Aksel
gwałtownie usiadła na łóżku. Serce galopowało jej w piersi, a
oddech był nierówny i płytki. Rozejrzała się dookoła. Była w
tej samej sypialni, co przez ostatnich kilka nocy; sama, ale jednak
uczucie niepokoju nie chciało jej opuścić. Cała aż drżała w
środku. Coś jej się śniło, nie mogła sprecyzować, co
dokładnie, ale to jej przyniosło wiedzę. Wiedziała, jak zabić
Samaela, musiała o tym powiedzieć jak najszybciej Lucyferowi. Więc
skąd ten strach?
Przez
szczeliny w zasłonie wpadał blask księżyca, który oświetlał
obraz na ścianie. Nadal była noc, ale coś kazało jej wstać. Tym
razem nie zamierzała lekceważyć intuicji, już za wiele razy to
zrobiła i jak to się skończyło? Musiała zaufać swoim
przeczuciom. Ubrała się w pośpiechu i pognała przed siebie
korytarzami.
Jak
na złość nikogo nie mogła znaleźć, a nie wiedziała, gdzie
sypia brunet, skoro ona zajęła jego sypialnię. Chociaż, czy
anioły w ogóle sypiają?
Uczucie
niepokoju z sekundy na sekundę wzrastało. Żołądkiem targały
nieprzyjemne skurcze, które wywoływały mdłości. Weź się w
garść! – nakazała sobie w myślach, rozglądając się
nerwowo po holu. Na zewnątrz dostrzegła tylko Theodora. Stał
samotnie i wpatrywał się w niebo. Wyglądał jak zwykły mężczyzna.
–
Gdzie
Lucyfer?
Powoli
odwrócił się w jej kierunku. Był czymś zmartwiony, zauważyła
to od razu, co ją jeszcze bardziej zaniepokoiło. On był jednym z
najbardziej lojalnych demonów Lucyfera, zdecydowanie nie chciał
władzy Samaela.
–
Walczy.
Aksel
podbiegła i stanęła przed nim.
–
Gdzie?
– Chciała zabrzmieć pewnie, ale nie mogła opanować drżenia
głosu.
–
Nie
wiem. – Patrzył na nią pustym wzrokiem. – Kazał nam zostać.
Stwierdził, że sam musi to załatwić. Mamy pilnować ciebie. Wydał
rozkaz.
–
Jaki?
–
Chronić
cię kosztem własnego życia. – Po tych słowach jego wzrok się
wyostrzył i w milczeniu wpatrywał się w kobietę.
–
Wiem,
jak go zabić. Rozumiesz? – Przestawała przed nim z nogi na nogę.
Chłodne powietrze i lęk przeszywał ją do kości, ale nie bała
się o siebie czy o całą ludzkość. Bała się, że Lucyfer może
ucierpieć... Że może zginąć.
–
Ale
ja nie wiem, gdzie on jest. – Theodor zacisnął zęby. – I nie
mogę cię puścić.
–
Jak
Lucyfer zginie, to nie będzie miało znaczenia, czy mnie pilnowałeś,
czy nie, prawda? – Nie czekała na odpowiedź; gdy spostrzegła
czarną terenówkę zaparkowaną obok garażu, wyciągnęła dłoń w
stronę demona. – Daj kluczyki, sama go znajdę.
Jego
niezdecydowanie budziło w Aksel złość. Nie mogła przecież stać
bezczynnie i czekać, aż Samael zabije Lucyfera, gdy ona wiedziała,
jak to zakończyć. Theodor walczył sam ze sobą. Zacisnął znów
zęby i ruszył do auta, a za nim Aksel.
Całą
drogę siedziała jak na szpilkach, nerwowo obgryzała skórki przy
paznokciach. Wpatrywała się w krajobraz za szybą, doszukując się
jakiegoś znaku. Nie widziała nic, ale po pewnym czasie poczuła coś
dziwnego, jakby słaby prąd przebiegający przez jej ciało, który
mówił, gdzie ma jechać. Aksel co jakiś czas kazała Theodorowi
skręcić albo go pospieszała. Nie wiedziała, skąd to uczucie i
czy jest słuszne, ale intuicyjnie podejrzewała, że doprowadzi ją
to do Lucyfera i była pewna, że mają coraz mniej czasu.
Dojechali
do jednego z pustostanów na obrzeżu miasta. Theodor spojrzał na
nią znacząco, znaleźli Lucyfera. Oboje wyczuli od razu, że coś
jest nie tak. Czas jakby zwolnił, niemal się zatrzymał. Tylko
anioły i demony były w stanie to zauważyć, i jak się okazało,
Aksel też. Wyskoczyła z jeszcze jadącego auta. Nie usłyszała
krzyku demona, który kazał jej zaczekać. Biegła najszybciej, jak
tylko mogła, a serce podchodziło jej do gardła. Wpadła do środka
budynku z duszą na ramieniu i znieruchomiała. Po kilku sekundach
pojawił się za nią Theodor.
