środa, 17 sierpnia 2016

- 1.5 -

– Daj ręce. – Theodor szarpnął dziewczynę, po czym skuł jej nadgarstki kajdankami. Gdy tylko zobaczyła płócienny worek, zaczęła się wyrywać.
– Proszę, nie... Pomogę Lucyferowi, zawołaj go.
– On mnie po ciebie przysłał. – Naciągnął worek na jej głowę i usłyszał ciche łkanie, ale nic sobie z tego nie robił. Miał swoje rozkazy, a drugi raz nie zamierzał ich nie wykonać.
Ciągnął dziewczynę za sobą, narzucił szybkie tempo, przez co kilka razy się potknęła. Za każdym razem szarpnięciem stawiał ją do pionu.
Schody, stój, idź, schody.
Co jakiś czas rzucał krótkie hasła, dzięki którym nie skręciła sobie karku czy nie wpadła na zamknięte drzwi. Przez materiał na twarzy i strach, który wypełniał jej całe ciało, coraz trudniej się jej oddychało, a łzy, które spływały do gardła, wcale nie pomagały zapanować nad sobą.
Kolejny raz usłyszała jęk otwieranego zamka. Gdy drzwi się otworzyły, poczuła delikatny powiew i zapach świeżego powietrza. Dłoń na głowie zmusiła ją, aby się nachyliła.
– Podnieś nogi wyżej. – Po tych słowach popchnął ją do przodu. Poleciała do środka. Dłońmi szybko wybadała podłoże. Kanapa w aucie. Przewozili ją.
– Przesuń się. – To nadal był Theodor, więc w aucie musiała być przynajmniej jeszcze jedna osoba, ale nie wyczuwała obecności Lucyfera.
– Gdzie jedziemy? – Odważyła się zapytać, choć nie do końca była pewna, czy chce wiedzieć.
– Milcz. – Mężczyzna szybko uciął próby jej rozmowy. Jego zadaniem było bezpiecznie ją przewieźć z punktu A do punktu B, to wszystko. Nie chciał się narazić znów szefowi. Może był demonem, ale w porównaniu do Lucyfera – nikim.
Aksel już więcej się nie odezwała. Próbowała dostrzec coś przez materiał worka, ale jej wysiłki zdały się na nic. Materiał był za gruby. Auto co chwilę gdzieś skręcało, więc nawet nie była w stanie określić jak daleko ani jak długo jechali. W pewnym momencie poczuła tylko zmianę otoczenia. Nie było już cicho. Tu słyszała więcej aut. Musieli wrócić do miasta. W najmniej spodziewanym dla niej momencie zatrzymali się. Usłyszała otwieranie trzech drzwi. Już po chwili wyciągnięto ją z samochodu i popychano, aby szła przed siebie. Przeszła zaledwie kilka kroków, usłyszała schody i znów znalazła się w pomieszczeniu.
Ściągnięto jej worek z głowy, a przed nią stał Lucyfer z wyciągniętą dłonią w stronę Theodora. Ten wziął od niego materiał i dał kluczyk. Mężczyzna z niezwykłą delikatnością ściągnął kajdanki z nadgarstków kobiety, co ją szczerze zaskoczyło.
– Nie łudź się, że jesteś wolna. Zmieniłem tylko miejsce twojego pobytu. – Odwrócił się i ruszył. Theodor popchnął ją, żeby szła za brunetem. – Nie próbuj uciekać. Wszędzie tu są moje demony.
Rozglądała się dyskretnie, gdy prowadził ją korytarzami. Dom, a raczej rezydencja była ogromna. Urządzona w nowoczesnym stylu, jednak gdzieniegdzie zostały wplecione akcenty z poprzednich epok. Zatrzymał się przed jednymi z drzwi na długim korytarzu. Gdy je otworzył, spostrzegła za nimi schody w dół.
Oczy Aksel zaczęły piec od łez. Miała wylądować w piwnicy. Znów w celi, gdzie za toaletę służyło jej wiadro, a pół litra wody dostawała na długie godziny. Nie wspominając o braku choćby starego materaca.
Na dole Lucyfer otworzył drzwi, a podbródkiem wskazał, że ma tam wejść. Ocierając oczy, przekroczyła próg ze spuszczoną głową. Diabeł zamknął wejście i została sama.
Tu miała chociaż światło; jak wchodziła, kątem oka dostrzegła włącznik. Po omacku odnalazła go na ścianie i włączyła. Pomieszczenie nie było duże, ale stało w nim łóżko, stolik i krzesło. Na jednej ze ścian znajdowała się kotarka. Odsunęła ją z niepewnością, ale gdy zobaczyła, co się za nią znajdowało, prawie pisnęła z radości. Był tam sedes i umywalka. Szybko sprawdziła, czy jest woda w kranie. Była! Nachyliła się i zrobiła kilka dużych łyków. Potem zaczęła się obmywać.
Nie wiedziała, ile już czasu spędziła w zamknięciu. Od samego początku zgubiła rachubę czasu. Lucyfer ani razu do niej nie przyszedł. Theodora też nie widziała. Przychodził do niej ktoś inny. Nie znała jego imienia – ona nie pytała, a on sam się jej nie przedstawił. Przynosił jej posiłki i zabierał puste naczynia. Czuła tylko, że jest spięty, gdy wchodził do jej celi.
– Wiesz może, kiedy diabeł do mnie przyjdzie?
Na te słowa mężczyzna zbierający pozostałości po posiłku zesztywniał, na co Aksel wzruszyła ramionami. Czuła się zmęczona. Niewiedza była dla niej gorsza niż wszystko to, co ją dotąd spotkało.
– Pana na razie nie ma. – Mężczyzna niemal wysyczał w jej kierunku.
– Kiedy będzie? Chcę się z nim widzieć.
– Nie ty tu wydajesz rozkazy. Dziwię się, że Theodor nie nauczył cię posłuszeństwa. Gdybym wtedy to ja był na jego miejscu, już dawno gryzłabyś piach. – Pochylił się nad nią i wlepiał się tymi swoimi czarnymi ślepiami, choć na niej nie robiło to już żadnego wrażenia. Zdawało się, że przywykła do tego widoku.
– Ale nie byłeś! – zagrzmiał głos przy wejściu. – Benedykcie, nie zapominaj, co grozi za nieposłuszeństwo wobec mnie. Jeśli nie chcesz się opiekować moim gościem, to znajdę ci inne zajęcie.
Benedykt skulił się i wziął tacę z pustymi naczyniami.
– Prze... Przepraszam, panie... – I tyle było go widać.
– Słucham. – Lucyfer usiadł na krześle. – Chciałaś mnie widzieć.
Wzięła głęboki oddech i, nie patrząc na niego, powiedziała to, co od dłuższego czasu myślała, choć bała się wypowiedzieć na głos.
– Zabij mnie. – Podniosła wzrok na jego twarz, na której malowało się zdumienie. – Nie wiem, jak unicestwić twojego brata.
– Czyżbyś nabrała odwagi? – Uśmiechnął się z drwiną. – Rozmawiałem z... przyjacielem. On twierdzi, że jesteś jeszcze niedojrzała.
– Co to znaczy?
Lucyfer rozłożył ręce.
– Ty mi powiedz.
– Który dzisiaj mamy? – Aksel myślała gorączkowo. Dostrzegła dla siebie promyk nadziei.
– Pierwszy dzień czerwca.
– Za dwa tygodnie mam urodziny. Dwudzieste piąte. Może o to chodzi?
– Może... – Lucyfer przytaknął w zamyśleniu. – Może masz rację.
– Będziesz mnie tu trzymał do tego czasu? – Wskazała dłonią pomieszczenie, na co on się rozejrzał.
– Brakuje ci tu czegoś?
– Żartujesz? Tu nie ma nawet prysznica. Nie mam świeżych ubrań. A porwałeś mnie... Dwa tygodnie temu! – Od nadmiaru kłębiących się w niej emocji głos zaczął jej drżeć.
– I? – Uniósł brwi i dalej się jej przyglądał. Nie bała się go. Nie w tym momencie. Powiedziałaby, że była na niego zła.
– I śmierdzę!
Lucyfer na te słowa wybuchnął śmiechem. Aksel zrobiła się czerwona ze złości i rzuciła w jego stronę poduszką, która nie doleciała do celu, bo złapał ją w locie.
– Dobrze. Dostaniesz świeże ubrania. – Chciała się odezwać, ale uciszył ją gestem dłoni. - Prysznic też ci załatwię. Nawet kąpiel w wannie, jak wolisz. Życzysz sobie coś jeszcze?
Powiedział to z kpiną, była tego pewna, ale nie potrafiła się powstrzymać.
– Chciałabym odwiedzić rodziców...
– Przecież oni nie żyją. – Mężczyzna autentycznie się zdziwił.
– Wiem przecież. Chciałabym iść na cmentarz, ostatni raz.
Nie powiedział nic. Skinął głową, po czym wyszedł.

