sobota, 10 września 2016

- 1.8 -

Znalazła się znów w celi. Ta mała przestrzeń przytłaczała Aksel, sprawiała, że czuła się jak w klatce. Choć żarliwie obiecała, że nie będzie uciekać i błagała, żeby tego nie robił, to Theodor był nieugięty. Bez słowa przykuł ją łańcuchem za nogę do ściany, a drzwi zamknął na klucz, dwa razy upewniając się, że przez nie nie wyjdzie.
Leżała na łóżku, próbując zasnąć. Wszystko ją bolało, oczy piekły od płaczu, żołądek skręcał się, wywołując mdłości, a poczucie winy nie dawało spokoju. Przewracała się z boku na bok, to znów kuliła się z zaciśniętymi mocno powiekami. Całą sobą pragnęła, żeby to wszystko okazało się koszmarem... Przerażającym koszmarem, ale nic ponadto. Niestety, to wszystko było prawdą, a ona tkwiła w tym po sam czubek głowy. Nie znalazła żadnego logicznego wytłumaczenia tego, co zobaczyła, co przeżyła. Pocieszające zdawało się być jedynie to, że nie zwariowała.
Czekanie na powrót Lucyfera przypominało torturę. On musiał wyjść z tego cało, musiał przeżyć. Nie dopuszczała do siebie żadnej innej myśli. Nie mógł umrzeć przez nią.
Nie wiedziała, jak długo leżała w ciemności i jak długo płakała, ale w końcu zasnęła. Pierwszy raz od trzech tygodni nie śniła. Sama do końca nie wiedziała, czy to dobrze, czy jednak źle.
Uniosła powieki i jednocześnie próbowała sobie przypomnieć, czy zostawiła włączone światło. Usiadła na łóżku, przecierając zmęczone, opuchnięte od płaczu oczy. Między palcami dostrzegła wypolerowany but, przez co na moment zamarła. Poczuła radość, ale jednocześnie owładnął ją strach. Przeczesała poplątane włosy palcami, powoli podnosząc wzrok. Gdy napotkała chłodne spojrzenie granatowych oczu, zaschło jej w gardle. Wyglądał tak, jak zawsze. Ubrany w dopasowany garnitur, koszula bez najmniejszego zagniecenia, czyste buty bez choćby jednej drobinki kurzu, każdy włos na swoim miejscu, ani cienia zarostu. Jedyne, co mogłoby wskazywać na nocną walkę, to bladoróżowa pręga na policzku.
– To nie jest konieczne – wydusiła z siebie z trudem i uniosła łańcuch.
– Owszem, jest. Uciekłaś. – Przy ostatnim słowie zazgrzytał zębami, co spowodowało, że do oczu Aksel napłynęły łzy, a w gardle pojawiła się gula wielkości pięści. Aż zanadto była świadoma błędu, który popełniła.
– Ale mnie znalazłeś. – Zmusiła się, żeby patrzeć mu w oczy.
– Nie. Znalazł cię Samael. Benedykt był zdrajcą, jakby nie Theodor... – Na moment ponownie zacisnął zęby, po czym kontynuował opanowanym głosem. – Nie wiem, co by z tobą zrobił. Jest zdolny do wszystkiego.
Spuściła głowę. Nie mogła wykrzesać z siebie więcej odwagi, żeby na niego patrzeć. Choć jak dotąd znajdowała jej dość sporo, zważając na to, jak roztrzęsiona i zagubiona się czuła. Wyglądało na to, że Lucyfer nie ma już nic do powiedzenia. Krzesło zaszurało i trzasnęły drzwi. Był na nią zły, czuła to całą sobą. Każdą komórką swojego umęczonego ciała i umysłu. Zawiodła jego zaufanie. Zaufał jej... Ta myśl ją zszokowała, ale tak było. Lucyfer jej zaufał, a ona go zawiodła. Z ich dwojga to ona okazała się negatywną postacią.
Od myślenia rozbolała ją głowa, przynajmniej tak się jej wydawało. Ruszyła za kotarkę do prowizorycznej łazienki, ciągnąc za sobą łańcuch przytwierdzony do kostki. Na szczęście był wystarczająco długi, żeby swobodnie mogła się poruszać po swojej celi. Obmyła twarz zimną wodą, co na chwilę przyniosło ulgę. Powstrzymywała się od płaczu, który dławił gardło. Kolejne ukłucie w głowie prawie zwaliło ją z nóg. Przytrzymała się umywalki, żeby nie upaść. Z trudem łapała oddech. Zamknęła na chwilę oczy. Niemal krzyknęła, gdy zobaczyła Samaela. Nie było go tu, nie był prawdziwy, widziała go, gdy zamknęła oczy, ale mimo to była przerażona. Spróbowała jeszcze raz. Gdy tylko opadły powieki, ujrzała okropną twarz demona. Serce przyspieszyło, oddech był płytki i urywany, kostki palców aż pobielały od zaciskania się na krawędzi porcelany. Nie, nie, nie! – myślała gorączkowo, kręcąc głową. Nachyliła się nad umywalką, ale odsunęła się ze strachem. W krzywiźnie kranu nie dostrzegła swojej twarzy, odbicie ukazywało tego samego potwora, którego widziała na imprezie w lustrze.
Głowa pulsowała przeszywającym bólem, przysłaniając jej myśli gęstą mgłą, a przy okazji wywołując fale mdłości. Łapała gorączkowo powietrze, próbując uspokoić rozszalały żołądek. Marne próby panowania nad swoim ciałem nie przyniosły żadnych efektów. W ostatniej chwili zdążyła się odwrócić. Wymiotowała, choć nie miała czym. Gdy skończyła, ostrożnie podniosła się z posadzki. Wydawało się, że ból ustąpił, choć nie miała zamiaru sprawdzać, czy Samael zniknął. Drżąc na całym ciele, wypłukała usta. Spróbowała dojść do łóżka, ale ból przepełnił ją całą ze zdwojoną siłą, rzucając na kolana.
– Przestań! – krzyknęła pomiędzy szlochami. – Przepraszam!
Kołysząc się do przodu i tyłu, wbijała paznokcie w skórę ramion. Miała nadzieję, że ten ból zagłuszy przeraźliwy śmiech w jej głowie. Była przekonana, że to kara za ucieczkę. Zrobiłaby wszystko, żeby tylko Lucyfer przestał ją dręczyć. Po korytarzu roznosiły się krzyki Aksel, wymieszane z głośnym zawodzeniem.
– Uspokój się. – Do pomieszczenia wszedł zniecierpliwiony Theodor.
– Przepraszam... – Aksel ściskała z całych sił głowę, próbując przy tym nie upaść na twarz. Najchętniej by po prostu ją zmiażdżyła, żeby tylko to zakończyć.
Demon nachylił się nad nią, uniósł ostrożnie podbródek, a już po chwili wybiegł na korytarz, zostawiając drzwi otwarte na oścież. Mimo to Aksel nie ruszyła się z miejsca. Nie była w stanie przesunąć się o milimetr, a przede wszystkim nie chciała. Już po chwili do środka wpadł Lucyfer. Dziewczyna podniosła na niego wzrok, w którym zobaczył błaganie.
– Przestań, proszę... Zrozumiałam swój błąd... – Z ust wydobył się cichy, drżący głos.
– To nie ja. – Mężczyzna uklęknął przy niej zaniepokojony i oglądał ją gorączkowo. – On ci to zrobił?
Dotknął ramienia, gdzie miała długie zadrapania od szponów Samaela. Aksel skinęła tylko krótko. Próbowała nie myśleć o bólu, który przelewał się falami przez jej ciało. Skupiała się na mężczyźnie, który był tuż obok niej. Dawało to pewnego rodzaju ulgę w cierpieniu. Jakby samą swoją obecnością zmniejszał intensywność tortur. Jednak wyczuła znaczną zmianę w Lucyferze, znów przepełniała go złość, ale nie na nią. Był zły na Samaela. Mężczyzna doskonale zdawał sobie sprawę, co robi jego brat. Znał te sztuczki, choć nigdy ich nie stosował. Wziął głęboki, uspokajający oddech. Objął delikatnie jej głowę i uniósł, żeby spojrzała mu w oczy.
– Wyłączę cię. Zaśniesz głęboko, to jedyny sposób, żeby nie sprawiał ci bólu.
– Zrób to. – Oczami pełnymi łez patrzyła na niego z nadzieją, chwyciła mocno za rękawy marynarki. – Zrób to.
Lucyfer przytaknął, a już po chwili kobieta osunęła się bezwładnie w jego ramionach. Odgarnął z jej czoła kilka sklejonych kosmyków kasztanowych włosów. Wierzchem dłoni pogłaskał policzek z troską.
Gdyby go posłuchała, nie doszłoby do tego wszystkiego. Ale czy mógł ją winić? Była człowiekiem, który został wciągnięty w wojnę piekła. Będąc na jej miejscu, pewnie sam by sobie nie uwierzył. I tak podziwiał ją, że nie popadła w obłęd. Nie była taka słaba, na jaką wyglądała. Oderwał kawałek koszuli, po czym wytarł krew sączącą się z jej nosa.
– Panie? – Theodor przyglądał się całej scenie w milczeniu, nie przekraczając progu pomieszczenia. Dopiero gdy Aksel była nieprzytomna, postanowił się odezwać.
– Odepnij ją.
Demon posłusznie odczepił łańcuch, następnie przesunął się, żeby nie zagradzać drogi Lucyferowi. Brunet z łatwością podniósł się z podłogi i wyszedł, niosąc bezwładne ciało Aksel na rękach.

