Brunet
siedział za biurkiem, kolejny raz próbując się skupić na
dokumentach, które miał przed sobą. Ale i tym razem nie było mu
to dane. Myślami wciąż wracał do dziewczyny, którą Michał
ukrył gdzieś na globie, albo w niebie? Nie wiedział. Przecież sam
zakazał bratu go o tym informować. A teraz odchodził od zmysłów.
Podparł
łokcie na blacie i w dłoniach ukrył twarz. Był zmęczony.
Cholernie zmęczony. Opuścił głowę, wplątując we włosy palce i
zaciskając je na nich. Od momentu zniknięcia Erimii, a właściwie
Aksel, nieustannie szukał Mishaji, ale jak na razie z marnym
skutkiem. Anielica zapadła się pod ziemię i ani w niebie, ani w
piekle jej nie widzieli.
Sam
powiedział, że Aksel jest ważna i musi być chroniona, ale nawet
ktoś taki jak on nie potrafił zapewnić jej bezpieczeństwa. A może
właśnie o to chodziło. O niego. Przecież to zawsze przez niego
dziewczyna była w niebezpieczeństwie. Najpierw Samael, później
Mishaja i pewnie znalazłyby
się
demony, które by na nią polowały, gdyby wyszło na jaw, że on ją
kocha.
Z
gardła Lucyfera wyrwało się warknięcie, a już po chwili
wszystkie dokumenty, które były na blacie, leżały na podłodze.
–
Michale,
bracie – wyszeptał, zamykając oczy.
Najpierw
poczuł słaby podmuch wiatru, a już po chwili usłyszał szelest
skrzydeł. Podniósł głowę, a przed biurkiem stał blondyn, który
rozglądał się z zaciekawieniem po pomieszczeniu.
–
Ostrzegałem
cię. – Anioł podszedł do fotela i usiadł. – Jak ty
wyglądasz...
–
Nie
potrzebuję twoich mądrości – syknął, patrząc bratu prosto w
oczy.
–
Ale
mimo to jestem tu, bo mnie wezwałeś.
Lucyfer
nie mógł zaprzeczyć. Pragnął obecności Michała, bo tylko on go
rozumiał. Przecież zawsze byli blisko i sobie pomagali, nieważne
po której stronie stali. Chciał mieć nadzieję, że i tym razem
brat mu jakoś pomoże, zabierze choć część cierpienia, które
trawiło go od środka. Tylko że miał pełną świadomość,
iż
tak się nie stanie. Nawet archanioł nie był w stanie wymazać mu
wspomnień o Aksel, mógł zrobić to jedynie Ojciec, choć i tak nie
miał pewności, czy uczucia z czasem by nie ukazały prawdy.
–
Wiesz
coś o Mishaji? – Postanowił zmienić temat.
–
Jak
kamień w wodę... – Michał pokręcił głową. – Nawet Rafał
nie potrafi jej znaleźć.
–
Cholera!
– warknął kolejny raz Lucyfer. Przetarł zmęczoną twarz i znów
wbił spojrzenie w anioła. – Ona gdzieś musi być!
–
Tylko
nikt nie wie,
gdzie.
Poza tym zapewne jest świadoma, że jej szukasz, więc się ukryła.
Odpuść trochę, bo zaczynasz wariować. – Michał popatrzył
krytycznie na brata. Zamierzał rozpocząć rozmowę, której diabeł
tak unikał. – Nie zapytasz, co u niej?
Brunet
zacisnął szczęki, żeby nie powiedzieć o jedno słowo za dużo.
Mimo że archanioł dotrzymał słowa i nie powiedział, gdzie ukrył
Aksel, to z chęcią torturował Lucyfera opowieściami, jak ona się
teraz ma. I nieważne, czy ten drugi tego chciał, czy też nie.
–
Co
u niej? – Niemal wyszeptał mężczyzna.
–
Jest
zdrowa, ale jej dusza nadal cierpi. – Blondyn wstał, gotów
zniknąć w każdej chwili. – Tęskni za tobą, ale jest tak samo
uparta jak ty. I się do tego nie przyzna.
Brunet
uśmiechnął się krzywo, ale nic nie powiedział. Michał za to
pokręcił z rezygnacją głową i rozłożył skrzydła. W następnej
sekundzie już go nie było.
