niedziela, 2 października 2016

- 1.10 -

Aksel gwałtownie usiadła na łóżku. Serce galopowało jej w piersi, a oddech był nierówny i płytki. Rozejrzała się dookoła. Była w tej samej sypialni, co przez ostatnich kilka nocy; sama, ale jednak uczucie niepokoju nie chciało jej opuścić. Cała aż drżała w środku. Coś jej się śniło, nie mogła sprecyzować, co dokładnie, ale to jej przyniosło wiedzę. Wiedziała, jak zabić Samaela, musiała o tym powiedzieć jak najszybciej Lucyferowi. Więc skąd ten strach?
Przez szczeliny w zasłonie wpadał blask księżyca, który oświetlał obraz na ścianie. Nadal była noc, ale coś kazało jej wstać. Tym razem nie zamierzała lekceważyć intuicji, już za wiele razy to zrobiła i jak to się skończyło? Musiała zaufać swoim przeczuciom. Ubrała się w pośpiechu i pognała przed siebie korytarzami.
Jak na złość nikogo nie mogła znaleźć, a nie wiedziała, gdzie sypia brunet, skoro ona zajęła jego sypialnię. Chociaż, czy anioły w ogóle sypiają?
Uczucie niepokoju z sekundy na sekundę wzrastało. Żołądkiem targały nieprzyjemne skurcze, które wywoływały mdłości. Weź się w garść! – nakazała sobie w myślach, rozglądając się nerwowo po holu. Na zewnątrz dostrzegła tylko Theodora. Stał samotnie i wpatrywał się w niebo. Wyglądał jak zwykły mężczyzna.
– Gdzie Lucyfer?
Powoli odwrócił się w jej kierunku. Był czymś zmartwiony, zauważyła to od razu, co ją jeszcze bardziej zaniepokoiło. On był jednym z najbardziej lojalnych demonów Lucyfera, zdecydowanie nie chciał władzy Samaela.
– Walczy.
Aksel podbiegła i stanęła przed nim.
– Gdzie? – Chciała zabrzmieć pewnie, ale nie mogła opanować drżenia głosu.
– Nie wiem. – Patrzył na nią pustym wzrokiem. – Kazał nam zostać. Stwierdził, że sam musi to załatwić. Mamy pilnować ciebie. Wydał rozkaz.
– Jaki?
– Chronić cię kosztem własnego życia. – Po tych słowach jego wzrok się wyostrzył i w milczeniu wpatrywał się w kobietę.
– Wiem, jak go zabić. Rozumiesz? – Przestawała przed nim z nogi na nogę. Chłodne powietrze i lęk przeszywał ją do kości, ale nie bała się o siebie czy o całą ludzkość. Bała się, że Lucyfer może ucierpieć... Że może zginąć.
– Ale ja nie wiem, gdzie on jest. – Theodor zacisnął zęby. – I nie mogę cię puścić.
– Jak Lucyfer zginie, to nie będzie miało znaczenia, czy mnie pilnowałeś, czy nie, prawda? – Nie czekała na odpowiedź; gdy spostrzegła czarną terenówkę zaparkowaną obok garażu, wyciągnęła dłoń w stronę demona. – Daj kluczyki, sama go znajdę.
Jego niezdecydowanie budziło w Aksel złość. Nie mogła przecież stać bezczynnie i czekać, aż Samael zabije Lucyfera, gdy ona wiedziała, jak to zakończyć. Theodor walczył sam ze sobą. Zacisnął znów zęby i ruszył do auta, a za nim Aksel.
Całą drogę siedziała jak na szpilkach, nerwowo obgryzała skórki przy paznokciach. Wpatrywała się w krajobraz za szybą, doszukując się jakiegoś znaku. Nie widziała nic, ale po pewnym czasie poczuła coś dziwnego, jakby słaby prąd przebiegający przez jej ciało, który mówił, gdzie ma jechać. Aksel co jakiś czas kazała Theodorowi skręcić albo go pospieszała. Nie wiedziała, skąd to uczucie i czy jest słuszne, ale intuicyjnie podejrzewała, że doprowadzi ją to do Lucyfera i była pewna, że mają coraz mniej czasu.
Dojechali do jednego z pustostanów na obrzeżu miasta. Theodor spojrzał na nią znacząco, znaleźli Lucyfera. Oboje wyczuli od razu, że coś jest nie tak. Czas jakby zwolnił, niemal się zatrzymał. Tylko anioły i demony były w stanie to zauważyć, i jak się okazało, Aksel też. Wyskoczyła z jeszcze jadącego auta. Nie usłyszała krzyku demona, który kazał jej zaczekać. Biegła najszybciej, jak tylko mogła, a serce podchodziło jej do gardła. Wpadła do środka budynku z duszą na ramieniu i znieruchomiała. Po kilku sekundach pojawił się za nią Theodor.
