sobota, 10 grudnia 2016

- 2.6 -

Erimia pół dnia spędziła na włóczeniu się po mieście i płakaniu. Pierwszy raz od bardzo długiego czasu pozwoliła sobie, żeby wszystkie uczucia ją przytłoczyły. Łzy spływały strumieniami po policzkach, ale przyniosły oczyszczenie. Rytmiczny oddech pomagał rozjaśnić umysł, a słońce swym ciepłem dodawało otuchy.
Gdy tylko przekroczyła próg hostelu, właścicielka załamała nad nią ręce.
– Dziecko, jak ty wyglądasz? Cała zapłakana! – Wyszła zza lady do Erimii, pogładziła ją po policzku. – Chodź, usiądź. Zaparzę ci ziółek.
– Nie trzeba. I tak ma pani dość swoich obowiązków. – Mimo słów i tak usiadła na podniszczonym fotelu.
– Jakich obowiązków? – Starsza pani roześmiała się. – Jesteś jedynym moim gościem! I mów mi Luna.
Pospieszyła na zaplecze, a po kilku minutach wróciła z kolorowym kubkiem, nakrytym małym talerzykiem. Sam zapach, który wydobywał się z wnętrza naczynia, działał kojąco. Erimia uśmiechnęła się delikatnie, przymykając oczy. Dom. Ta pojedyncza, cicha myśl wypełniła umysł, odsuwając zmartwienia na bok na krótką, bezcenną chwilę.
– Dziękuję.
– Proszę bardzo! – Luna machnęła ręką, po czym umościła się na swoim wysłużonym fotelu za ladą. – Mężczyzna?
– Słucham? – Dziewczyna zamrugała kilkukrotnie, nie rozumiejąc pytania.
– Takie ładne kobiety to zawsze płaczą przez mężczyzn, ale wierz mi, nie warto.
Erimia uśmiechnęła się szerzej na słowa starszej pani. Nie mogła jej przecież powiedzieć, dlaczego płakała, a tym bardziej o tym, że spotkała samego diabła. Ale z drugiej strony potrzebowała rozmowy. Gdyby była tu Wasi, mogłaby jej wszystko powiedzieć, ona jej wierzyła. Dla tej kobiety była jak córka, kochała ją i zawsze wspierała. W oczach Wasi nie była dziwadłem.
– Wierzy pani w Boga? – Sama Erimia wydała się zaskoczona, że akurat o to zapytała. Nie myślała, słowa same ułożyły się na języku.
– Luna, kochanie – poprawiła ją łagodnie. – Oczywiście, że wierzę. Jest moim Ojcem. – Kobieta zadudniła palcami o blat w zamyśleniu. – Ty nie wierzysz?
Dziewczyna podniosła na nią zmęczone spojrzenie. Nigdy się nad tym nie zastanawiała. Poza tym w jej przypadku nie miało znaczenia, czy wierzy i w co wierzy. Jej życie rządziło się swoimi prawami, których nie rozumiała. Znamię niewiadomego pochodzenia popychało ją to w jedną, to w drugą stronę, a gdy próbowała mu się postawić, sprawiało ból. Poza tym ona wiedziała, że On istnieje. Może się do niego nie modliła, nie prosiła o pomoc, ale gdzieś w głębi serca była pewna, że się z Nim spotkała. Zresztą, skoro spotkała Lucyfera i była w piekle, to dlaczego miałaby ignorować istnienie Boga i nieba. A jeśli widziała demony, to musiały być anioły. Choć nie była przekonana co do ich podziału, bo skoro każde stworzenie ma wolną wolę, to i demon może czynić dobro, a anioł może wyrządzać szkody.
– Nie wiem już, w co mam wierzyć. – Uśmiechnęła się smutno. – Odnoszę wrażenie, że to, w co wierzę, to tylko iluzja, a moje najciemniejsze lęki stają się rzeczywistością.
Luna pokiwała głową, jakby doskonale wiedziała, o czym mówi dziewczyna.
– Czasami potrzeba dużo cierpliwości, ale nigdy nie należy tracić wiary. Pamiętaj. Nie ważne, co by się działo, wiara może ci pomóc.
– Tylko w kogo wierzyć? W Boga? Anioły? – Erimia powstrzymywała się, żeby ostatniego słowa nie wypowiedzieć z pogardą.
– W dobro, kochanie. A anioły zawsze możesz poprosić o pomoc. Takiej ślicznej panience nie powinny odmówić! – zaśmiała się ciepło. – Jeśli nie możesz kogoś znaleźć, wezwij Rafała. Jeśli zgubiłaś drogę, poproś o pomoc Uriela. A jeśli potrzebujesz pociech, zwróć się do Adnachiel. Każdy z aniołów niesie ze sobą dar, który otrzymał od Ojca w służbie ludziom.
– Aż tak w nich wierzysz? – Erimia poprawiła się na fotelu, zastanawiając się jednocześnie, czy ta kobieta aby przypadkiem nie jest fanatyczką.
Luna wyczuła obawy rudowłosej, bo wzruszyła ramionami i machnęła ręką.
– Powiedzmy, że ja nie do końca się z nimi dogaduję. Już w młodości nie po drodze było mi do podporządkowania się narzucanym schematom. – Westchnęła z utęsknieniem. – Ale niczego nie żałuję. Miałam wspaniałego męża. Jeszcze wspanialsze dzieci.
– Chciałabym móc spojrzeć na to jak ty, ale w moim życiu niestety wszystko jest pod znakiem zapytania i w dodatku przykryte warstwą czarnego dymu. Jedyny mężczyzna, który może mi pomóc, patrzy na mnie z chęcią mordu w oczach. Już pomijając fakt, że wcale nie chce mi pomóc. Boję się, że utknę w miejscu i nigdy nie dowiem się, kim jestem. – Zaczerpnęła powietrza, hamując łzy, które znów zapiekły pod powiekami. – Nie wiem, co takiego zrobiłam, że spotyka mnie to wszystko.
– Trzeba być bardzo cierpliwym i pozwolić prowadzić się uczuciom. Kochanie, nie wszystko jest takie, na jakie wygląda. Świat nie jest czarno-biały, jest w nim mnóstwo szarości, a jak się postarasz, to zobaczysz go w kolorach.
Erimia nie odezwała się już słowem. Za dużo sprzecznych emocji walczyło w niej o wydostanie się na zewnątrz, choć tak bardzo starała się trzymać je w sobie. Wstała w roztargnieniu, unikając wzroku Luny. Oddała kubek i pobiegła na górę.
Kobieta przez chwilę wpatrywała się w miejsce, gdzie jeszcze przed momentem siedziała dziewczyna. Erimia była dla niej zagadką. Przez swoje długie życie spotkała niezliczoną liczbę ludzi i w każdym czytała jak w otwartej księdze, taki był jej dar. Potrafiła poznać najgłębsze pragnienia i najmroczniejsze sekrety, choć nigdy nie oceniała ludzi, to były ich wybory. Ale ta zagubiona dziewczyna była inna, nie potrafiła w nią zajrzeć, widziała tylko zarysy i to jak przez mgłę. Tkwiło w niej coś ciemnego; coś, co zalegało w duszy, ale jednocześnie była wypełniona blaskiem.
Wypuściła powoli powietrze, kręcąc jednocześnie głową. Co wy znów zrobiliście? Wymamrotała to pytanie pod nosem, ale doskonale zdawała sobie sprawę, że i tak żaden anioł nie usłyszy. Już dawno przestała ich obchodzić, a dokładnie w momencie, gdy zabrali jej skrzydła.
Luna przeczesała dłonią jasne włosy. Ciche westchnienie wydobyło się z jej ust. Czasami tęskniła za byciem aniołem, właśnie tak jak teraz, bo nie mogła pomóc Erimii tak, jak powinna. A z drugiej strony nie żałowała, że stała się śmiertelna. Nie kłamała o mężu i dzieciach. Nie zamieniłaby tych wspomnień na skrzydła. Jej życie było dobre i pełne szczęścia. Najbliżsi akceptowali to, kim była. Oczywiście cierpiała po ich stracie, po stracie przyjaciół, taka była cena za długowieczność, ale nie żałowała swojej decyzji. Czuła, że w końcu po tylu latach zbliża się jej koniec. Była na niego gotowa. Nie mogła się wręcz doczekać, gdy po śmierci spotka się ze swoim mężem, dziećmi, wnukami. Żyła zdecydowanie za długo na ziemi.