3 komentarze:

  1. Te pięć rozdziałów zleciało mi szybko i miło. Jestem ciekawa o co chodzi z tym Kluczem i czy Lucyfer pokaże swoją "dobrą stronę".
    Czekam na kolejny i mam nadzieję, że będzie trochę dłuższy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciesze się, że coś w moim tworze Cię zaciekawiło :)
      I mam nadzieję, że kolejny rozdział spełni Twoje oczekiwania, przynajmniej w kwestii długości :)

      Usuń
  2. Biedna Aksel… Podejrzewam, że to przerażające, skoro traktują ją jak zabawkę – przerzucają ją z miejsca na miejsce. Nie wie, co się dzieje – po prostu trwa w zamknięciu i egzystuje, bo życiem tego nie można nazwać. Niby ma co trzeba, ale siedzenie w zamknięciu i zastanawianie nad tym, co będzie później, z łatwością może doprowadzić do szaleństwa. Ja bym chyba szału dostała :’)
    Szczerze? Prawie się ze śmiechu popłakałam przez Benedykta. Mam dziwny nastrój, a to imię dla niebezpiecznego demona… Błagam, niech oni zaczną mówić na niego Benio! Wtedy będę spełniona :V
    Aksel zrobiła się odważniejsza, ale to mnie nie dziwi. Ona żyje daną chwilą, jest sama, ma czas na przemyślenia. Miała dość czasu, żeby oswoić się z sytuacją i pojąć, że tak naprawdę nie ma niczego do powiedzenia. Życzy sobie śmierci, a jednak… Cóż, Lucyfer szuka Michała. I jak obserwowałam ich rozmowę, facet wydał mi się po prostu miły, a to w sumie straszne xD Chociaż z drugiej strony, Lucyfer był kiedyś aniołem, więc… może coś z tego w nim pozostało. Chyba bym chciała, chociaż… ;>

    Nessa.

    OdpowiedzUsuń