Erimia
pół dnia spędziła na włóczeniu się po mieście i płakaniu.
Pierwszy raz od bardzo długiego czasu pozwoliła sobie, żeby
wszystkie uczucia ją przytłoczyły. Łzy spływały strumieniami po
policzkach, ale przyniosły oczyszczenie. Rytmiczny oddech pomagał
rozjaśnić umysł, a słońce swym ciepłem dodawało otuchy.
Gdy
tylko przekroczyła próg hostelu, właścicielka załamała nad nią
ręce.
–
Dziecko,
jak ty wyglądasz? Cała zapłakana! – Wyszła zza lady do Erimii,
pogładziła ją po policzku. – Chodź, usiądź. Zaparzę ci
ziółek.
–
Nie
trzeba. I tak ma pani dość swoich obowiązków. – Mimo słów i
tak usiadła na podniszczonym fotelu.
–
Jakich
obowiązków? – Starsza pani roześmiała się. – Jesteś jedynym
moim gościem! I mów mi Luna.
Pospieszyła
na zaplecze, a po kilku minutach wróciła z kolorowym kubkiem,
nakrytym małym talerzykiem. Sam zapach, który wydobywał się z
wnętrza naczynia, działał kojąco. Erimia uśmiechnęła się
delikatnie, przymykając oczy. Dom. Ta pojedyncza, cicha myśl
wypełniła umysł, odsuwając zmartwienia na bok na krótką,
bezcenną chwilę.
–
Dziękuję.
–
Proszę
bardzo! – Luna machnęła ręką, po czym umościła się na swoim
wysłużonym fotelu za ladą. – Mężczyzna?
–
Słucham?
– Dziewczyna zamrugała kilkukrotnie, nie rozumiejąc pytania.
–
Takie
ładne kobiety to zawsze płaczą przez mężczyzn, ale wierz mi, nie
warto.
Erimia
uśmiechnęła się szerzej na słowa starszej pani. Nie mogła jej
przecież powiedzieć, dlaczego płakała, a tym bardziej o tym, że
spotkała samego diabła. Ale z drugiej strony potrzebowała rozmowy.
Gdyby była tu Wasi, mogłaby jej wszystko powiedzieć, ona jej
wierzyła. Dla tej kobiety była jak córka, kochała ją i zawsze
wspierała. W oczach Wasi nie była dziwadłem.
–
Wierzy
pani w Boga? – Sama Erimia wydała się zaskoczona, że akurat o to
zapytała. Nie myślała, słowa same ułożyły się na języku.
–
Luna,
kochanie – poprawiła ją łagodnie. – Oczywiście, że wierzę.
Jest moim Ojcem. – Kobieta zadudniła palcami o blat w zamyśleniu.
– Ty nie wierzysz?
Dziewczyna
podniosła na nią zmęczone spojrzenie. Nigdy się nad tym nie
zastanawiała. Poza tym w jej przypadku nie miało znaczenia, czy
wierzy i w co wierzy. Jej życie rządziło się swoimi prawami,
których nie rozumiała. Znamię niewiadomego pochodzenia popychało
ją to w jedną, to w drugą stronę, a gdy próbowała mu się
postawić, sprawiało ból. Poza tym ona wiedziała, że On istnieje.
Może się do niego nie modliła, nie prosiła o pomoc, ale gdzieś w
głębi serca była pewna, że się z Nim spotkała. Zresztą, skoro
spotkała Lucyfera i była w piekle, to dlaczego miałaby ignorować
istnienie Boga i nieba. A jeśli widziała demony, to musiały być
anioły. Choć nie była przekonana co do ich podziału, bo skoro
każde stworzenie ma wolną wolę, to i demon może czynić dobro, a
anioł może wyrządzać szkody.
–
Nie
wiem już, w co mam wierzyć. – Uśmiechnęła się smutno. –
Odnoszę wrażenie, że to, w co wierzę, to tylko iluzja, a moje
najciemniejsze lęki stają się rzeczywistością.
Luna
pokiwała głową, jakby doskonale wiedziała, o czym mówi
dziewczyna.
–
Czasami
potrzeba dużo cierpliwości, ale nigdy nie należy tracić wiary.
Pamiętaj. Nie ważne, co by się działo, wiara może ci pomóc.
–
Tylko
w kogo wierzyć? W Boga? Anioły? – Erimia powstrzymywała się,
żeby ostatniego słowa nie wypowiedzieć z pogardą.
–
W
dobro, kochanie. A anioły zawsze możesz poprosić o pomoc. Takiej
ślicznej panience nie powinny odmówić! – zaśmiała się ciepło.
– Jeśli nie możesz kogoś znaleźć, wezwij Rafała. Jeśli
zgubiłaś drogę, poproś o pomoc Uriela. A jeśli potrzebujesz
pociech, zwróć się do Adnachiel. Każdy z aniołów niesie ze sobą
dar, który otrzymał od Ojca w służbie ludziom.
–
Aż
tak w nich wierzysz? – Erimia poprawiła się na fotelu,
zastanawiając się jednocześnie, czy ta kobieta aby przypadkiem nie
jest fanatyczką.