Demon stał jak wryty. Przyglądał się walce z boku, nie zauważył nawet, kiedy Aksel zniknęła. Widział już nie raz, jak jego szef walczył, budził w nim podziw i właśnie dlatego stanął po stronie Lucyfera, a nie Samaela. Zresztą, pamiętał swoje życie, gdy był jeszcze człowiekiem. Zrobił wiele złych rzeczy, ale miał córkę, którą kochał. Nie chciał dla niej tego, co szykował Samael dla ludzi, bo z pewnością coś knuł.
Walka pomiędzy dwoma upadłymi aniołami rozgorzała na dobre. Miecze co rusz uderzały o siebie, rozsypując wokół snop iskier. Był to piękny i zarazem okrutny spektakl, z którego tylko jeden miał wyjść zwycięsko. Theodor niedaleko nich dostrzegł ruch, to była Aksel. Zacisnął dłonie w pięści, nie powinien jej tu przywozić, ale było już za późno.
Lucyfer również ją zauważył i na sekundę wytrąciło go to z równowagi. Jedną, przeklętą sekundę. Samael wykorzystał ten ułamek czasu i rozbroił mężczyznę. Uderzył go klingą w twarz i potężnym kopnięciem odrzucił do tyłu. Lucyfer zatrzymał się dopiero na jednej z kolumn stojących na ogromnej hali. Gdy jego plecy z ogromną siłą uderzyły o beton, z płuc wyleciało całe powietrze. Z trudem łapał oddech, a z kącika ust sączyła się krew. Bestia triumfowała, a gdy podchodził do brata z mieczem w dłoni, na jego ustach wykwitł szyderczy uśmiech. Theodor dostrzegał w oczach Samaela wręcz euforyczną radość z wygranej. Demon chciał rzucić się w obronie swojego pana, ale wiedział, że nie zdąży. Teraz musiał znaleźć Aksel i ją chronić, tak jak obiecał. Gdy Theodor szukał wzrokiem kobiety, a potwór miał zadać ostatni, śmiertelny cios, wydarzyło się coś, czego nikt się nie spodziewał. Nawet Michał, który obserwował pojedynek z góry, wstrzymał oddech z przejęcia. Pomiędzy braci wskoczyła Aksel. Samael nie zdążył się zatrzymać i jego miecz przebił smukłe ciało kobiety. Wbił go po samą rękojeść i jednym mocnym szarpnięciem wyciągnął, ale na jego twarzy malowało się zdziwienie wymieszane ze złością. Chciał zaatakować jeszcze raz, ale nie mógł się ruszyć, jakaś niewidzialna siła nie pozwalała mu nawet drgnąć.
Lucyfer, odzyskując panowanie nad sobą, w ostatniej chwili chwycił Aksel, nim upadła na brudną posadzkę. Plama krwi na betonie powiększała się z każdym uderzeniem jej serca. Usilnie próbował zatamować krwawienie, ale bez większego skutku.
– W porządku... – Aksel położyła dłoń na jego dłoniach, czuła spokój, próbowała się uśmiechnąć. – Pokonaliśmy go.
Podniósł głowę, Samael był wściekły z niemocy, która go owładnęła, ale Lucyfera już to nie obchodziło. Odgarnął delikatnie włosy z twarzy kobiety i patrzył w jej brązowe oczy przepełnione ciepłem.
– Miałaś zostać w domu – szeptał, gładząc ją po policzku. – Byłaś tam bezpieczna.
– Nie... To musiałam być ja...
Po tych słowach wzięła jeszcze jeden płytki oddech i jej serce się zatrzymało. W tej samej sekundzie ogień z sykiem objął ciało Samaela. Po chwili już nie było po nim śladu, tak samo jak po duszy Aksel. Wiedział, całe piekło i niebo wiedziało, że Samael został unicestwiony. Mimo to nie poczuł spokoju. Siedział na chłodnej posadzce, tuląc do siebie nieruchome ciało. Theodor położył dłoń na ramieniu Lucyfera, nic nie powiedział, bo i co miał mówić? Wiedział, że diabeł pokochał tę kobietę i to z wzajemnością.

