–
Lucyfer...
– Z ust Aksel wydobył się cichy, zachrypnięty głos.
Jednak
to zdecydowanie wystarczyło. Odstawił szklankę z bursztynowym
płynem na kredens po to, by usiąść na łóżku tuż przy niej.
Poruszyła się niespokojnie, zaciskając dłonie na białej
pościeli. Mężczyzna cierpliwie czekał, aż się obudzi. Powoli
powieki uniosły się i napotkał intensywne, brązowe spojrzenie jej
oczu. Nie widział już w nich bólu czy strachu, tylko spokój.
Wpatrywała się przez kilka sekund w jego twarz.
–
Miałeś
tu ślad. – Dotknęła czubkami palców jego policzek.
–
Zagoiło
się. – Nie chciał teraz tłumaczyć, że jego rany goją się w
błyskawicznym tempie, w tym momencie obchodziła go tylko ona.
Chwycił jej dłoń w swoje. – Jak się czujesz?
Podciągnęła
się do pozycji siedzącej. Wzięła kilka głębokich oddechów,
jakby sprawdzając, czy jej płuca są sprawne. Głowa nie bolała, a
gdy zamknęła oczy, widziała ciemność, żadnych śladów bestii.
–
Dobrze.
– Rozglądała się dookoła. Ujrzała nowocześnie umeblowany
pokój z ogromnym łóżkiem przy jednej ze ścian, na którym
właśnie leżała. Naprzeciw wisiał obraz przedstawiający
Archanioła Michała pokonującego Lucyfera. Widziała już to, ale w
postaci zdjęcia w pracy Leksi. Gdyby tylko jej przyjaciółka go
poznała... Całą pracę mogłaby wyrzucić do kosza. Mężczyzna
wyczuł, że zatrzymała wzrok na malowidle. Nie odwracając głowy w
tamtą stronę, uśmiechnął się krzywo.
–
Przypomina
mi, za kogo mnie uważacie.
Aksel
ścisnęła mocniej palce Lucyfera.
–
Przepraszam.
Naprawdę. Cały czas sądziłam, że jesteś chory psychicznie albo
należysz do jakiejś sekty i utożsamiasz się z diabłem. Nie
wierzyłam, że to wszystko jest prawdą.
–
W
porządku. – Wymusił słaby uśmiech, po czym wstał do kredensu
po szklankę.
–
Właśnie
nie! Chroniłeś mnie przed nim, a ja cię zawiodłam... – Na
chwilę zamilkła, jakby szukała odpowiednich słów. – Pomogę
ci. Dowiem się, jak go zabić. Nie chcę, żeby on wygrał.
Zakręcił
kostkami lodu w szklance i wziął spory łyk. Złość, którą czuł
za to, że uciekła, wyparowała już dawno. Teraz martwił się tym,
że obudziła w nim uczucia, które zepchnął gdzieś głęboko w
dół swojej duszy. Nie chciał ich. Nie chciał czuć tej palącej
potrzeby, która zmusiła go, żeby czuwał przy tej dziewczynie.
Chciał być taki, jakim był, zanim w jego życie wkroczyła Aksel.
Kiedy bawiło go przerażenie ludzi, gdy zrozumieli, kim jest
naprawdę. Kiedy schlebiały mu spojrzenia pożądania pięknych
kobiet. Jednak przy niej to wszystko wydawało się blade, bez wyrazu
i bez smaku. Lucyfer, Diabeł, Upadły Anioł, Książę Ciemności...
Kiedy patrzyły na niego brązowe oczy Aksel, był zwykłym
mężczyzną... A co gorsza, przepełnionym uczuciem, którego nie
pozwolił sobie nazwać.
Zresztą,
uczucia nie mogły go teraz rozpraszać, musiał pokonać Samaela, co
do tego nie miał żadnych, choćby najmniejszych wątpliwości. Lecz
z drugiej strony nie chciał, żeby jego brat miał kolejną
możliwość zbliżenia się do tej kruchej istoty. Przypomniał
sobie jej krzyk i przerażenie. Omiotła go niemal namacalna
nienawiść do Samaela.
