Poczuł
opór, ale po chwili to uczucie zniknęło, zastąpione przez zupełną
swobodę ciała i skrzydeł, a on znalazł się w zupełnie innym
miejscu. Zamrugał kilka razy zdezorientowany, gdy dotarło do niego,
że przedostał się przez barierę postawioną przez Michała.
Wszędzie poznałby moc swego brata, a ta z całą pewnością
należała do niego i nawet on nie potrafił złamać tak silnego
zaklęcia jak to. Więc jakim cudem się tu znalazł?
Automatycznie
jego wzrok odnalazł kobietę, która go wezwała. Leżała na ziemi,
próbując odczołgać się od anielicy. Mishaja podążała za swoją
ofiarą z kpiącym uśmiechem na ustach
i
nawet nie zauważyła przybycia Lucyfera, za to oczy Erimii
wpatrywały się w niego w niemym błaganiu.
Nie
czekając dłużej, rozpostarł szerzej skrzydła i niczym pocisk
wystrzelił w stronę istoty zagrażającej im wszystkim. W myślach
nawoływał Michała, który od razu mu odpowiedział.
Gdy
Mishaja w końcu zauważyła upadłego anioła, było już za późno
na reakcję z jej strony. Mężczyzna chwycił ją za ramiona i
poderwał ku górze. W pierwszej chwili nie protestowała. Wpatrywała
się w ściągniętą ze złości twarz bruneta. Po kilku sekundach
dotarło do niej, dlaczego on tak właściwie się zjawił. Z sykiem
wściekłości oderwała się od mężczyzny, a następnie zapikowała
w kierunku rudowłosej dziewczyny. Nim zdążyła ją
dosięgnąć,
została zepchnięta z toru lotu przez Michała, który pojawił się
zupełnie znikąd.
Anielica,
nie mogąc kontrolować własnego ciała,
z
impetem uderzyła o ziemię. Leżąc w niewielkim kraterze, który
powstał po spotkaniu jej ciała z podłożem, rozglądała się w
poszukiwaniu intruzów. Unoszący się wokół kurz uniemożliwiał
jej dojrzenie czegokolwiek. Podźwignęła się na nogi, a na jej
twarzy malowała się wściekłość. Rozłożyła
skrzydła,
ale przeszył ją ostry ból, aż upadła na kolana. Obejrzała się
przez ramię. Jedno ze skrzydeł było złamane.
– Zabierz
ją stąd. Ja zajmę się Mishają. – Głos Michała dotarł
również do anielicy, która od razu zapomniała o bólu. Machnęła
kilka razy skrzydłami, tym samym rozganiając pył. Po jej
policzkach spływały łzy, a wzrok utkwiła w drobnej postaci
skulonej w ramionach Lucyfera.
Mężczyzna
wpatrywał się w bladą, posiniaczoną twarz, której właścicielka
oddychała z trudem, ale jej serce biło i nie miało zamiaru się
poddać. Erimia wtuliła się w upadłego ufnie, a już po chwili
zniknęli.
Anielica
wrzasnęła wściekła, po czym przeniosła spojrzenie na archanioła.
– To
się musi skończyć. – Michał nie krzyczał, nie miał w głosie
pretensji, był nad wyraz spokojny i opanowany. – Przekroczyłaś
wszelkie granice. Nie dość, że bratałaś się z Samaelem, to na
dodatek chciałaś zabić Klucz. Wiesz doskonale, że bez niej
równowaga się załamie, a wszystko ogarnie chaos. To On ją wybrał
i jej miejsce jest przy Lucyferze.
– Ona
na niego nie zasługuje! – wrzasnęła, a kolejne łzy popłynęły
po policzkach. – Wystarczyła jedna bariera, a ta dziwka o nim
zapomniała. I oto jej ta wielka miłość!
– Nawet
z twoją barierą przyszła do niego. Może zabrałaś jej
wspomnienia, ale nie zabrałaś uczuć. Jak myślisz, dlaczego to on
się tu zjawił jako pierwszy? Erimia go wezwała, bo dawna Aksel
wiedziała, że on ją obroni przed tobą.
– Milcz!
On jest mój! Tylko mój! – Mishaja zrobiła krok w stronę
Michała, ale wystarczyło jedno jego spojrzenie, aby się cofnęła.
Archanioł
wyprostował się i zaczął iść w stronę anielicy. Jej złość
została zastąpiona przez strach. Przecież go znała. Doskonale
wiedziała, do czego był zdolny, jeśli wymagała tego sytuacja. To
on wypełniał Jego wolę zawsze i wszędzie. Nigdy się nie
sprzeciwiał, nawet wtedy, gdy chodziło o jego ukochanego brata –
Lucyfera.
