Poruszała
się po pokoju w ciszy, jakby się bała, że komuś przeszkodzi,
choć takie przypuszczenia były absurdalne. Dziwnie być w domu
Lucyfera. Co prawda sam powiedział, że ma zostać i odpocząć, a
czas na rozmowy przyjdzie później, mimo to i tak czuła się tu
nieswojo.
Na
palcach podeszła do okna. Odsłaniając delikatnie ciężką
zasłonę, upewniła się, że jest noc. Spała może dwie godziny,
ale niepokojący sen wyrwał ją z błogiego stanu bez zmartwień.
Przeczesała
splątane włosy palcami, przyglądając się niebu. Miała tylko
nadzieję, że jedna z gwiazd nie zacznie się nieoczekiwanie
przybliżać, a przez drzwi balkonowe nie wpadnie anioł, żeby
zakończyć jej życie.
Odetchnęła
głęboko zrezygnowana. Teraz właśnie był czas na rozmowę.
Musiała powiedzieć wszystko Lucyferowi, a i on nie mógł niczego
przed nią ukrywać, choć to drugie może być ciężkie do
wykonania. Chciała prawdy. Czy to było takie trudne do zrozumienia?
Schodziła
powoli po schodach, zaplatając jednocześnie niesforne włosy w
warkocz. Próbowała skupić na czymś myśli, ale były jedną
wielką plątaniną czegoś, czego nie mogła sprecyzować. Emocje
kłębiły się w niej, gotowe w każdej chwili wybuchnąć i przejąć
nad nią kontrolę. Nikt nie zdawał sobie sprawy, ile kosztowało ją
to, żeby nie histeryzowała. Naprawdę starała się jakoś trzymać,
panować nad sobą, choć tuż pod skórą była kłębkiem nerwów.
Nikt nie myślał o niej jak o człowieku, traktowali ją, jakby była
jedną z nich – niebiańską czy też demoniczną istotą, na
której te wszystkie bzdury nie powinny robić wrażenia. Tylko że
ona była śmiertelna, krucha i cholernie przerażona.
Gdy
pokonała ostatni stopień, zmarszczyła brwi. Nie było
najmniejszego śladu kurzu na podłodze. Jak znalazła się tu
pierwszy raz, to można było aż w nim pływać. Rozejrzała się
dookoła, aż jej wzrok przykuła smuga światła wydobywająca się
spod uchylonych drzwi w jednym z bocznych korytarzy. Ruszyła w
tamtym kierunku, a czym była bliżej, tym wyraźniej słyszała
głosy. Stanęła przy drzwiach z uniesioną rękę zwiniętą w
pięść. Zawahała się, czy powinna zapukać, czy zawrócić.
–
Wejdź.
– Usłyszała głos Lucyfera, zanim zdążyła podjąć decyzję.
Drżącą
dłonią chwyciła klamkę, po czym ostrożnie pociągnęła. Stanęła
w progu nadal niepewna, czy chce wejść do tego pokoju. Przygryzła
dolną wargę, aż poczuła krew na języku. Szybko się
zreflektowała i, wypuszczając powietrze ze świstem, zrobiła krok
do przodu.
Spojrzeniem
ogarnęła pomieszczenie, które okazało się przytulną biblioteką
z kominkiem, w którym wesoło skakały płomienie. Ściany wyglądały
tak jak na filmach, bo od podłogi po sam sufit piętrzyły się
regały zapełnione książkami. W kątach stały kartony, z których
wysypywały się najróżniejsze egzemplarze, dla których widocznie
nie było miejsca na półkach. Pod jedną z takich ścian stał
oparty o nią plecami Theodor. Miał skrzyżowane ręce na piersi i
przymknięte oczy, ale gdy tylko jej wzrok spoczął na nim,
uśmiechnął się delikatnie na jedną, krótką chwilę. Ucieszyła
się, że jest cały, a i paskudna rana z czoła zniknęła. Co
prawda nie była pewna, czy demon może zginąć w wypadku
samochodowym, ale tak czy inaczej polubiła go i zdecydowanie nie
chciała jego śmierci.
