Cichy
szum stawał się coraz bardziej natarczywy, dzięki czemu skutecznie
wybudzała się z otępiałego snu. Niechętnie zamrugała kilka
razy, a już po chwili jej oczy rozszerzyły się do granic
możliwości. Pozostawała w bezruchu, wodząc wzrokiem po obrazie,
który miała przed sobą. Niepewna tego,
gdzie
się znajduje i co się tak właściwie wydarzyło, ostrożnie
uniosła głowę, a już po chwili,
podpierając
się na rękach, podźwignęła się na kolana. Otarła policzek z
piasku i omiotła spojrzeniem wszystko wokół. Znajdowała się na
plaży nad brzegiem bezkresnego morza. Słońce majaczyło wysoko na
błękitnym niebie i przyjemnie grzało. Co jakiś czas zabłąkana
fala docierała dalej niż pozostałe, mocząc jasny materiał sukni,
którą dziewczyna miała na sobie. Ale to w żaden sposób jej nie
przeszkadzało. Czuła się zaskakująco spokojna, zważając na
przebywanie w miejscu, o którym nic nie wiedziała.
Może
umarłam?
Skierowała
wzrok na ścianę lasu, który graniczył z plażą. To by wiele
wyjaśniało. Ostatnim,
co
pamiętała,
był
Lucyfer, który wziął ją na ręce i... Właśnie. I co? Dalej nie
widziała nic. Wydawało się, że jej pamięć szwankuje, co powinno
ją przynajmniej zaniepokoić,
ale
nic takiego nie odczuwała. Wiedziała, że niebawem wszystko się
wyjaśni, że znalazła się w tym miejscu z jakiegoś konkretnego
powodu, choć go nie znała. Jeszcze nie w tym momencie.
Wzięła
głęboki wdech i stanęła na nogi. Odgarnęła z twarzy zabłąkane
kosmyki i jeszcze raz zlustrowała otoczenie w poszukiwaniu
jakiejkolwiek wskazówki, ale nic takiego nie zauważyła. Znajdowała
się w raju. Tylko tyle potrafiła stwierdzić z przekonaniem.
Gdzieś
na skraju lasu dostrzegła znikomy ruch. Powoli odwróciła się w
tamtym kierunku. Na gałęzi siedział kolorowy ptak. Wielkością
dorównywał nawet orłom, ale jego upierzenie wskazywało na to, że
bliżej mu do papugi. Jednak dziewczyna była pewna, że ów
ptaszysko nie należało do żadnej z tych grup, śmiała nawet
podejrzewać, że taki gatunek nie występuje na ziemi albo
przynajmniej nie został jeszcze odkryty.
Ptak
przekręcił głowę i wyglądał, jakby się przyglądał
nieznajomej. Po chwili rozpostarł skrzydła, a następnie
odbił
się od gałęzi, która pod jego ciężarem znacząco się ugięła.
Wzbił się w powietrze, a jego skrzydła w słońcu mieniły się
kolorami tęczy, sprawiając, że na ustach dziewczyny pojawił się
szeroki uśmiech. Ptak zatoczył kilka kręgów nad jej głową,
wydał z siebie skrzek i z powrotem skierował się w kierunku lasu.
–
Hej!
– krzyknęła za nim i, nie zastanawiając się nad tym, co tak
właściwie robi, zebrała materiał sukni w dłonie i rzuciła się
biegiem w kierunku drzew.
Początkowo
sądziła, że przedzieranie się przez las będzie stanowiło dla
niej nie lada wyzwanie, ale nic bardziej mylnego. Zdawało się,
jakby drzewa rosły w taki sposób, żeby tworzyć między sobą
ścieżki i nie wchodzić sobie w paradę. Zmarszczyła nos,
przyglądając się poszyciu i swoim bosym stopom. Wszędzie rosła
gęsta, miękka trawa, która przy każdym kolejnym kroku delikatnie
uginała się pod naciskiem. Ale na niej nie leżał ani jeden listek
czy igiełka, żadnych połamanych gałązek czy kawałków kory,
tylko wszechobecna zieleń, gdzieniegdzie udekorowana kolorowymi
kwiatami. Puściła materiał, a on z cichym szelestem opadł do
samej ziemi. Założyła włosy za uszy, po czym uniosła głowę.