1 komentarz:

  1. Rozmowa z Luną (cudne imię <3)… Dziewczyna jej potrzebowała, to pewne. Widać, że ufa tej pani, zresztą staruszka od początku miała coś, co wzbudzało sympatię. Co prawda Erimia nie powiedziała wszystkiego, ale jeszcze zanim zdradziłaś kim jest Luna, miałam wrażenie, że ona w rzeczywsitości rozumiała o wiele więcej, niż raczyła przyznać. Cóż, teraz widać, że tak było. I w dość zgrabny sposób podpowiedziała Erimii czy powinna się kierować – ta rozmowa o wierze, aniołach i Bogu jest dość wymowna.
    Ha, jasne, że chodzi o mężczyznę. Co prawda to trochę bardziej skomplikowane niż złamane serce, ale jednak jak zwykle chodzi o faceta…
    Na koniec mogę Cię zapewnić, że absolutnie zaskoczyłaś mnie tym, kim była Luna. Miałam jakieś podejrzenia, ale… czym innym jest gdybać, a czym innym przeczytać, że to faktycznie upadła anielica, której odebrali skrzydła. I mam wrażenie, że człowieczeństwo jest dla niej najlepszym, co mogłoby ją spotkać. Po wspomnieniach, które snuje, myśląc o śmierci, mężu, dzieciach i wnukach wyraźnie to widać. Oby prędzej czy później znalazła ukojenie u boku tych, których kocha :3

    Nessa.

    OdpowiedzUsuń