Już
po chwili oboje usłyszeli cichy dźwięk pękającego szkła. Aksel
pisnęła, a Lucyfer otrzeźwiał i wypuścił resztki szklanki z
poranionej dłoni. Gdy on patrzył na krople krwi spadające na
drewnianą podłogę, ona podeszła na palcach, omijając kawałki
szkła i chwyciła jego dłoń. Rozglądała się po pomieszczeniu w
poszukiwaniu czegoś do zatamowania krwi. Z fascynacją przyglądał
się jej twarzy. Podłużna zmarszczka na czole Aksel świadczyła o
pełnym skupieniu. Troszczy się o mnie – ta myśl wywołała
u Lucyfera przyjemne mrowienie, które rozeszło się po całym
ciele. Jednak zmusił się, żeby o tym nie myśleć.
–
To
nic, patrz.
Aksel
patrzyła z niedowierzaniem na rękę. Rozcięcia już nie krwawiły,
zaczynały się goić.
–
Jak?
– Źrenice rozszerzyły się w zdziwieniu, zasłaniając niemal
całą tęczówkę.
–
Jestem,
kim jestem. – Wzruszył ramionami, znów stał się tajemniczy,
chłodny, z dystansem. Podbródkiem wskazał na podłogę. –
Przyślę kogoś, żeby posprzątał, a ty powinnaś się położyć.
–
Dobrze
– przytaknęła, ale nie ruszyła się z miejsca. – Ktoś mnie
odprowadzi, czy sama mam iść?
Mężczyzna
milczał, zupełnie nie rozumiejąc, o co jej chodzi. Po dłuższej
chwili dotarło do niego, co miała na myśli. Analizując coś w
myślach, powoli rozejrzał się po pokoju.
–
Możesz
tu zostać, jeśli chcesz. – Po tych słowach ruszył w stronę
drzwi.
Nie
chciała, żeby wychodził. Mimo że wiedziała, kim jest, czuła się
przy nim bezpieczna. Intuicja Aksel aż w niej krzyczała, że on jej
nie skrzywdzi, nigdy. Przy nim Samael jej nie dosięgnie... Właśnie,
Samael...
–
Zaczekaj!
– Lucyfer odwrócił się, wyczekując. Dotknęła drżącymi
palcami skroni. – Jak on mi to zrobił?
–
Krew.
– Wskazał na jej zabandażowane ramię. – Dostał się do twojej
głowy za pomocą krwi. Sądząc po zadrapaniu, było jej niewiele,
więc to już się nie powtórzy.
–
Ale...
– Kobieta zmarszczyła brwi, zastanawiając się nad czymś
intensywnie. – Zanim się spotkaliśmy... Przeżyłam coś
podobnego... Moje odbicie...
–
Zamiast
siebie widziałaś demona. – Lucyfer dokończył za nią, a gdy
przytaknęła, kontynuował beznamiętnym tonem. – Tę sztuczkę
zna każdy silniejszy demon. Do wywołania bólu, i to na odległość,
potrzebna jest krew ofiary.
Aksel
przytaknęła, choć tak naprawdę nie miała pojęcia, o czym on
mówił. Jak dotąd wiedziała o demonach tyle, że mają czarne
oczy, choć ukrywają je przed ludźmi za normalnymi tęczówkami. No
i oczywiście ziemia i woda święcona, krzyże... W przypadku ataku
demona warto byłoby coś takiego przy sobie nosić.
Myśli
pochłonęły kobietę do tego stopnia, że nawet nie zauważyła,
kiedy Lucyfer opuścił pokój. Gdy została sama, rozejrzała się
po owym pomieszczeniu. Otwierała szafki, szuflady, gabloty.
Znajdowała broń palną, sztylety, monety i inne drobiazgi; nawet
nie wiedziała, czym niektóre są. Część tej kolekcji wyglądała
na tak starą, że odnosiło się wrażenie, iż od samego patrzenia
przedmioty się rozpadną, z kolei inna część – jakby przed
chwilą ją kupiono.
W
pokoju znajdowały się trzy pary drzwi i ogromne okno, na którym
zaciągnięte były ciężkie zasłony. Kiedy za nie wyjrzała,
okazało się, że jest noc, ale Aksel nie wiedziała, czy to nadal
ta sama, czy spała dobę i to już jest kolejna.
