–
Daj
ręce. – Theodor szarpnął dziewczynę, po czym skuł jej
nadgarstki kajdankami. Gdy tylko zobaczyła płócienny worek,
zaczęła się wyrywać.
–
Proszę,
nie... Pomogę Lucyferowi, zawołaj go.
–
On
mnie po ciebie przysłał. – Naciągnął worek na jej głowę i
usłyszał ciche łkanie, ale nic sobie z tego nie robił. Miał
swoje rozkazy, a drugi raz nie zamierzał ich nie wykonać.
Ciągnął
dziewczynę za sobą, narzucił szybkie tempo, przez co kilka razy
się potknęła. Za każdym razem szarpnięciem stawiał ją do
pionu.
Schody, stój, idź, schody.
Co
jakiś czas rzucał krótkie hasła, dzięki którym nie skręciła
sobie karku czy nie wpadła na zamknięte drzwi. Przez materiał na
twarzy i strach, który wypełniał jej całe ciało, coraz trudniej
się jej oddychało, a łzy, które spływały do gardła, wcale nie
pomagały zapanować nad sobą.
Kolejny
raz usłyszała jęk otwieranego zamka. Gdy drzwi się otworzyły,
poczuła delikatny powiew i zapach świeżego powietrza. Dłoń na
głowie zmusiła ją, aby się nachyliła.
–
Podnieś
nogi wyżej. – Po tych słowach popchnął ją do przodu. Poleciała
do środka. Dłońmi szybko wybadała podłoże. Kanapa w aucie.
Przewozili ją.
–
Przesuń
się. – To nadal był Theodor, więc w aucie musiała być
przynajmniej jeszcze jedna osoba, ale nie wyczuwała obecności
Lucyfera.
–
Gdzie
jedziemy? – Odważyła się zapytać, choć nie do końca była
pewna, czy chce wiedzieć.
–
Milcz.
– Mężczyzna szybko uciął próby jej rozmowy. Jego zadaniem było
bezpiecznie ją przewieźć z punktu A do punktu B, to wszystko. Nie
chciał się narazić znów szefowi. Może był demonem, ale w
porównaniu do Lucyfera – nikim.
Aksel
już więcej się nie odezwała. Próbowała dostrzec coś przez
materiał worka, ale jej wysiłki zdały się na nic. Materiał był
za gruby. Auto co chwilę gdzieś skręcało, więc nawet nie była w
stanie określić jak daleko ani jak długo jechali. W pewnym
momencie poczuła tylko zmianę otoczenia. Nie było już cicho. Tu
słyszała więcej aut. Musieli wrócić do miasta. W najmniej
spodziewanym dla niej momencie zatrzymali się. Usłyszała
otwieranie trzech drzwi. Już po chwili wyciągnięto ją z samochodu
i popychano, aby szła przed siebie. Przeszła zaledwie kilka kroków,
usłyszała schody i znów znalazła się w
pomieszczeniu.
Ściągnięto
jej worek z głowy, a przed nią stał Lucyfer z wyciągniętą
dłonią w stronę Theodora. Ten wziął od niego materiał i dał
kluczyk. Mężczyzna z niezwykłą delikatnością ściągnął
kajdanki z nadgarstków kobiety, co ją szczerze zaskoczyło.
–
Nie
łudź się, że jesteś wolna. Zmieniłem tylko miejsce twojego
pobytu. – Odwrócił się i ruszył. Theodor popchnął ją, żeby
szła za brunetem. – Nie próbuj uciekać. Wszędzie tu są moje
demony.
Rozglądała
się dyskretnie, gdy prowadził ją korytarzami. Dom, a raczej
rezydencja była ogromna. Urządzona w nowoczesnym stylu, jednak
gdzieniegdzie zostały wplecione akcenty z poprzednich epok.
Zatrzymał się przed jednymi z drzwi na długim korytarzu. Gdy je
otworzył, spostrzegła za nimi schody w dół.
Oczy
Aksel zaczęły piec od łez. Miała wylądować w piwnicy. Znów w
celi, gdzie za toaletę służyło jej wiadro, a pół litra wody
dostawała na długie godziny. Nie wspominając o braku choćby
starego materaca.
Na
dole Lucyfer otworzył drzwi, a podbródkiem wskazał, że ma tam
wejść. Ocierając oczy, przekroczyła próg ze spuszczoną głową.
Diabeł zamknął wejście i została sama.
Tu
miała chociaż światło; jak wchodziła, kątem oka dostrzegła
włącznik. Po omacku odnalazła go na ścianie i włączyła.
Pomieszczenie nie było duże, ale stało w nim łóżko, stolik i
krzesło. Na jednej ze ścian znajdowała się kotarka. Odsunęła ją
z niepewnością, ale gdy zobaczyła, co się za nią znajdowało,
prawie pisnęła z radości. Był tam sedes i umywalka. Szybko
sprawdziła, czy jest woda w kranie. Była! Nachyliła się i zrobiła
kilka dużych łyków. Potem zaczęła się obmywać.
Nie
wiedziała, ile już czasu spędziła w zamknięciu. Od samego
początku zgubiła rachubę czasu. Lucyfer ani razu do niej nie
przyszedł. Theodora też nie widziała. Przychodził do niej ktoś
inny. Nie znała jego imienia – ona nie pytała, a on sam się jej
nie przedstawił. Przynosił jej posiłki i zabierał puste naczynia.
Czuła tylko, że jest spięty, gdy wchodził do jej celi.
–
Wiesz
może, kiedy diabeł do mnie przyjdzie?