W
Michale nie było śladu po pogodnym młodzieńcu. Jego rysy nabrały
ostrości, sylwetka emanowała niebiańską mocą, śnieżnobiałe
skrzydła drgały niespokojnie przy każdym kroku, a z niebieskich
tęczówek bił chłód. W dłoni mężczyzny zmaterializował się
długi miecz. Nie wyróżniał się on niczym szczególnym. Wyglądał
jak zaostrzona stal, ale anielica zadrżała. Dobrze wiedziała,
czym
był miecz archanioła i co oznaczało, gdy Michał decydował się
go przywołać. Ona miała zostać unicestwiona. Otworzyła usta, ale
blondyn pokręcił tylko przecząco głową.
–
Błagania
zdadzą się na nic. – Stanął tuż przed nią i, nie odrywając
wzroku od jej przerażonego spojrzenia, wbił ostrze tuż pod
mostkiem. – Taka jest wola Ojca.
Mishaja
zacisnęła dłonie na ramionach mężczyzny, a jej oczy rozszerzyły
się do granic możliwości. Goszczący w nich strach ustąpił
miejsca zrozumieniu. Wpatrywała się w twarz anioła, ale zupełnie
go nie widziała. Część jej duszy (ta,
którą
zatruł Samael)
zaczęła
umierać jako pierwsza i dopiero wtedy anielica zdała sobie sprawę
z tego, co uczyniła, czym się kierowała.
Zamrugała
i skupiła wzrok na Michale.
– Przepraszam
– wyszeptała wraz z ostatnim oddechem, a w kolejnej sekundzie
zamieniła się srebrzysty pył.
***
Trzymał
w ramionach śpiącą kobietę i nie mógł oderwać od niej wzroku.
Ta krucha istota posiadała moc, o jaką nikt by jej nie podejrzewał,
nawet on sam. Z pewnością nawet nie zdawał sobie sprawy, że gdyby
tylko zechciała, mogłaby mieć władzę nad aniołami. Tylko że
ona była na wskroś dobra. Niewinna dusza naznaczona przez niepojęte
zło. A jednak Samael nie potrafił złamać jej ducha.
Mężczyzna
uśmiechnął się delikatnie, po czym musnął ustami czoło Erimii.
Gdy miał ją tak blisko siebie, czuł się zwyczajnie dobrze. Nie
potrafił przywołać w pamięci czasu, kiedy czułby podobny spokój.
Zawsze czegoś mu brakowało, zawsze coś było nie tak, ale ona
zmieniała wszystko.
Nadzieja.
Czuł ją w swojej duszy. Jak się budzi, kiełkuje, rozkwita.
Nadzieja na to, że mimo utraty pamięci Erimia go pokocha. Spojrzy
na niego jak na mężczyznę, z którym mogłaby spędzić życie, a
nie jak na potwora, którego by się bała.
Niechętnie
wypuścił ją z objęć i ułożył na poduszkach. Pstryknął
palcami, a drwa w kominku spowiły języki ognia. Okrył jej ciało
aksamitną pościelą. Odsunął kilka zabłąkanych kosmyków z
czoła, po czym przesunął opuszkami palców po siniaku szpecącym
policzek.
Znowu mi kogoś szkoda, kurde ;-; Była walka, nawet złamane skrzydła, a ostatecznie śmierć, ale… Ciężko mi teraz potępiać Mishaję. Kochała, mam wrażenie, że naprawdę szczerze. Ulokowała uczucia nie tam, gdzie trzeba i to ją zgubiło – sprawiło, że poddała się Samaelowi, a on ją wykorzystał. Wiele złych rzeczy zrobiła pod wpływem demona, ale jednak w jakimś stopniu warunkowała to miłość, którą obdarzyła Lucyfera.
OdpowiedzUsuńMichał w tym rozdziale jest… naprawdę niebezpieczny – potężny archanioł, który wie, dlaczego zajmuje taką a nie inną pozycję. I nie pierwszy raz mam wrażenie, że wie więcej, aniżeli do tej pory się przyznawał. Wykonuje polecenia Ojca i na swój sposób go rozumiem, chociaż z Lucyferze działania Boga wywołują tak silną gorycz. Zapomniałam napisać to pod pierwszym rozdziałem, ale te ostatnie słowa o tym, że ma nadzieję, iż Ojciec wie, co takiego czyni, wydały mi się wymowne. Nie, to raczej nie znaczy, że Lucyfer nagle ufa i popiera, ale jednak jakąś nadzieję ma. Pytanie dokąd to doprowadzi…
Mimo wszystko mam wrażenie, że śmierć to najlepsze, co mogło Mishaję spotkać. Jej dusza została zatruta, a sądząc po decyzji Ojca, którą spełnia Michał, nie dało się nic z tym zrobić. Tak przynajmniej odnalazła ukojenie, mam nadzieję. Ostatnie słowa na swój sposób to sugerują, chociaż nie jestem pewna.
Końcówka urocza. Czuć, że siebie potrzebują, więc tym bardziej mam nadzieję, że Erimia jednak mu zaufa. Rozumiem jej opór, ale… No jednak może wszystko zmienić, prawda? :)
Nessa.