* * *

– Panie, już czas. – W drzwiach stał Theodor.
Lucyfer skinął głową. Przyjrzał się swojemu odbiciu w lustrze w garderobie. Nadal czuł tu obecność Aksel. Wiedział, że za kilka dni wszystko zniknie, więc chłonął szczątki jej aury, póki mógł. Najchętniej do tego czasu nie opuszczałby tej sypialni. Ostatecznie poprawił mankiety marynarki i zmusił się do wyjścia.
Tego dnia był pogrzeb Aksel. Co z tego, że nie była ochrzczona, za odpowiednią kwotę i sataniście odprawią pogrzeb. Pamiętał rozmowę przy grobie jej rodziców, też chciał mieć miejsce, gdzie będzie mógł ją odwiedzić, też chciał wierzyć, że ona będzie go stąd słyszeć.
Niby dostał to, co wydawało mu się, że pragnął. Zniknęła. Ale teraz, gdy umarła, miał ochotę krzyczeć, wyć jak kojot. Chciał ją z powrotem.
W wiadomościach Aksel była sensacją. W gazetach, radiu, telewizji aż huczało o odnalezionym ciele studentki, która zaginęła miesiąc temu. Jej śmierć miała zostać wyjaśniona w ekspresowym tempie, Lucyfer o to zadbał. Śledczy usłyszeli i uwierzyli w wersję mężczyzny. Jak brzmiała ta oficjalna? Porywacz został zastrzelony przy próbie ucieczki. – Theodor przywiózł ciało jakiegoś nieszczęśnika. – Studentki niestety nie zdołano uratować.
Z czasem było wiadomo, że głosy o Aksel ucichną, a Lucyfer będzie mógł w spokoju rozpaczać nad jej stratą, choć od kilku dni żył w głębokiej żałobie.
Po pogrzebie wszyscy opuścili cmentarz, tylko on jeden został. Wpatrywał się w tabliczkę z jej imieniem. Poczuł delikatny powiew wiatru i u jego boku stanął Michał, składając za plecami śnieżnobiałe skrzydła.
– Wiedziałeś. – Diabeł wydawał się opanowany, ale w środku targały nim emocje.
– Tak. – Anioł przytaknął. – Jej śmierć była powiązana ze śmiercią zabójcy. Jeśli ty byś ją zabił, to ty byś zginął. Nie było innej możliwości.
– Wiedziałeś, że jej nie zabiję...
– Mogłem mieć nadzieję.
– Znów mi to zrobił. – Uśmiechnął się krzywo i spojrzał na brata. – Ale tym razem ty na to pozwoliłeś.
Michał ze smutkiem spuścił głowę. Lucyfer miał rację. Wiedział, że zakochają się w sobie. Widział to w duszy Aksel, gdy naznaczył ją, by była Kluczem. Widział to również w oczach Lucyfera, gdy go obserwował. Uczucie zaczęło kiełkować tu, na cmentarzu, gdy się przed nią odsłonił.
Michał znał doskonale swojego brata. Mimo że upadł, nadal potrafił kochać.
– Albo ty, albo Samael, wybór był prosty. – Anioł popatrzył na świeżo wykopany grób. Współczuł Lucyferowi jak żaden z aniołów... Tak bardzo mu współczuł. – Poproś Ojca. Wiesz, że on mógłby pomóc.
Lucyfer z pełną świadomością zacisnął dłoń w pięść i z całą siłą uderzył brata w szczękę, po czym po prostu odszedł.

2 komentarze:

  1. CO?! O________________O
    Co Ty właśnie… zrobiłaś? O ja pierdolę. Z góry przepraszam, ale w głowie ma taki mętlik, że sobie tego nie wyobrażasz. Spodziewałam się wielu rzeczy, ale… śmierć Aksel? Zabrać mu Aksel, kiedy oni dopiero co…?
    Boże ;________________; Więc to znaczyło bycie kluczem. I dlatego wybrano ją – bo chcieli wygranej Lucyfera, a skoro się zakochał, to jej nie zabił. To jest tak cholernie okrutne, że nie dziwię się, że facet odwrócił się od ojca. Jego reakcja na słowa Michała… No po prostu nie wierzę i tyle. Jak mi go szkoda. To takie…
    Ale to nie jest koniec, prawda? No kurde… Poświecić Aksel i tyle? Zrobiła tyle, a jednak… No nie. Wciąż wierzę, że w kolejnych częściach coś się zmieni albo… Sama nie wiem. Idę się pozbierać zanim wezmę się za drugą część. No po prostu…
    Ale i tak Cię uwielbiam. A tu definitywnie zostaję.

    Nessa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci za komentarze pod każdym rozdziałem. Trochę szczęka mi opadła, bo są one krótkie, a jednak o każdym coś mi powiedziałaś :) Szczegółowe wyjaśnienia już masz i cóż mogę powiedzieć więcej?
      Cieszę się, że przeczytałaś i masz lepsze zdanie o tej historii niż ja :P
      Jeszcze raz bardzo dziękuję! ^^

      Usuń