Na
te słowa mężczyzna zbierający pozostałości po posiłku
zesztywniał, na co Aksel wzruszyła ramionami. Czuła się zmęczona.
Niewiedza była dla niej gorsza niż wszystko to, co ją dotąd
spotkało.
–
Pana
na razie nie ma. – Mężczyzna niemal wysyczał w jej kierunku.
–
Kiedy
będzie? Chcę się z nim widzieć.
–
Nie
ty tu wydajesz rozkazy. Dziwię się, że Theodor nie nauczył cię
posłuszeństwa. Gdybym wtedy to ja był na jego miejscu, już dawno
gryzłabyś piach. – Pochylił się nad nią i wlepiał się tymi
swoimi czarnymi ślepiami, choć na niej nie robiło to już żadnego
wrażenia. Zdawało się, że przywykła do tego widoku.
–
Ale
nie byłeś! – zagrzmiał głos przy wejściu. – Benedykcie, nie
zapominaj, co grozi za nieposłuszeństwo wobec mnie. Jeśli nie
chcesz się opiekować moim gościem, to znajdę ci inne zajęcie.
Benedykt
skulił się i wziął tacę z pustymi naczyniami.
–
Prze...
Przepraszam, panie... – I tyle było go widać.
–
Słucham.
– Lucyfer usiadł na krześle. – Chciałaś mnie widzieć.
Wzięła
głęboki oddech i, nie patrząc na niego, powiedziała to, co od
dłuższego czasu myślała, choć bała się wypowiedzieć na głos.
–
Zabij
mnie. – Podniosła wzrok na jego twarz, na której malowało się
zdumienie. – Nie wiem, jak unicestwić twojego brata.
–
Czyżbyś
nabrała odwagi? – Uśmiechnął się z drwiną. – Rozmawiałem
z... przyjacielem. On twierdzi, że jesteś jeszcze niedojrzała.
–
Co
to znaczy?
Lucyfer
rozłożył ręce.
–
Ty
mi powiedz.
–
Który
dzisiaj mamy? – Aksel myślała gorączkowo. Dostrzegła dla siebie
promyk nadziei.
–
Pierwszy
dzień czerwca.
–
Za
dwa tygodnie mam urodziny. Dwudzieste piąte. Może o to chodzi?
–
Może...
– Lucyfer przytaknął w zamyśleniu. – Może masz rację.
–
Będziesz
mnie tu trzymał do tego czasu? – Wskazała dłonią pomieszczenie,
na co on się rozejrzał.
–
Brakuje
ci tu czegoś?
–
Żartujesz?
Tu nie ma nawet prysznica. Nie mam świeżych ubrań. A porwałeś
mnie... Dwa tygodnie temu! – Od nadmiaru kłębiących się w niej
emocji głos zaczął jej drżeć.
–
I?
– Uniósł brwi i dalej się jej przyglądał. Nie bała się go.
Nie w tym momencie. Powiedziałaby, że była na niego zła.
–
I
śmierdzę!
Lucyfer
na te słowa wybuchnął śmiechem. Aksel zrobiła się czerwona ze
złości i rzuciła w jego stronę poduszką, która nie doleciała
do celu, bo złapał ją w locie.
–
Dobrze.
Dostaniesz świeże ubrania. – Chciała się odezwać, ale uciszył
ją gestem dłoni. - Prysznic też ci załatwię. Nawet kąpiel w
wannie, jak wolisz. Życzysz sobie coś jeszcze?
Powiedział
to z kpiną, była tego pewna, ale nie potrafiła się powstrzymać.
–
Chciałabym
odwiedzić rodziców...
–
Przecież
oni nie żyją. – Mężczyzna autentycznie się zdziwił.
–
Wiem
przecież. Chciałabym iść na cmentarz, ostatni raz.
Nie
powiedział nic. Skinął głową, po czym wyszedł.
Te pięć rozdziałów zleciało mi szybko i miło. Jestem ciekawa o co chodzi z tym Kluczem i czy Lucyfer pokaże swoją "dobrą stronę".
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny i mam nadzieję, że będzie trochę dłuższy ;)
Ciesze się, że coś w moim tworze Cię zaciekawiło :)
UsuńI mam nadzieję, że kolejny rozdział spełni Twoje oczekiwania, przynajmniej w kwestii długości :)
Biedna Aksel… Podejrzewam, że to przerażające, skoro traktują ją jak zabawkę – przerzucają ją z miejsca na miejsce. Nie wie, co się dzieje – po prostu trwa w zamknięciu i egzystuje, bo życiem tego nie można nazwać. Niby ma co trzeba, ale siedzenie w zamknięciu i zastanawianie nad tym, co będzie później, z łatwością może doprowadzić do szaleństwa. Ja bym chyba szału dostała :’)
OdpowiedzUsuńSzczerze? Prawie się ze śmiechu popłakałam przez Benedykta. Mam dziwny nastrój, a to imię dla niebezpiecznego demona… Błagam, niech oni zaczną mówić na niego Benio! Wtedy będę spełniona :V
Aksel zrobiła się odważniejsza, ale to mnie nie dziwi. Ona żyje daną chwilą, jest sama, ma czas na przemyślenia. Miała dość czasu, żeby oswoić się z sytuacją i pojąć, że tak naprawdę nie ma niczego do powiedzenia. Życzy sobie śmierci, a jednak… Cóż, Lucyfer szuka Michała. I jak obserwowałam ich rozmowę, facet wydał mi się po prostu miły, a to w sumie straszne xD Chociaż z drugiej strony, Lucyfer był kiedyś aniołem, więc… może coś z tego w nim pozostało. Chyba bym chciała, chociaż… ;>
Nessa.