Lucyfer
z ociąganiem wstał z fotela i wyszedł z gabinetu. W rezydencji
znajdował się tylko on, przynajmniej takie wydał rozkazy, więc
nie spodziewał się nieproszonych gości. Szedł powoli ciemnym
korytarzem z dłońmi w kieszeniach i ze spuszczoną głową. W końcu
doszedł do głównych drzwi, a gdy je przekroczył, dopiero
spostrzegł, że zapadła noc. W jednej sekundzie stał na schodach i
rozglądał się dookoła, a w drugiej, z szeroko rozłożonymi
skrzydłami, unosił się coraz
wyżej.
Wiatr
szarpał jego ubraniem, włosami, nawet czarnymi piórami, ale on
czerpał z tego przyjemność. Szaleńczy lot wyrzucał wszelkie
myśli z głowy, oczyszczając umysł do tego stopnia, że choć
przez chwilę czuł spokój, który ogarnął całe ciało.
Wyrównał
lot i po prostu
szybował
po ciemnym niebie. Latanie dawało poczucie wolności, której tak
naprawdę nigdy nie miał. Przecież nawet wtedy, gdy Ojciec go
odepchnął i zesłał w Otchłań, nie był wolny. Zawsze miał
jakieś zadanie do wykonania – zapanowanie nad zdeprawowanymi
duszami, ochrona ludzi, walka z Samaelem.
Zmarszczył
brwi i zwolnił do tego stopnia, że prawie zawisł w powietrzu.
Jeśli i tym razem wszystko zostało z góry zaplanowane, a on znów
był marionetką w rękach Stwórcy? A gdzie,
do
cholery,
wolna
wola?!
Warknął
na taką możliwość i zapikował w stronę ziemi. Czuł się
jeszcze bardziej skołowany, a to nie pomagało zapanować nad
złością, która wzbierała w nim każdego dnia po trochu. Czasami
odnosił wrażenie, że lepiej byłoby dla niego, gdyby nigdy nie
poznał najpierw Aji, a później Aksel. Nie upadłby, a przede
wszystkim –
nie
cierpiałby. Żyłby w Niebiosach razem z braćmi i siostrami.
Wylądował
lekko na jednym z balkonów, a czarne skrzydła zniknęły. Oparł
się o balustradę i spojrzał w niebo. Tylko jeśli on by się nie
zakochał i nie stał się tym, kim był, to co z Samaelem? Kto by go
pokonał? Zniewoliłby ludzi i z ziemi uczynił piekło, a ta
perspektywa zdecydowanie mu nie odpowiadała.
Odetchnął
zrezygnowany i na moment przymknął powieki.
–
Ojcze,
mam nadzieję, że wiesz,
co
czynisz – wyszeptał, po czym się odwrócił, żeby wejść do
rezydencji.
Bry :D
OdpowiedzUsuńO proszę, Lucyfer się mota. Nic dziwnego, bo sytuacja jest ciężka – z jednej strony wie, że gdzieś tam jest Aksel, którą tak bardzo kocha, ale… Z drugiej, tak naprawdę ma do czynienia z Erimią. Dziewczyną, która niczego nie pamięta i w rzeczywistości jest niczym bolesne wspomnienie, a przynajmniej ja tak to widzę. Aksel gdzieś tam jest, ale przytłumiona i to sprawia mu ból. To, że ona jest daleko, a Michał spełnił prośbę i ją ukrył, jedynie wszystko pogarsza.
W sumie nie rozumiem intencji Michała. W sensie to, jak raz po raz nawiązuje do dziewczyny, chociaż to tak bardzo drażni Lucyfera. Nie sądzę, żeby to była ze strony archanioła złośliwość – raczej próba wymuszenia na Lucyferze ludzkich emocji, które ma w sobie. Coś w stylu „Bracie, ogarnij się i przestań dziwaczyć”, chociaż to trochę trudne, skoro Erimia też nie chce go widzieć =P
Ech, mam wrażenie, czy ich relacje są mimo wszystko lepsze? W sensie Michała z Lucyferem – w końcu ten drugi na swój sposób potrzebuje obecności brata, chociaż wcześniej przez rok nie mógł go ścierpieć. Na swój sposób czuje się przy nim lepiej, chociaż to w żaden sposób nie tłumi tęsknoty. No i Mishaja zniknęła, dosłownie jak kamień w wodę, więc to też nie wygląda dobrze…
Najgorszej kiedy obie strony są uparte, ale co poradzić? Byłoby za prosto, gdyby wszystko ot tak się rozwiązało :D
Nessa.