wtorek, 20 grudnia 2016

- 2.7 -

W pokoju robiło się coraz jaśniej. Nawet grube zasłony zaciągnięte na oknach wpuszczały do środka złote promienie. Erimia jęknęła cicho i obróciła się na drugi bok. Zwinięta w kłębek na łóżku próbowała zignorować narastający w niej niepokój. Chciała spać, chciała nie mieć koszmarów, choć to, co jej się śniło, nie było do końca złe. Było dziwne i niezrozumiałe.
Strzępy obrazów ciągle wirowały w umyśle, bez najmniejszej chwili wytchnienia. Wypuściła powietrze z płuc, kładąc się jednocześnie na plecach. Przed oczami miała twarz Aksel, ale nie taką ze zdjęcia. Ta była uśmiechnięta, a jej oczy błyszczały. Gdy próbowała się na tym skupić, zaczynała boleć ją głowa.
Uniosła dłonie, żeby rozmasować skronie. Taki niewielki gest, który przynosił niewyobrażalną ulgę. Niestety, niezrozumiały lęk nadal był obecny. Zastanowiła się przez chwilę na temat tego uczucia. I stwierdziła, że to nie do końca był lęk. To coś bardziej przypominało strach wymieszany ze złością. Ale przecież ona nie miała powodu się na kogokolwiek wściekać.
No, może nie do końca, bo powód i osoba by się znalazła, ale przecież nie była na niego zła. Uśmiechnęła się smutno pod nosem, współczuła Lucyferowi, choć on z pewnością nie znał takiego uczucia. Z drugiej strony informacje, które otrzymała od Theodora, były zaskakujące. Sam diabeł potrafił kochać...
Postanowiła wstać, ale zrobiła to bardzo powoli, żeby sprawdzić, jak zareaguje jej ciało. Przez moment cały pokój wirował, ale ostatecznie wrócił do normy. Odetchnęła głęboko, próbując zmniejszyć strach, który wspinał się coraz wyżej po jej skórze. Jakby chciał dosięgnąć umysłu i zacisnąć na nim szpony. Delikatnie potrząsnęła głową, odganiając od siebie bezsensowne myśli. Zdecydowanie miała zbyt wybujałą wyobraźnię.
Ale skąd to dziwne uczucie? Z pewnością nie należało do niej. Próbowała odnaleźć jego źródło. Nikogo z nią nie było. Wydawało się, że na korytarzu za drzwiami panuje cisza, ale coś nie dawało jej spokoju. Zupełnie jakby ktoś obcy, wewnątrz niej, miał zamiar zadać mnóstwo cierpienia.
Przymknęła oczy, skupiając się na tym uczuciu całą sobą. Czuła, jak z każdym uderzeniem serca oddala się od zewnętrznego świata. Przestały docierać do niej dźwięki, nie czuła zapachu unoszącego się pokoju. Zdawało się nawet, że nie odczuwała podnoszącej się temperatury znamienia, a z pewnością jeszcze chwilę temu zaczynało się nagrzewać. Za to poczuła zmianę, jakby teraz to ona była w kimś, a nie na odwrót.
Ostrożnie uniosła powieki i zamarła. Próbowała rozejrzeć się dookoła, ale nie mogła. Nie panowała nad tym, co widzi, bo patrzyła czyimiś oczami. A najgorsze było to, że widziała przed sobą anioła. Leżał bez ruchu na błotnistej ziemi, która brudziła jego ubranie, twarz, skrzydła. Wydawał się być martwy, ale wiedziała, że takim nie był. Jego oprawca miał za mało mocy, żeby zabić archanioła.
Erimia miała ochotę krzyczeć. Czuła, jak łzy spływają strumieniami po jej policzkach. Płakała z bezsilności. Wiedziała, że to Michał, albo raczej wiedział to jego oprawca i przejęła tą wiedzę. Czuła również jego triumf, kiedy odwrócił się na pięcie i wyszedł, jak się okazało, z groty, a wtedy połączenie się przerwało.
Nieoczekiwanie wróciła do swojego ciała i to z takim impetem, że upadła na podłogę. Dysząc ciężko, próbowała podźwignąć się do pozycji siedzącej. Była w pokoju. Obraz miała zamazany przez łzy. Szybko wytarła twarz, próbując jednocześnie odnaleźć z powrotem w sobie obce emocje. Musiała jeszcze raz się połączyć. Musiała wiedzieć, gdzie jest Michał, który potrzebował pomocy.
Tylko jak ona miała mu pomóc? Obce uczucie zniknęło i nie miała żadnego punktu zaczepienia. Mogłaby iść do Lucyfera, w końcu tylko tego jednego anioła znała, ale co mu powie? Poza tym bracia chyba nie byli w najlepszych stosunkach, więc wątpiła, że będzie chciał pomóc.
Na czworaka dotarła do łazienki. Podtrzymując się umywalki, podciągnęła się na nogi. Odbicie w lustrze ją wystraszyło. Była niezwykle blada, prawie przezroczysta. Na czole perliły się kropelki potu, a usta nadal drżały, zresztą jak całe ciało, choć nie była pewna, czy to przez to, co się wydarzyło, czy raczej przez zimno, które odczuwała aż w kościach.
Odkręciła ciepłą wodę pod prysznicem, a para, która wydobywała się na łazienkę, zaczęła ogrzewać pomieszczenie. Z trudem ściągnęła ubranie, a potem weszła pod kojące strumienie. Nie miała siły stać na nogach, więc skuliła się w brodziku i pozwoliła, żeby woda po prostu spływała, rozgrzewając zmarzniętą skórę.