Luna
wyczuła obawy rudowłosej, bo wzruszyła ramionami i machnęła
ręką.
–
Powiedzmy,
że ja nie do końca się z nimi dogaduję. Już w młodości nie po
drodze było mi do podporządkowania się narzucanym schematom. –
Westchnęła z utęsknieniem. – Ale niczego nie żałuję. Miałam
wspaniałego męża. Jeszcze wspanialsze dzieci.
–
Chciałabym
móc spojrzeć na to jak ty, ale w moim życiu niestety wszystko jest
pod znakiem zapytania i w dodatku przykryte warstwą czarnego dymu.
Jedyny mężczyzna, który może mi pomóc, patrzy na mnie z chęcią
mordu w oczach. Już pomijając fakt, że wcale nie chce mi pomóc.
Boję się, że utknę w miejscu i nigdy nie dowiem się, kim jestem.
– Zaczerpnęła powietrza, hamując łzy, które znów zapiekły
pod powiekami. – Nie wiem, co takiego zrobiłam, że spotyka mnie
to wszystko.
–
Trzeba
być bardzo cierpliwym i pozwolić prowadzić się uczuciom.
Kochanie, nie wszystko jest takie, na jakie wygląda. Świat nie jest
czarno-biały, jest w nim mnóstwo szarości, a jak się postarasz,
to zobaczysz go w kolorach.
Erimia
nie odezwała się już słowem. Za dużo sprzecznych emocji walczyło
w niej o wydostanie się na zewnątrz, choć tak bardzo starała się
trzymać je w sobie. Wstała w roztargnieniu, unikając wzroku Luny.
Oddała kubek i pobiegła na górę.
Kobieta
przez chwilę wpatrywała się w miejsce, gdzie jeszcze przed
momentem siedziała dziewczyna. Erimia była dla niej zagadką. Przez
swoje długie życie spotkała niezliczoną liczbę ludzi i w każdym
czytała jak w otwartej księdze, taki był jej dar. Potrafiła
poznać najgłębsze pragnienia i najmroczniejsze sekrety, choć
nigdy nie oceniała ludzi, to były ich wybory. Ale ta zagubiona
dziewczyna była inna, nie potrafiła w nią zajrzeć, widziała
tylko zarysy i to jak przez mgłę. Tkwiło w niej coś ciemnego;
coś, co zalegało w duszy, ale jednocześnie była wypełniona
blaskiem.
Wypuściła
powoli powietrze, kręcąc jednocześnie głową. Co wy znów
zrobiliście? Wymamrotała to pytanie pod nosem, ale doskonale
zdawała sobie sprawę, że i tak żaden anioł nie usłyszy. Już
dawno przestała ich obchodzić, a dokładnie w momencie, gdy zabrali
jej skrzydła.
Luna
przeczesała dłonią jasne włosy. Ciche westchnienie wydobyło się
z jej ust. Czasami tęskniła za byciem aniołem, właśnie tak jak
teraz, bo nie mogła pomóc Erimii tak, jak powinna. A z drugiej
strony nie żałowała, że stała się śmiertelna. Nie kłamała o
mężu i dzieciach. Nie zamieniłaby tych wspomnień na skrzydła.
Jej życie było dobre i pełne szczęścia. Najbliżsi akceptowali
to, kim była. Oczywiście cierpiała po ich stracie, po stracie
przyjaciół, taka była cena za długowieczność, ale nie żałowała
swojej decyzji. Czuła, że w końcu po tylu latach zbliża się jej
koniec. Była na niego gotowa. Nie mogła się wręcz doczekać, gdy
po śmierci spotka się ze swoim mężem, dziećmi, wnukami. Żyła
zdecydowanie za długo na ziemi.
Rozmowa z Luną (cudne imię <3)… Dziewczyna jej potrzebowała, to pewne. Widać, że ufa tej pani, zresztą staruszka od początku miała coś, co wzbudzało sympatię. Co prawda Erimia nie powiedziała wszystkiego, ale jeszcze zanim zdradziłaś kim jest Luna, miałam wrażenie, że ona w rzeczywsitości rozumiała o wiele więcej, niż raczyła przyznać. Cóż, teraz widać, że tak było. I w dość zgrabny sposób podpowiedziała Erimii czy powinna się kierować – ta rozmowa o wierze, aniołach i Bogu jest dość wymowna.
OdpowiedzUsuńHa, jasne, że chodzi o mężczyznę. Co prawda to trochę bardziej skomplikowane niż złamane serce, ale jednak jak zwykle chodzi o faceta…
Na koniec mogę Cię zapewnić, że absolutnie zaskoczyłaś mnie tym, kim była Luna. Miałam jakieś podejrzenia, ale… czym innym jest gdybać, a czym innym przeczytać, że to faktycznie upadła anielica, której odebrali skrzydła. I mam wrażenie, że człowieczeństwo jest dla niej najlepszym, co mogłoby ją spotkać. Po wspomnieniach, które snuje, myśląc o śmierci, mężu, dzieciach i wnukach wyraźnie to widać. Oby prędzej czy później znalazła ukojenie u boku tych, których kocha :3
Nessa.