poniedziałek, 8 maja 2017

- 3.3 -

Poczuł opór, ale po chwili to uczucie zniknęło, zastąpione przez zupełną swobodę ciała i skrzydeł, a on znalazł się w zupełnie innym miejscu. Zamrugał kilka razy zdezorientowany, gdy dotarło do niego, że przedostał się przez barierę postawioną przez Michała. Wszędzie poznałby moc swego brata, a ta z całą pewnością należała do niego i nawet on nie potrafił złamać tak silnego zaklęcia jak to. Więc jakim cudem się tu znalazł?
Automatycznie jego wzrok odnalazł kobietę, która go wezwała. Leżała na ziemi, próbując odczołgać się od anielicy. Mishaja podążała za swoją ofiarą z kpiącym uśmiechem na ustach i nawet nie zauważyła przybycia Lucyfera, za to oczy Erimii wpatrywały się w niego w niemym błaganiu.
Nie czekając dłużej, rozpostarł szerzej skrzydła i niczym pocisk wystrzelił w stronę istoty zagrażającej im wszystkim. W myślach nawoływał Michała, który od razu mu odpowiedział.
Gdy Mishaja w końcu zauważyła upadłego anioła, było już za późno na reakcję z jej strony. Mężczyzna chwycił ją za ramiona i poderwał ku górze. W pierwszej chwili nie protestowała. Wpatrywała się w ściągniętą ze złości twarz bruneta. Po kilku sekundach dotarło do niej, dlaczego on tak właściwie się zjawił. Z sykiem wściekłości oderwała się od mężczyzny, a następnie zapikowała w kierunku rudowłosej dziewczyny. Nim zdążyła ją dosięgnąć, została zepchnięta z toru lotu przez Michała, który pojawił się zupełnie znikąd.
Anielica, nie mogąc kontrolować własnego ciała, z impetem uderzyła o ziemię. Leżąc w niewielkim kraterze, który powstał po spotkaniu jej ciała z podłożem, rozglądała się w poszukiwaniu intruzów. Unoszący się wokół kurz uniemożliwiał jej dojrzenie czegokolwiek. Podźwignęła się na nogi, a na jej twarzy malowała się wściekłość. Rozłożyła skrzydła, ale przeszył ją ostry ból, aż upadła na kolana. Obejrzała się przez ramię. Jedno ze skrzydeł było złamane.
Zabierz ją stąd. Ja zajmę się Mishają. – Głos Michała dotarł również do anielicy, która od razu zapomniała o bólu. Machnęła kilka razy skrzydłami, tym samym rozganiając pył. Po jej policzkach spływały łzy, a wzrok utkwiła w drobnej postaci skulonej w ramionach Lucyfera.
Mężczyzna wpatrywał się w bladą, posiniaczoną twarz, której właścicielka oddychała z trudem, ale jej serce biło i nie miało zamiaru się poddać. Erimia wtuliła się w upadłego ufnie, a już po chwili zniknęli.
Anielica wrzasnęła wściekła, po czym przeniosła spojrzenie na archanioła.
To się musi skończyć. – Michał nie krzyczał, nie miał w głosie pretensji, był nad wyraz spokojny i opanowany. – Przekroczyłaś wszelkie granice. Nie dość, że bratałaś się z Samaelem, to na dodatek chciałaś zabić Klucz. Wiesz doskonale, że bez niej równowaga się załamie, a wszystko ogarnie chaos. To On ją wybrał i jej miejsce jest przy Lucyferze.
Ona na niego nie zasługuje! – wrzasnęła, a kolejne łzy popłynęły po policzkach. – Wystarczyła jedna bariera, a ta dziwka o nim zapomniała. I oto jej ta wielka miłość!
Nawet z twoją barierą przyszła do niego. Może zabrałaś jej wspomnienia, ale nie zabrałaś uczuć. Jak myślisz, dlaczego to on się tu zjawił jako pierwszy? Erimia go wezwała, bo dawna Aksel wiedziała, że on ją obroni przed tobą.
Milcz! On jest mój! Tylko mój! – Mishaja zrobiła krok w stronę Michała, ale wystarczyło jedno jego spojrzenie, aby się cofnęła.
Archanioł wyprostował się i zaczął iść w stronę anielicy. Jej złość została zastąpiona przez strach. Przecież go znała. Doskonale wiedziała, do czego był zdolny, jeśli wymagała tego sytuacja. To on wypełniał Jego wolę zawsze i wszędzie. Nigdy się nie sprzeciwiał, nawet wtedy, gdy chodziło o jego ukochanego brata – Lucyfera.
W Michale nie było śladu po pogodnym młodzieńcu. Jego rysy nabrały ostrości, sylwetka emanowała niebiańską mocą, śnieżnobiałe skrzydła drgały niespokojnie przy każdym kroku, a z niebieskich tęczówek bił chłód. W dłoni mężczyzny zmaterializował się długi miecz. Nie wyróżniał się on niczym szczególnym. Wyglądał jak zaostrzona stal, ale anielica zadrżała. Dobrze wiedziała, czym był miecz archanioła i co oznaczało, gdy Michał decydował się go przywołać. Ona miała zostać unicestwiona. Otworzyła usta, ale blondyn pokręcił tylko przecząco głową.
Błagania zdadzą się na nic. – Stanął tuż przed nią i, nie odrywając wzroku od jej przerażonego spojrzenia, wbił ostrze tuż pod mostkiem. – Taka jest wola Ojca.
Mishaja zacisnęła dłonie na ramionach mężczyzny, a jej oczy rozszerzyły się do granic możliwości. Goszczący w nich strach ustąpił miejsca zrozumieniu. Wpatrywała się w twarz anioła, ale zupełnie go nie widziała. Część jej duszy (ta, którą zatruł Samael) zaczęła umierać jako pierwsza i dopiero wtedy anielica zdała sobie sprawę z tego, co uczyniła, czym się kierowała.
Zamrugała i skupiła wzrok na Michale.
Przepraszam – wyszeptała wraz z ostatnim oddechem, a w kolejnej sekundzie zamieniła się srebrzysty pył.