Przeniosła
wzrok na Michała, który siedział teraz w fotelu i zdecydowanie
wyglądał na żywego. Na twarzy gościło zmęczenie, ale był
czysty i w świeżych ubraniach, które z pewnością należały do
trzeciego mężczyzny w pokoju. Spojrzała niepewnie i na niego.
Lucyfer opierał się o półeczkę nad kominkiem, wpatrując się w
dziewczynę intensywnie. W dłoni trzymał szklankę z bursztynową
zawartością. Taka sama stała na stoliku, tuż przy Michale, ale
wydawało się, że anioł nie upił nawet łyczka.
Otworzyła
usta, żeby coś powiedzieć, ale po chwili je zamknęła. Czuła się
nieswojo, gdy Lucyfer tak na nią patrzył, aż poczuła mrowienie w
dole brzucha. Wzdrygnęła się na to uczucie. Czy to były motylki?
Było to niemożliwe! Przecież on ją przerażał; to, co przeszła
przez niego, ją przerażało. Powoli wypuściła powietrze z
postanowieniem, że nie będzie o nim myśleć.
–
Cieszę
się, że jesteś cały. – Zrobiła krok w stronę Michała, po
czym przystanęła, przygryzając dolną wargę. – Mam nadzieję,
że nie uszkodziłam ci skrzydeł.
–
Nie.
Są całe. – Anioł uśmiechnął się ciepło. – Dziękuję.
–
Skąd
wiedziałaś? – Lucyfer śledził uważnie każdy jej ruch, na co
dało się usłyszeć ciche westchnienie Theodora.
–
Ja...
To jest dziwne. – Erimia potarła kark, spuszczając wzrok. Po
chwili usiadła na skraju drugiego fotela, a palcem wskazała na
szklankę z alkoholem, której nie tknął Michał. – Mogę?
Gdy
archanioł przytaknął, opróżniła szkło do połowy jednym
haustem. Skrzywiła się, przełykając płyn. Początkowo był
gorzki, później palący, a na końcu poczuła, że śmierdzi.
Zakaszlała, gdy już nie miała nic w ustach. Odstawiła szklankę,
a dłonie wcisnęła pomiędzy uda, żeby opanować ich drżenie.
–
Mów
w końcu! – syknął mężczyzna przy kominku. – Ona chciała cię
zabić. Dlaczego?
Erimia
nerwowo przeczesała palcami włosy, psując tym samym warkocz.
Spoglądała niepewnie na każdego z mężczyzn, nie wiedząc, jak ma
się zabrać do tłumaczenia. Boże! Przecież sama nie wierzyła w
to wszystko!
–
Widziałam.
Nie wiem jak, ale widziałam oczami Mishaji. – Zacisnęła dłonie
w pięści. – Ale tylko przez chwilę. Czułam to, co ona, byłam
jakby w jej wnętrzu i nie mogłam nic zrobić. – Lucyfer chciał
już się odezwać, gdy pokręciła głową, a rude włosy rozsypały
się na jej przygarbione ramiona. – Daj mi skończyć, to wcale nie
jest dla mnie łatwe. Wy ten świat znacie. Żyjecie w nim od tysięcy
lat, a ja? Chciałam tylko się dowiedzieć, kim jestem, a za to
zostałam wciągnięta w... w jakąś cholerną wojnę!
–
Wojna
się skończyła. – Diabeł wzruszył ramionami i wziął łyk ze
szklanki. – Samael zginął.
–
Jesteś
pewien? – warknęła w jego kierunku. Zaskoczył ją jej własny
ton, chyba właśnie granice cierpliwości zostały przekroczone. –
Ona była z nim w zmowie. Oddał jej ułamek swej duszy, żeby
przetrwać, a gdy zaczął się w niej rozrastać, wsadziła go we
mnie. Zabrała mi pamięć i porzuciła na pustkowiu. To, że ty
przestałeś walczyć, nie znaczy, że on też.
Po
tych słowach zapadła cisza, a oddychanie dla Erimii stało się
wyzwaniem, które graniczyło z cudem. Klatka piersiowa unosiła się
i opadała w nerwowym rytmie. Łzy, które zaczęły napływać do
oczu, piekły niemiłosiernie. Była krok od tego, żeby nie wybiec z
pomieszczenia z histerycznym płaczem.