Demon
stał jak wryty. Przyglądał się walce z boku, nie zauważył
nawet, kiedy Aksel zniknęła. Widział już nie raz, jak jego szef
walczył, budził w nim podziw i właśnie dlatego stanął po
stronie Lucyfera, a nie Samaela. Zresztą, pamiętał swoje życie,
gdy był jeszcze człowiekiem. Zrobił wiele złych rzeczy, ale miał
córkę, którą kochał. Nie chciał dla niej tego, co szykował
Samael dla ludzi, bo z pewnością coś knuł.
Walka
pomiędzy dwoma upadłymi aniołami rozgorzała na dobre. Miecze co
rusz uderzały o siebie, rozsypując wokół snop iskier. Był to
piękny i zarazem okrutny spektakl, z którego tylko jeden miał
wyjść zwycięsko. Theodor niedaleko nich dostrzegł ruch, to była
Aksel. Zacisnął dłonie w pięści, nie powinien jej tu przywozić,
ale było już za późno.
Lucyfer
również ją zauważył i na sekundę wytrąciło go to z równowagi.
Jedną, przeklętą sekundę. Samael wykorzystał ten ułamek czasu i
rozbroił mężczyznę. Uderzył go klingą w twarz i potężnym
kopnięciem odrzucił do tyłu. Lucyfer zatrzymał się dopiero na
jednej z kolumn stojących na ogromnej hali. Gdy jego plecy z ogromną
siłą uderzyły o beton, z płuc wyleciało całe powietrze. Z
trudem łapał oddech, a z kącika ust sączyła się krew. Bestia
triumfowała, a gdy podchodził do brata z mieczem w dłoni, na jego
ustach wykwitł szyderczy uśmiech. Theodor dostrzegał w oczach
Samaela wręcz euforyczną radość z wygranej. Demon chciał rzucić
się w obronie swojego pana, ale wiedział, że nie zdąży. Teraz
musiał znaleźć Aksel i ją chronić, tak jak obiecał. Gdy Theodor
szukał wzrokiem kobiety, a potwór miał zadać ostatni, śmiertelny
cios, wydarzyło się coś, czego nikt się nie spodziewał. Nawet
Michał, który obserwował pojedynek z góry, wstrzymał oddech z
przejęcia. Pomiędzy braci wskoczyła Aksel. Samael nie zdążył
się zatrzymać i jego miecz przebił smukłe ciało kobiety. Wbił
go po samą rękojeść i jednym mocnym szarpnięciem wyciągnął,
ale na jego twarzy malowało się zdziwienie wymieszane ze złością.
Chciał zaatakować jeszcze raz, ale nie mógł się ruszyć, jakaś
niewidzialna siła nie pozwalała mu nawet drgnąć.
Lucyfer,
odzyskując panowanie nad sobą, w ostatniej chwili chwycił Aksel,
nim upadła na brudną posadzkę. Plama krwi na betonie powiększała
się z każdym uderzeniem jej serca. Usilnie próbował zatamować
krwawienie, ale bez większego skutku.
–
W
porządku... – Aksel położyła dłoń na jego dłoniach, czuła
spokój, próbowała się uśmiechnąć. – Pokonaliśmy go.
Podniósł
głowę, Samael był wściekły z niemocy, która go owładnęła,
ale Lucyfera już to nie obchodziło. Odgarnął delikatnie włosy z
twarzy kobiety i patrzył w jej brązowe oczy przepełnione ciepłem.
–
Miałaś
zostać w domu – szeptał, gładząc ją po policzku. – Byłaś
tam bezpieczna.
–
Nie...
To musiałam być ja...
Po
tych słowach wzięła jeszcze jeden płytki oddech i jej serce się
zatrzymało. W tej samej sekundzie ogień z sykiem objął ciało
Samaela. Po chwili już nie było po nim śladu, tak samo jak po
duszy Aksel. Wiedział, całe piekło i niebo wiedziało, że Samael
został unicestwiony. Mimo to nie poczuł spokoju. Siedział na
chłodnej posadzce, tuląc do siebie nieruchome ciało. Theodor
położył dłoń na ramieniu Lucyfera, nic nie powiedział, bo i co
miał mówić? Wiedział, że diabeł pokochał tę kobietę i to z
wzajemnością.
*
* *
– Panie,
już czas. – W drzwiach stał Theodor.
Lucyfer
skinął głową. Przyjrzał się swojemu odbiciu w lustrze w
garderobie. Nadal czuł tu obecność Aksel. Wiedział, że za kilka
dni wszystko zniknie, więc chłonął szczątki jej aury, póki
mógł. Najchętniej do tego czasu nie opuszczałby tej sypialni.