Nie wiedziała, jak dużo czasu spędziła w łazience, ale chyba zdecydowanie więcej, niż zamierzała. Poza tym nadal nie wiedziała, co ma zrobić. To, co widziała, nie było przypadkiem. W jej życiu nigdy nie było przypadków, zawsze wszystko miało swój cel i z pewnością to też.
Usiadła na łóżku i osuszała włosy ręcznikiem. Czuła się już lepiej, nie była roztrzęsiona. Analizowała na spokojnie wszystkie opcje, jakie miała. I wszystkie wydawały się równie absurdalne. Czy to proszenie Lucyfera o pomoc, czy to szukanie Michała po wszystkich możliwych jaskiniach na świecie albo pytanie o radę Theodora. A, i jeszcze Luna z szalonym pomysłem o proszenie o pomoc anioły. Zaśmiała się na samą myśl. Który to był? Ach tak, Rafał.
– Rafale, potrzebuję twojej pomocy – rzuciła przed siebie, po czym poszła do łazienki odnieść ręcznik.
Wracając, aż podskoczyła, bo w pokoju stał mężczyzna. Był on w długiej, bladoniebieskiej szacie. Wyglądał na starca, ale oczy miał młode i bystre. Może siwa broda go postarzała albo faktycznie był wiekowy.
– Kim jesteś i co tu robisz? – Erimia rozglądała się gorączkowo za czymś do obrony.
Z ust mężczyzny zniknął ciepły uśmiech. Zmarszczył brwi i przyglądał się jej badawczo. Gdy zrobił krok w jej stronę, ona automatycznie się cofnęła. Westchnął cicho, jednocześnie kręcąc głową z niedowierzaniem.
– Jestem Rafał – przedstawił się. Zawahał się przez moment, zanim zdecydował się kontynuować. Był tak samo zaskoczony swoim przybyciem, jak i ona. – Wzywałaś mnie, nie mogłem nie posłuchać.
– To jakiś żart, tak?
– Dlaczego miałbym żartować? Odciągnęłaś mnie od moich obowiązków, więc mów szybko, czego chcesz.
Erimia przez chwilę to otwierała, to zamykała usta. Jakby nie mogła się zdecydować, co mu powiedzieć. Ostatecznie wypuściła zrezygnowana powietrze z płuc. Rozłożyła ręce i odpowiedziała zgodnie z prawdą:
– Nie wiem. Słyszałam, że jeśli poproszę o pomoc anioła, to może mi pomóc. Nie sądziłam, że któryś się zjawi.
– Ale nie prosiłaś o pomoc. Ty mnie wezwałaś. – Rafał rozejrzał się w zamyśleniu po pomieszczeniu, po czym podszedł do łóżka i na nim usiadł.
– Nie rozumiem.
– Wypowiedziałaś moje imię, i że mnie potrzebujesz. Widocznie masz taki dar, że przywołujesz anioły. – Wzruszył ramionami, jakby to nie było niczym szczególnym, a Erimia wpatrywała się w niego z otwartymi ustami.
Rafał wydawał się beztroski jak na anioła, a jego wygląd w ogóle nie pasował do sposobu bycia.
– Możliwe, że to przez to? – zapytała z nadzieją w głosie, pokazując triquetrę.
Mężczyzna objął delikatnie nadgarstek Erimii. Dłuższą chwilę przyglądał się znamieniu dziewczyny, wodząc po nim opuszkami palców. Gdy skończył oględziny, uśmiechnął się do niej ciepło z odrobiną współczucia.
– Nie jest wykluczone. Ale niestety nie wiem. Musiałabyś porozmawiać z Michałem, to on naznacza dusze, a to z pewnością jego robota.
– Ale... – zawahała się, jakby nie była pewna, czy powinna wyjawiać mu cokolwiek. Pierwszy raz widziała tego anioła i choć miała pewność, że to faktycznie Rafał, nie była pewna, czy powinna mu ufać. Tylko czy miała inną możliwość? Na razie jako jedyny cokolwiek powiedział. – Michał sprawdzał moje wspomnienia i nie powiedział nic na temat znamienia. Jakby w ogóle nie istniało.
– Pewnie przez to. – Wskazał na koraliki, które podciągnęła, żeby nie zasłaniały triquetry. – Mają anielską moc. Powodują, że anioły nie są w stanie dostrzec znaku ani na ciele, ani wspomnień z nim związanych. Chyba że sama pozwolisz go zobaczyć.
– To wszystko jest takie dziwne. – Usiadła zrezygnowana obok mężczyzny.
– Życie potrafi zaskakiwać, zwłaszcza ludzi – przytaknął w zamyśleniu. – Jak już mówiłem, mam sporo zajęć, więc jeśli pozwolisz, wrócę do nich.
– Zaczekaj! – Chwyciła go za rękę, gdy wstał i rozłożył skrzydła. Na moment zaparło jej dech w piersi. Były przepiękne. Ogromne, śnieżnobiałe z bijącym od nich delikatnym ciepłem. Z trudem powstrzymywała się, żeby ich nie pogłaskać. – Możesz powiedzieć, gdzie dokładnie znajduje się Michał?
– Oczywiście. – Zastanowił się przez chwilę. – A nie możesz go po prostu wezwać?
– Mam przeczucie, że nie odpowie. – Uśmiechnęła się słabo, na co anioł wzruszył ramionami.
Erimia uważnie przyglądała się mężczyźnie, gdy ten namierzał swojego brata. Początkowo chciała mu powiedzieć, co widziała, ale triquetra zrobiła się boleśnie ciepła, co znaczyło tyle, że sama musi się tym zająć.
Rafał zmarszczył czoło, ale nic nie powiedział. Podszedł do dziewczyny i położył dłoń na jej głowie, a wtedy i ona poznała położenie Michała.
– Dziękuję – wydusiła z siebie, a anioł rozłożył szeroko skrzydła i po prostu rozpłynął się w powietrzu.

