o tym myśleć, a już w ogóle jak postąpić.
Erimia wzdrygnęła się, gdy obok niej stanął Lucyfer i otarł się o jej ramię, nachylając się, aby lepiej zobaczyć znamię. Odsunęła się o kilka centymetrów, byle nie czuć jego dotyku na odsłoniętym ramieniu.
W przeciwieństwie do anioła nie wykazał zaniepokojenia czy też zainteresowania. Wzruszył tylko ramionami, po czym wrócił na swoje miejsce i dorzucił kawałek drewna do ognia. Sam nie miał pomysłu, dlaczego Michał wykazał takie niedowierzanie, ale z pewnością poinformuje ich o tym, lecz nie mógł go popędzać. Archanioł potrafił być bardzo uparty i jeśli dojdzie do wniosku, że Lucyfer może zagrażać dziewczynie, to nic mu nie powie, a ją ukryje przed nim gdzieś daleko stąd.
Podejrzenia mężczyzny były jednak bezpodstawne, bo Michał doszedł do wniosku, że triquetra wszystko zmieni zarówno w życiu Lucyfera, jak i Erimii, a może ich wszystkich.
Wypuścił powoli powietrze, po czym nakrył znamię swoją dłonią i uśmiechnął się delikatnie do dziewczyny, a przynajmniej próbował to zrobić.
– Triquetra jest znamieniem Ojca. Naznaczałem w ten sposób ludzi szczególnych. – Przerwał na moment, chcąc ująć to w jak najmniej skomplikowany sposób. – W ostatnim stuleciu naznaczyłem tylko jedną duszę, a żaden z aniołów nie ma takiego daru ani możliwości. Tego nie można skopiować, nawet Samael nie byłby do tego zdolny. Rozumiesz? – Erimia powoli skinęła głową. – Nosicielem znamienia jest dusza Aksel.
W jednym ułamku sekundy dziewczyna poczuła na sobie świdrujące spojrzenie Lucyfera. I wcale jej się ono nie podobało. Wręcz przeciwnie. Sprawiało, że zaczął ogarniać ją strach. Powoli, jakby wbrew sobie odwróciła głowę, a ich spojrzenia się spotkały. Nie potrafiła określić, co widzi w jego oczach, ale z pewnością były inne niż dotychczas. Widziała wyraźnie, jak stał spięty, niepewny na słowa brata. Nie odezwał się, tylko się w nią wpatrywał, co sprawiało, że czuła się nieswojo, jakby została osaczona. Nagle zaczerpnęła gwałtownie powietrza i odwróciła się w stronę Michała.
– Jeśli dusza tej biednej dziewczyny jest we mnie, to gdzie jest moja?
Nim anioł zdążył jej odpowiedzieć, Lucyfer odepchnął go i stanął naprzeciw niej tylko po to, żeby spojrzeć głęboko w oczy i wepchnąć w czarną dziurę, z której, choćby chciała, nie miała szans się wydostać. Choć walczyła, to po chwili przyszło zmęczenie, aż w końcu zdawałoby się, że zasnęła.

1 komentarz:

  1. No i są wyjaśnienia. Kiedy przeczytałam ten rozdział, potrzebowałam chwili na zebranie myśli. W sumie dalej nie wszystko do mnie dociera, ale mogę stwierdzić jedno: wyszło genialnie. Miłość anielicy, powrót duszy Aksel i to, jaką rolę tak naprawdę miała odegrać Erimia… No po prostu cudowne i tyle. Wróciła *–* Nie pamięta niczego, ale jednak wróciła – na swój sposób, bo ostatnie pytanie dziewczyny łamie serce. Teraz tym bardziej żyła wspomnieniem kogoś, kogo nawet nie znała i kogo przeszłość kładzie się na jej przyszłość…
    Lucyfer musiał przeżyć szok. Mam wrażenie, że on mimo wszystko nie dopuszczał do siebie myśli o Aksel. Sądził, że to przypadkowe podobieństwo, ewentualnie podstęp i sposób na to, żeby znowu go zranić. Teraz słyszy, że to Aksel i… O Boże .-. Szkoda mi go, naprawdę. Ich wszystkich w sumie, bo sytuacja jest co najmniej ciężka. A do tego wszystkiego najpewniej wojna nie dobiegła końca. Niby dobrze, bo coś się dzieje, ale i tak jest… bardzo emocjonalnie.
    Swoją drogą, dobrze, że ani Michałowi, ani Teodorowi nic się nie stało. Lubię ich, co prawda nie tak jak Lucyfera, ale jednak żadnego bym nie darowała :3

    Nessa.

    OdpowiedzUsuń