–
Jest
to możliwe? – Lucyfer zwrócił się do Michała, zupełnie
ignorując dziewczynę.
–
Wiesz,
że nie ma rzeczy niemożliwych. Samael zawsze był przebiegły. –
Archanioł zamyślił się przez chwilę. – Ale skoro wpłynął na
Mishaję, to dlaczego chciała zabić mnie, a nie Lucyfera? – Tym
razem zwrócił się do Erimii, która nie wyglądała już tak,
jakby właśnie popadła w obłęd.
Na
moment jej tęczówki przysłoniły powieki, a wachlarz z rzęs
powodował, że cienie tańczyły na jej policzkach. Gdy w końcu
zdecydowała się odezwać, spojrzenie utkwiła w mężczyźnie przy
kominku.
–
Ona
cię kocha – wyszeptała niemal ze strachem. – Albo raczej ma
obsesję na twoim punkcie.
To
był chyba pierwszy raz, jak Michał widział aż tak zszokowanego
brata. Lucyfer pierwszy raz nie wiedział, co powiedzieć. Kilka
długich sekund minęło, nim odzyskał głos.
–
Niby
skąd to wiesz? – Posłał Erimii raczej mało przyjazne
spojrzenie.
–
Mówiłam.
Byłam w niej. Nim to dostrzegła, trochę się dowiedziałam. Między
innymi właśnie to. – Zacisnęła szczęki, gdy prychnął. –
Masz prawo mi nie wierzyć, ale ja nie mam powodu cię okłamywać.
–
Skąd
znasz Lunę?
–
Ja...
– wyjąkała osłupiała. – Wynajęłam u niej pokój.
–
Była
aniołem, ale pozbawili ją skrzydeł – powiedział tonem
pozbawionym jakichkolwiek emocji, cały czas czujnie przyglądając
się twarzy dziewczyny.
Erimia
zwyczajnie się na niego gapiła z otwartymi ustami. W jednym ułamku
sekundy zrobiła się blada, niemal przezroczysta. Wyglądała, jakby
zobaczyła diabła... pierwszy raz. Potrząsnęła głową z
niedowierzaniem, po czym gwałtownie wstała. Znów zaczęła wpadać
w panikę i mimo mętliku, jaki panował w jej umyśle, zaczynała
łączyć fakty.
Potarła
koraliki na nadgarstku. Rafał mówił, że mają anielską moc.
Dostała je od Wasi, która ma taką samą aurę jak Luna. Nie było
innego wyjaśnienia jak to, że też była aniołem bez skrzydeł.
Przełknęła
z trudem ślinę, starając się jednocześnie opanować mdłości.
Zrobiła kilka głębokich wdechów przez nos, po czym wypuszczała
powietrze ustami. Jeszcze raz spojrzała na Lucyfera, który
wyglądał, jakby ta cała sytuacja nie robiła na nim najmniejszego
wrażenia.
Nim
zdążyła zmienić zdanie, ściągnęła bransoletkę z nadgarstka i
podstawiła znamię pod nos Michałowi.
–
Co
to jest i skąd to mam?
Oczy
anioła rozszerzyły się w niemym zdziwieniu. Wstał, chwytając
rękę dziewczyny i przyglądał się triquetrze z niedowierzaniem.
Przełknął głośno ślinę, a wzrok przeniósł na brata. Jednak
nic nie powiedział, nie był w stanie. Pierwszy raz spotkał się z
czymś takim i nie miał pojęcia, co o tym myśleć, a już w ogóle
jak postąpić.
Erimia
wzdrygnęła się, gdy obok niej stanął Lucyfer i otarł się o jej
ramię, nachylając się, aby lepiej zobaczyć znamię. Odsunęła
się o kilka centymetrów, byle nie czuć jego dotyku na odsłoniętym
ramieniu.