1 komentarz:

  1. Robi się coraz poważniej. Zdolności Erimii są coraz bardziej zadziwiające, poza tym zdecydowanie mają z kimś związek – to, że patrzy oczami anioła, który ją naznaczył… Szczerze zmartwiłam się stanem Michała, bo zdążyłam go polubić. Erimia zresztą też nie mogła zostawić go samego, co w sumie mnie nie dziwi – ogólnie ma w sobie dużo altruizmu, zresztą tak jak i Aksel :)
    Och, jasne, że nie pobiegła po pomoc do Lucyfera – ona również widziała, że nie przepadają ze sobą z Michałem. Modlitwa to trochę desperacja, ale w sumie przy próbie ratowania archanioła… Czemu nie? Wiedziałam, że Rafael się pojawi, ale i tak śmiechłam przy scenie ich spotkania xD Próbuję sobie wyobrazić, jak musiała się poczuć Erimia, kiedy po wejściu z łazienki zobaczyła uśmiechniętego staruszka, który jak gdyby nigdy nic pyta, czego dusza pragnie, skoro go zawołała :V
    Mam mieszane uczucia do tego anioła. Niby pomocny, niby wyjaśnił czym jest ten symbol, jaki dar ma Erimia i dlaczego wspomnienia o znamieniu zostały zamazane, ale… I tak zadziwia mnie jego bierność. Wyczuł, że Michał potrzebuje pomocy, nie? A jednak wysłał śmiertelniczkę i niech radzi sobie sama, nieładnie… Więc jedna w niebie też są dupki, ech.

    Nessa.

    OdpowiedzUsuń