niedziela, 30 października 2016

- 2.2 -

Obudziła się w środku nocy, o dziwo całkowicie wypoczęta. Przez jakiś czas jeszcze wierciła się w łóżku z nadzieją, że dotrwa do rana, ale była zbyt podekscytowana, żeby to się udało. Ostatecznie wstała, ubrała się i po cichu wyszła z hostelu.
Ulice okazały się puste, żadnego człowieka, żadnego demona. Szczególnie z tego drugiego powodu była zadowolona. Jedynym jej towarzyszem był księżyc częściowo zasłonięty przez chmury, które co rusz się przesuwały, ale to dodawało uroku ciepłej nocy. Szła spokojnie w kierunku posiadłości, której dach widziała z okien swojego pokoju. W połowie drogi stwierdziła, że nie do końca to przemyślała, albo raczej w ogóle, bo dom był znacznie dalej, niż by się wydawało.
Po około godzinie spaceru dotarła przed bramę wjazdową, za którą znajdował się podjazd wysypany białymi kamykami. Nie zastanawiała się nad tym, co robi, poddała się intuicji, która ponaglała ją do wejścia. Pchnęła bramę, która o dziwo ustąpiła, wpuszczając ją na teren posiadłości. Kamienie trzeszczały pod jej stopami, gdy krok po kroku zbliżała się do rezydencji. Wchodząc po schodach, jej serce znacznie przyspieszyło, jakby w oczekiwaniu na to, co znajdzie za drzwiami.
Mimo całej ekscytacji z wahaniem weszła do środka, ale zdawało się, że nikogo nie ma i to już od dłuższego czasu. Na marmurowej podłodze zalegała gruba warstwa kurzu, zresztą tak jak na wszystkim, co zobaczyła w blasku księżyca, który teraz był całkowicie odsłonięty. Postanowiła się rozejrzeć, ale tylko cienie na ścianach towarzyszyły jej w zwiedzaniu posiadłości. Poczuła przez to nutę rozczarowania, chciała znaleźć tu odpowiedzi, a jak na razie to miała tylko dodatkowe pytania. Dotknęła znamienia pod koralikami, ale nic się nie działo. Zmarszczyła brwi, zastanawiając się, co dalej. Czyżby się pomyliła? Nic nie działo się bez powodu, dlatego tu przybyła i nie podda się tak łatwo, poczeka na kolejny znak albo przeczucie, choćby najmniejsze. Uczepiła się tej myśli kurczowo, żeby się nie rozpłakać. Przebyła tyle kilometrów i po co? Jej podbródek drgał delikatnie jeszcze przez kilka sekund. Wypuściła powoli powietrze, biorąc się jednocześnie w garść. Nie znalazła w rezydencji nic, co by mogło ją naprowadzić na cokolwiek, dlatego zdecydowała wrócić do hostelu, ale gdy stanęła u szczytu schodów, zamarła, bo pośrodku holu stał demon i się w nią wpatrywał. Przełknęła z trudem ślinę, zastanawiając się, czy zejść na dół, czy raczej rzucić się do ucieczki i skryć się w którymś z licznych pokoi.
– Co tu robisz? – Mężczyzna skierował snop światła z latarki na jej twarz.
– Przepraszam, ja myślałam... – Przysłoniła oczy dłonią i zaczęła ostrożnie schodzić po schodach. – Myślałam, że znajdę tu kogoś, kto mi pomoże.
Dziewczyna stanęła w bezpiecznej odległości od demona, a ręce opuściła wzdłuż ciała. Wytarła spocone dłonie w spodnie, ale w zasadzie nic to nie dało. Mężczyzna ogarnął jej sylwetkę wzrokiem, a gdy dotarł do twarzy, aż się cofnął. Dostrzegła w jego oczach lęk i niedowierzanie, a znamię zrobiło się cieplejsze. Przez kilka minut stali w ciszy, a demon przyglądał się jej intensywnie, aż odzyskał panowanie nad sobą.
– Aksel? – Podszedł do niej bliżej, mrużąc oczy.
– N... Nie. Chyba nie – wyjąkała. Czuła skrępowanie, gdy tak na nią patrzył, jakby ją znał. – Mówią na mnie Erimia.
– Przysiągłbym, że... – Mężczyzna pokręcił głową i znów spojrzał jej w oczy. – Przecież to niemożliwe.
Wyciągnął telefon z kieszeni, wybrał numer i usłyszała musi szef to zobaczyć, po czym się rozłączył.
– Znasz mnie? – W jej głosie było słychać nadzieję, ale on tylko zacisnął zęby. – Jesteś demonem, prawda? Chcesz mnie skrzywdzić? Czyj to dom?
Dla Erimii pytania wydawały się wyblakłe i niewłaściwe, ale to było bez znaczenia, bo i tak nie odpowiadał, tylko się gapił, co sprawiało, że czuła się jeszcze bardziej skrępowana. Ta cisza trawiła ją od środka. Miała ochotę się rozpłakać, choć była pewna, że to nic nie da. Mężczyzna wyłączył latarkę, ale za to włączył oświetlenie. Dopiero teraz widziała, jakie wytworne było to miejsce i aż poczuła ucisk w żołądku, że jest opuszczone, że nikt nie podziwia tego piękna.