Między baldachimem gałęzi i liści przebijały się pojedyncze
promienie słońca, dodając lasu uroku, ale i tajemniczości. Mimo
wszystko to miejsce
jej
nie przerażało, miała pewność, iż nic złego ją w nim nie
spotka. Jednak fakt, że tkwiła w nieznanym jej lesie, w dodatku
będąc zupełnie samą, niezbyt dodawał otuchy.
Obróciła
się wokół własnej osi, dokładnie przyglądając się drzewom.
Przygryzła dolną wargę, bo dotarło do niej, że nie wiedziała, w
którym kierunku powinna się udać. Nigdzie nie dostrzegała choćby
skrawka plaży, a nawet szum morza ucichł i przez krótką chwilę
jedynym dźwiękiem, który słyszała, był jej własny oddech.
Przełknęła z trudem ślinę, starając się jednocześnie podjąć
jakąś racjonalną decyzję. Wtem gdzieś nad nią rozbrzmiał
kolejny skrzek. Poderwała głowę i znów zobaczyła kolorowego
ptaka. Gdy na niego patrzyła, on poderwał się do lotu i z gracją
przelatywał między drzewami, ani razu o żadne nie zahaczając.
Biegła
przez las z wzrokiem wbitym w tajemnicze stworzenie, które ją
rozumiało. Przynajmniej tak sądziła, zważając na to, że gdzieś
ją prowadziło. Kilka minut podążała za ptakiem i ze zdziwieniem
przyjęła, że nie odczuwała najmniejszego zmęczenia. Wręcz
odwrotnie. Jej organizm odżywał, nabierał energii, jakby obudziła
się z długiego snu. Zatrzymała się gwałtownie i zamrugała
kilkukrotnie, uświadamiając sobie, że znajdowała się na polanie.
Klatka piersiowa unosiła się i opadała szybciej niż zazwyczaj,
ale odczuwała z tego powodu tylko przyjemność. Odgarnęła włosy
na plecy, a wzrokiem szukała kolorowego przewodnika, jednak nigdzie
go nie dostrzegła.
Bezwiednie
potarła skórę na lewym nadgarstku. Uniosła dłoń na wysokość
oczu. Przekrzywiła głowę,
przyglądając
się znamieniu, które zdobiło jej rękę. Zmrużyła oczy, szukając
w pamięci informacji na jego temat. Westchnęła cicho, bo jedyne,
co
była w stanie przywołać, to biała plama. Wiedziała, że ten
symbol jest ważny, ale nie miała pojęcia,
co
oznacza.
Poczuła
na twarzy delikatny powiew, który przyjemnie omiótł jej skórę i
wplątał się we włosy, a gdy zaczęła się w niego wsłuchiwać,
dotarło do niej ciche nucenie.
A
więc nie była tu zupełnie sama. Prócz niej i egzotycznego ptaka,
w tym niezwykłym miejscu znajdował się ktoś jeszcze. Przymknęła
powieki, chcąc namierzyć źródło dźwięku, ale okazało się to
niemożliwe. Delikatna melodia otaczała ją ze wszystkich stron, a
co zaskakujące, wydała się dziewczynie znajoma. Skupiła się na
pojedynczych dźwiękach, a już po chwili sama zaczęła nucić.
Przyszło jej to zupełnie naturalnie, jakby ta na pozór nic
nieznacząca melodyjka towarzyszyła jej przez całe życie.
Kołysanka...
Wtem
znamię zapiekło rozkosznie, a dziewczyna otworzyła oczy i,
wiedziona
instynktem, skierowała się w kierunku zwisających luźno pnączy,
których wcześniej nie widziała, albo ich po prostu tam nie było.
Ale jakie to miało teraz znaczenie? Chciała odpowiedzi, a coś
wewnątrz
niej
podpowiadało, że właśnie tam je znajdzie.
Odsunęła
rośliny dłonią, postawiła kolejny krok, a w następnej sekundzie
znalazła się w zupełnie innym miejscu niż plaża, las czy polana.
Stała pośrodku pięknego ogrodu. Wszędzie rosły kolorowe kwiaty o
intensywnych woniach. Rozglądała się z zachwytem w oczach, a na
jej ustach pojawił się uśmiech. Było to niezaprzeczalnie piękne
miejsce i mogłaby zostać w nim na zawsze, gdyby nie tak znajomy
głos, który nie przestawał nucić dziecięcej kołysanki. Z każdym
kolejnym krokiem przybliżała się do źródła owej melodii, a
serce przyspieszyło w ekscytacji.