Drzwi,
za którymi zniknął Lucyfer, zapewne prowadziły na korytarz. Za
kolejnymi znajdowała się przestronna łazienka z dużą wanną
wpuszczoną w podłogę, a w rogu stał prysznic przynajmniej na trzy
osoby. Przy jednej ze ścian znajdowały się dwie umywalki z
czarnego marmuru, nad którymi wisiało ogromne lustro w złotej
ramie. Słyszała, że ktoś wszedł do pokoju. Nieświadomie
wstrzymała oddech, nasłuchując. Brzdęk zmiatanego szkła
spowodował, że znów zaczęła oddychać, a już po chwili spięła
mięśnie, gdy przed oczami stanął jej obraz Lucyfera z zakrwawioną
dłonią. Potrząsnęła energicznie głową i obraz zniknął. Gdy
usłyszała ponowne trzaśnięcie, weszła do pokoju.
Otworzyła
ostatnie drzwi i jej oczom ukazała się sporych rozmiarów
garderoba. Każda kobieta o takiej marzyła, choćby skrycie. W
akademiku Aksel mogła pozwolić sobie na komodę, pół wysokiej
szafy i walizkę, którą wpychała pod łóżko. Jedna z desek cicho
skrzypnęła pod ciężarem kobiety, gdy ta przekroczyła próg
garderoby. Aksel intuicyjnie poszukała włącznika światła na
ścianie z prawej strony i trafiła. Już po chwili z przeciwka
spoglądało na nią jej odbicie. Blada, rozczochrana, żałosna...
Wyglądała okropnie. Odwróciła wzrok od lustra.
Na
wieszakach, równymi rzędami wisiały koszule, marynarki, spodnie.
Na półkach stały wypolerowane buty. W szufladach idealnie zostały
zwinięte skarpetki i poskładane w kostkę bokserki. Zamknęła ją
szybko. Nawet gdy była sama, to i tak uważała za niestosowne
przeglądanie czyjejś bielizny, choć co do przeszukiwania pokoju
nie miała skrupułów. Znalazła również krawaty w różnych
kolorach, ale jednocześnie nie przypominała sobie, żeby Lucyfer je
nosił. Oczy rozszerzyły jej się w ogromnym zdziwieniu, gdy dotarło
do niej, że pokój, w którym przebywała, był sypialnią Lucyfera.
Na początek składam skargę: dwa ostatnie akapity są czarne, więc bez zaznaczenia się ich nie przeczyta :D Blogger szaleje albo to Ty specjalnie chciałaś ukryć perfidne przeglądanie bielizny Lucyfera :V
OdpowiedzUsuńZabrał ją do pokoju, poza tym jest taki… och, troskliwy. To dobre słowo. Co więcej, taki stan rzeczy wyraźnie mu się nie podoba, co nie jest dziwne, skoro upadł przez kobietę. Aksel go oczarowała,, zresztą cieszy się, że również ona się o niego troszczy, ale za żadne skarby nie chce do tego przyznać. Choć wciąż ma w sobie uczucia, dusi je i opycha, uważając za słabość. W tym przypadku słusznie, bo przez skrajne emocje logiczne myślenie zdecydowanie jest utrudnione. Zwłaszcza trwając na wojnie można spodziewać się, że wróg zdecyduje się uderzyć tam, gdzie najbardziej boli.
Ich rozmowy niezmiennie mnie rozbrajają. Aksel dopiero teraz uwierzyła we wszystkie historie Lucyfera, ale to jak najbardziej zrozumiałe – w końcu widziała dość, by teorie o chorobie psychicznej ostatecznie straciły na znaczeniu. Zresztą ciągnie ją do niego. Ten szok na końcu, kiedy pojęła czyja to sypialnia…
Czekam na rozwój ich relacji. No i urodziny, które być może wyjaśnią, co oznacza, że ona jest Kluczem… Chyba że to chodzi o miłość – jest ratunkiem dla Lucyfera. Jeśli nie uczucia, co innego może przerwać krąg wzajemnej nienawiści i walki z bratem? :)
Doczytam jeszcze ostatni rozdział tej części. Liczę na coś… ciekawego na zakończenie :D
Nessa.