W
przeciwieństwie do anioła nie wykazał zaniepokojenia czy też
zainteresowania. Wzruszył tylko ramionami, po czym wrócił na swoje
miejsce i dorzucił kawałek drewna do ognia. Sam nie miał pomysłu,
dlaczego Michał wykazał takie niedowierzanie, ale z pewnością
poinformuje ich o tym, lecz nie mógł go popędzać. Archanioł
potrafił być bardzo uparty i jeśli dojdzie do wniosku, że Lucyfer
może zagrażać dziewczynie, to nic mu nie powie, a ją ukryje przed
nim gdzieś daleko stąd.
Podejrzenia
mężczyzny były jednak bezpodstawne, bo Michał doszedł do
wniosku, że triquetra wszystko zmieni zarówno w życiu Lucyfera,
jak i Erimii, a może ich wszystkich.
Wypuścił
powoli powietrze, po czym nakrył znamię swoją dłonią i
uśmiechnął się delikatnie do dziewczyny, a przynajmniej próbował
to zrobić.
–
Triquetra
jest znamieniem Ojca. Naznaczałem w ten sposób ludzi szczególnych.
– Przerwał na moment, chcąc ująć to w jak najmniej
skomplikowany sposób. – W ostatnim stuleciu naznaczyłem tylko
jedną duszę, a żaden z aniołów nie ma takiego daru ani
możliwości. Tego nie można skopiować, nawet Samael nie byłby do
tego zdolny. Rozumiesz? – Erimia powoli skinęła głową. –
Nosicielem znamienia jest dusza Aksel.
W
jednym ułamku sekundy dziewczyna poczuła na sobie świdrujące
spojrzenie Lucyfera. I wcale jej się ono nie podobało. Wręcz
przeciwnie. Sprawiało, że zaczął ogarniać ją strach. Powoli,
jakby wbrew sobie odwróciła głowę, a ich spojrzenia się
spotkały. Nie potrafiła określić, co widzi w jego oczach, ale z
pewnością były inne niż dotychczas. Widziała wyraźnie, jak stał
spięty, niepewny na słowa brata. Nie odezwał się, tylko się w
nią wpatrywał, co sprawiało, że czuła się nieswojo, jakby
została osaczona. Nagle zaczerpnęła gwałtownie powietrza i
odwróciła się w stronę Michała.
–
Jeśli
dusza tej biednej dziewczyny jest we mnie, to gdzie jest moja?
Nim
anioł zdążył jej odpowiedzieć, Lucyfer odepchnął go i stanął
naprzeciw niej tylko po to, żeby spojrzeć głęboko w oczy i
wepchnąć w czarną dziurę, z której, choćby chciała, nie miała
szans się wydostać. Choć walczyła, to po chwili przyszło
zmęczenie, aż w końcu zdawałoby się, że zasnęła.
No i są wyjaśnienia. Kiedy przeczytałam ten rozdział, potrzebowałam chwili na zebranie myśli. W sumie dalej nie wszystko do mnie dociera, ale mogę stwierdzić jedno: wyszło genialnie. Miłość anielicy, powrót duszy Aksel i to, jaką rolę tak naprawdę miała odegrać Erimia… No po prostu cudowne i tyle. Wróciła *–* Nie pamięta niczego, ale jednak wróciła – na swój sposób, bo ostatnie pytanie dziewczyny łamie serce. Teraz tym bardziej żyła wspomnieniem kogoś, kogo nawet nie znała i kogo przeszłość kładzie się na jej przyszłość…
OdpowiedzUsuńLucyfer musiał przeżyć szok. Mam wrażenie, że on mimo wszystko nie dopuszczał do siebie myśli o Aksel. Sądził, że to przypadkowe podobieństwo, ewentualnie podstęp i sposób na to, żeby znowu go zranić. Teraz słyszy, że to Aksel i… O Boże .-. Szkoda mi go, naprawdę. Ich wszystkich w sumie, bo sytuacja jest co najmniej ciężka. A do tego wszystkiego najpewniej wojna nie dobiegła końca. Niby dobrze, bo coś się dzieje, ale i tak jest… bardzo emocjonalnie.
Swoją drogą, dobrze, że ani Michałowi, ani Teodorowi nic się nie stało. Lubię ich, co prawda nie tak jak Lucyfera, ale jednak żadnego bym nie darowała :3
Nessa.