1 komentarz:

  1. Aksel się obwinia. Nic dziwnego, bo choć jej zachowanie było po prostu ludzkie – sam Lucyfer to przyznaje – zawiodła jego zaufanie. Zabawne, że więziona dziewczyna zamartwia się tym, że zawiodła diabła, ale tak jednak jest. Lucyfer jest inny niż podejrzewała, chroni ją, a teraz mógł zginąć, więc… Tak, to dość naturalne.
    Theodor jest ostrożny, co też nie dziwi. Jedynie utwierdziłam się w przekonaniu, że jest Lucyferowi wierny. No i okazało się, że jednak był zdrajca… Ale Benedykt? Beniu, dlaczego? :< Tak czy inaczej, trudno zaufać komukolwiek, a ja na tę chwilę jestem pewna wyłącznie Lucyfera i Theodora.
    Podoba mi się to, jak łagodnie rozwija się relacja upadłego i Aksel. Ona tak bardzo się obwinia, obawia się jego gniewu, ale też tego, że mogłaby mu stać się krzywda. On z kolei wciąż traktuje ją dobrze. To, że zabrał ją teraz… Do siebie? Hm, mam wrażenie, że będzie ciekawie. Mieszanie w głowie wstępem do czegoś więcej ;>

    Nessa.

    OdpowiedzUsuń