– Theodor. – W końcu odpowiedział jakby z wysiłkiem, ale i z błyskiem w oku. – I tak, jestem demonem.
Na dalszą rozmowę nie było czasu, bo drzwi otworzyły się i zamknęły z hukiem. Do środka wszedł przystojny mężczyzna, a Erimia poczuła, jak przyjemny prąd przechodzi przez całe jej ciało. Zamrugała kilkukrotnie i dopiero kiedy się odezwał, zdała sobie sprawę, że wstrzymała oddech.
– Cóż takiego ważnego się wydarzyło, że miałem tu przyjechać?
Początkowo mężczyzna nie zwracał na nią uwagi, dopiero gdy Theodor wskazał ją bez słowa, nowo przybyły skierował swój wzrok w jej kierunku. Nawet nie zdążyła zarejestrować kiedy długie, chłodne palce zaciskały się na jej szyi, unosząc jednocześnie kilka centymetrów nad podłogą. Wpatrywała się w niego z przerażeniem, wbijając paznokcie w jego dłoń; próbowała złapać oddech i coś powiedzieć, ale zdawało się to na nic. W jego oczach dostrzegła ból wymieszany z wściekłością.
– Panie? – Demon patrzył z przerażeniem na dziewczynę, która była bliska omdlenia.
Mężczyzna rozluźnił palce, a Erimia upadła na podłogę, wzbijając przy tym kłęby kurzu. Kasłała, łapczywie biorąc kolejne wdechy, starając się przy tym zapanować nad strachem, który opanował jej umysł, a on ukucnął przy niej i uśmiechał się kpiąco.
– Czego chcesz?
– Nie wiem. – Spojrzała na niego oczami pełnymi łez, co jeszcze bardziej go rozzłościło. Chwycił ją za włosy, szarpnięciem odchylając głowę do tyłu.
– Nie kłam – warknął.
– Naprawdę nie wiem... Coś mnie tu przyciągnęło.
Prychnął, prostując się, przeczesał dłonią już i tak potargane, ciemne włosy.
– Myślisz, że się na to nabiorę? Nie wiesz, kim jestem? Czy jesteś na tyle głupia, myśląc, że jeśli się do niej upodobnisz, to coś zyskasz?
Erimia wstała z kolan, otarła łzy i przekręciła głowę, intensywnie się w niego wpatrując.
– Wiem, kim jesteś. Lucyfer, Książę Ciemności, ale ja wiem wszystko o demonie i aniele, którego spotkam. – Nie zdążyła ugryźć się w język, a słowa po prostu same wypływały z jej ust. – To mój dar i przekleństwo, że odróżniam ich od ludzi. Tylko nie wiem dlaczego.
– Więc kim jesteś ty?
– Człowiekiem. – Nadal była wystraszona, ale przynajmniej mogła oddychać.
– Ech... – Mlasnął niezadowolony. – Myślisz, że nie widzę tego?
Przez jedną krótką chwilę chciała się odwrócić i wybiec z posiadłości, ale nadgarstek zrobił się cieplejszy, zmuszając ją do zastanowienia się nad sytuacją. Z kolei intuicja podpowiadała, że powinna być z nim szczera. W momencie, kiedy na niego spojrzała, wiedziała, kim jest, ale nie sądziła, że ją skrzywdzi.
– Nazwali mnie Erimia, bo rok temu znaleźli mnie na pustyni. Nie wiem, skąd się tam wzięłam, nie wiem, skąd pochodzę. Nic z okresu przed pustynią nie pamiętam. Cały czas kieruję się przeczuciami, które przyprowadziły mnie aż tutaj.
Lucyfer szybkim krokiem zbliżył się do niej, a następnie bez żadnego ostrzeżenia chwycił oburącz za głowę i patrzył wprost w oczy. Początkowo próbowała się wyrywać, ale już po chwili ciało stało się wiotkie i odpłynęła, żeby po kilku sekundach znów zacząć się szarpać. Kiedy ją puścił, dyszała ciężko, zupełnie zdezorientowana. W kilka sekund przez jej umysł przewinęły się tysiące obrazów, które zawierały wspomnienia z ostatniego roku i nic poza tym. Lucyfer zmrużył oczy, zastanawiając się nad tym, co zobaczył. Nie było w jej głowie nic, co by dało mu wskazówkę odnośnie tego, kim jest i po co przyszła, a przede wszystkim dlaczego do złudzenia przypomina Aksel. Targały nim przeróżne emocje, w tym samym momencie czuł żal, wściekłość, bezradność, smutek. Jednocześnie chciał ją zabić i przytulić. Zacisnął zęby, gdy niemal z czułością odgarnął włosy z jej twarzy.
– Theodorze, zabierz ją.
– Gdzie? – Demon podszedł do Lucyfera, nie bardzo wiedząc, o co mu chodzi.
Ten z kolei uniósł jedną brew w górę i uśmiechnął się krzywo, wymijając ich oboje.
 Do piekła.