Niemal
zaczęła biec, gdy minęła niewielkie wzniesienie, a w oddali
ujrzała postać zwróconą do niej plecami. Jednak gdy odległość
sukcesywnie się zmniejszała, budziły się wątpliwości. Ale
czy miała inne wyjście? Zacisnęła zęby i z determinacją
wypisaną na twarzy pokonała ostatnie metry.
Tajemnicza
postać okazała się młodą kobietą, która siedziała na płaskim
kamieniu z zadartą suknią do kolan, a stopami kreśliła wzory w
wodzie. Nieznajoma wpatrywała się w tęczowe rybki, które pływały
przy brzegu i nagle przestała nucić. Powoli odwróciła głowę w
kierunku dziewczyny, a jej twarz rozjaśnił szeroki uśmiech.
–
Nareszcie.
Zaczynałam tracić nadzieję. – Wstała na równe nogi, odrzuciła
włosy na bok, a radość nie znikała z jej spojrzenia. – Nie
poznajesz mnie? Chociaż wydaje się to dość logiczne, zważając
na to, co przeszłaś. – Kobieta zamyśliła się na jedną chwilę,
a w tym czasie jakiś cień przemknął przez jej twarz, lecz od razu
zniknął. – Może powiesz,
co
pamiętasz?
–
Kołysanka
– wyszeptała niemal niesłyszalnie, ale odchrząknęła i
powtórzyła nieco pewniejszym głosem. – Melodia, którą nuciłaś.
Znam ją, to kołysanka.
–
Yhm...
– przytaknęła, po czym znów się uśmiechnęła, zachęcając
dziewczynę do mówienia.
–
Pamiętam
Lucyfera... Pomógł mi, gdy... – Zamilkła, próbując uchwycić
mgliste wspomnienie, które majaczyło gdzieś na skraju świadomości
i tylko czekało, aż je pochwyci. – Gdy zaatakował mnie anioł.
Kobieta.
–
Mishaja.
–
Tak,
ale... skąd ty o tym wiesz? Kim jesteś?
–
Przecież
wiesz. Bariera zniknęła, musisz sobie tylko przypomnieć.
–
Ja...
– Spojrzała na kobietę, a jej wzrok spoczął na wewnętrznej
stronie lewego nadgarstka. Uniosła dłoń, na której widniało
znamię. – Też to masz... Triquetra... Ty jesteś Aksel...
–
My
jesteśmy Aksel. – Uśmiech kobiety stał się jeszcze szerszy. –
Tylko że ja jestem tą częścią nas, która pamięta,
co
się stało przed naszą śmiercią.
–
Całe
dawne moje życie...
–
Nasze
życie – poprawiła ją. – To nie jest tak, że istniejemy
osobno. Jesteśmy jednością. Tą samą osobą. Mishaja próbowała
mnie wymazać, ale nie udało jej się. Nawet z pomocą Samaela nie
była do tego zdolna.
–
Ale
dlaczego?
–
Miłość.
Zawsze chodzi o miłość. Upadek Lucyfera, nasza śmierć i powrót,
atak Mishaji... – Zastanowiła się, po czym potrząsnęła głową.
– Najważniejsze, że jesteśmy tutaj obie i możemy odzyskać
życie.
Na początku miałam jedno wielkie wtf. Bałam się, że Lucyfer znowu ją odesłał i – co gorsza – znowu doszło do wymazania pamięci. Jasne, pamiętam, że była mowa, że tylko Ojciec mógł tego dokonać, a jego zdecydowanie by nie poprosił, ale przebudzenie na piasku od razu skojarzyło mi się z pustynią.
OdpowiedzUsuńRaj… Musiało być tam pięknie. Te opisy… Wiesz, że uwielbiam opisy, nie? Więc również tutaj czytałam je z przyjemnością. A potem coraz bardziej zachłannie, zwłaszcza kiedy dotarła do celu, który wskazywał jej ptak – do Aksel. Odnalazły się i… Czy to znaczy, że właśnie odzyskała pamięć, czy jednak się na to nie zdecyduje? Nie wiem, ale zaraz się dowiem. Tak więc pozwolę sobie tutaj na krótszy komentarz, bo aż mnie rwie do przeczytania piątki i rozjaśnienia sobie wszystkiego *.*
Nessa.