Ostatecznie poprawił mankiety marynarki i zmusił się do wyjścia.
Tego
dnia był pogrzeb Aksel. Co z tego, że nie była ochrzczona, za
odpowiednią kwotę i sataniście odprawią pogrzeb. Pamiętał
rozmowę przy grobie jej rodziców, też chciał mieć miejsce, gdzie
będzie mógł ją odwiedzić, też chciał wierzyć, że ona będzie
go stąd słyszeć.
Niby
dostał to, co wydawało mu się, że pragnął. Zniknęła. Ale
teraz, gdy umarła, miał ochotę krzyczeć, wyć jak kojot. Chciał
ją z powrotem.
W
wiadomościach Aksel była sensacją. W gazetach, radiu, telewizji aż
huczało o odnalezionym ciele studentki, która zaginęła miesiąc
temu. Jej śmierć miała zostać wyjaśniona w ekspresowym tempie,
Lucyfer o to zadbał. Śledczy usłyszeli i uwierzyli w wersję
mężczyzny. Jak brzmiała ta oficjalna? Porywacz
został zastrzelony przy próbie ucieczki. – Theodor
przywiózł ciało jakiegoś nieszczęśnika. –
Studentki niestety nie zdołano uratować.
Z
czasem było wiadomo, że głosy o Aksel ucichną, a Lucyfer będzie
mógł w spokoju rozpaczać nad jej stratą, choć od kilku dni żył
w głębokiej żałobie.
Po
pogrzebie wszyscy opuścili cmentarz, tylko on jeden został.
Wpatrywał się w tabliczkę z jej imieniem. Poczuł delikatny powiew
wiatru i u jego boku stanął Michał, składając za plecami
śnieżnobiałe skrzydła.
–
Wiedziałeś.
– Diabeł wydawał się opanowany, ale w środku targały nim
emocje.
–
Tak.
– Anioł przytaknął. – Jej śmierć była powiązana ze
śmiercią zabójcy. Jeśli ty byś ją zabił, to ty byś zginął.
Nie było innej możliwości.
–
Wiedziałeś,
że jej nie zabiję...
–
Mogłem
mieć nadzieję.
–
Znów
mi to zrobił. – Uśmiechnął się krzywo i spojrzał na brata. –
Ale tym razem ty na to pozwoliłeś.
Michał
ze smutkiem spuścił głowę. Lucyfer miał rację. Wiedział, że
zakochają się w sobie. Widział to w duszy Aksel, gdy naznaczył
ją, by była Kluczem. Widział to również w oczach Lucyfera, gdy
go obserwował. Uczucie zaczęło kiełkować tu, na cmentarzu, gdy
się przed nią odsłonił.
Michał
znał doskonale swojego brata. Mimo że upadł, nadal potrafił
kochać.
–
Albo
ty, albo Samael, wybór był prosty. – Anioł popatrzył na świeżo
wykopany grób. Współczuł Lucyferowi jak żaden z aniołów... Tak
bardzo mu współczuł. – Poproś Ojca. Wiesz, że on mógłby
pomóc.
Lucyfer
z pełną świadomością zacisnął dłoń w pięść i z całą
siłą uderzył brata w szczękę, po czym po prostu odszedł.
CO?! O________________O
OdpowiedzUsuńCo Ty właśnie… zrobiłaś? O ja pierdolę. Z góry przepraszam, ale w głowie ma taki mętlik, że sobie tego nie wyobrażasz. Spodziewałam się wielu rzeczy, ale… śmierć Aksel? Zabrać mu Aksel, kiedy oni dopiero co…?
Boże ;________________; Więc to znaczyło bycie kluczem. I dlatego wybrano ją – bo chcieli wygranej Lucyfera, a skoro się zakochał, to jej nie zabił. To jest tak cholernie okrutne, że nie dziwię się, że facet odwrócił się od ojca. Jego reakcja na słowa Michała… No po prostu nie wierzę i tyle. Jak mi go szkoda. To takie…
Ale to nie jest koniec, prawda? No kurde… Poświecić Aksel i tyle? Zrobiła tyle, a jednak… No nie. Wciąż wierzę, że w kolejnych częściach coś się zmieni albo… Sama nie wiem. Idę się pozbierać zanim wezmę się za drugą część. No po prostu…
Ale i tak Cię uwielbiam. A tu definitywnie zostaję.
Nessa.
Dziękuję Ci za komentarze pod każdym rozdziałem. Trochę szczęka mi opadła, bo są one krótkie, a jednak o każdym coś mi powiedziałaś :) Szczegółowe wyjaśnienia już masz i cóż mogę powiedzieć więcej?
UsuńCieszę się, że przeczytałaś i masz lepsze zdanie o tej historii niż ja :P
Jeszcze raz bardzo dziękuję! ^^