5 komentarzy:

  1. Hej ;)
    Kolejny ładnie napisany rozdział. Erimia - bardzo podoba mi się to imię :). Ciekawi mnie z skąd ma na skórze te wzory i jest porównywalna do jakiejś Aksel? Lucyfer to całkiem stanowczy gość. Najpierw chce ją udusić. A potem wysłać do piekła...
    Czekam na nexta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć! :)
      Wszystko się wyjaśni w swoim czasie, choć nie przewiduję tego zbyt szybko, ale jak zwykle wyjdzie podczas pisania. Jeśli nie czytałaś części I, to zachęcam, dowiesz się kim była Aksel. :)

      Usuń
  2. Wow! Jak zwykle mnie nie zawiodłaś, bardzo podoba mi się ten rozdział.:) Jestem szczerze zaintrygowana zaistniałą sytuacją, podobieństwem Erimii do Aksel, znamieniem dziewczyny. Najbardziej zastanawia mnie jednak pustynia...:P Będę tu zaglądać :)
    Pozdrawiam,
    Nav.y Blue

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest mi niezmiernie miło, że zajrzałaś ponownie. :) Dziękuję za pozytywny komentarz i oczywiście zapraszam, jak już pojawi się kolejny. Pozdrawiam! ^^

      Usuń
  3. Znów lecę po kolei, więc szykuj się na zapchaną skrzynkę z powiadomieniami =P Erimia to ładne imię, na pewno wyjątkowe, ale co się dziwić, skoro ta dziewczyna też taka jest? Nikt normalny nie wędruje w pojedynkę do obcego, wyraźnie opuszczonego domu, kierując się zaledwie przeczuciami. Dziewczyna jest albo szalona, albo wyjątkowo odważna i głupia zarazem, a przynajmniej to musiał pomyśleć sobie Theodor, kiedy ją zobaczył.
    Wygląda jak Aksel ;-; To musiał być szok zarówno dla Theo (mogę tak na niego mówić, nie ^^), jak i dla Lucyfera. Ucieszyłam się, kiedy znowu się pojawił, chociaż łamiesz mi serce tym, jak on raz po raz dostaje po tyłku. Jeszcze nie pogodził się ze śmiercią Aksel, nic dziwnego, że wkurzył się na pojawienie kogoś, kto mu ją przypomina. Jest podejrzliwy i rozbity, a to zdecydowanie nie wróży dobrze. To, że ostatecznie nie puścił Erimy wolno, też nie wydaje mi się dziwne, chociaż wycieczka do piekła zdecydowanie nie była tym, czego biedaczka się spodziewała…
    Tak czy inaczej, dobrze czytać znów o znajomych postaciach, nawet jeśli są rozbite :D

    Nessa.

    OdpowiedzUsuń