***

Trzymał w ramionach śpiącą kobietę i nie mógł oderwać od niej wzroku. Ta krucha istota posiadała moc, o jaką nikt by jej nie podejrzewał, nawet on sam. Z pewnością nawet nie zdawał sobie sprawy, że gdyby tylko zechciała, mogłaby mieć władzę nad aniołami. Tylko że ona była na wskroś dobra. Niewinna dusza naznaczona przez niepojęte zło. A jednak Samael nie potrafił złamać jej ducha.
Mężczyzna uśmiechnął się delikatnie, po czym musnął ustami czoło Erimii. Gdy miał ją tak blisko siebie, czuł się zwyczajnie dobrze. Nie potrafił przywołać w pamięci czasu, kiedy czułby podobny spokój. Zawsze czegoś mu brakowało, zawsze coś było nie tak, ale ona zmieniała wszystko.
Nadzieja. Czuł ją w swojej duszy. Jak się budzi, kiełkuje, rozkwita. Nadzieja na to, że mimo utraty pamięci Erimia go pokocha. Spojrzy na niego jak na mężczyznę, z którym mogłaby spędzić życie, a nie jak na potwora, którego by się bała.
Niechętnie wypuścił ją z objęć i ułożył na poduszkach. Pstryknął palcami, a drwa w kominku spowiły języki ognia. Okrył jej ciało aksamitną pościelą. Odsunął kilka zabłąkanych kosmyków z czoła, po czym przesunął opuszkami palców po siniaku szpecącym policzek.

1 komentarz:

  1. Znowu mi kogoś szkoda, kurde ;-; Była walka, nawet złamane skrzydła, a ostatecznie śmierć, ale… Ciężko mi teraz potępiać Mishaję. Kochała, mam wrażenie, że naprawdę szczerze. Ulokowała uczucia nie tam, gdzie trzeba i to ją zgubiło – sprawiło, że poddała się Samaelowi, a on ją wykorzystał. Wiele złych rzeczy zrobiła pod wpływem demona, ale jednak w jakimś stopniu warunkowała to miłość, którą obdarzyła Lucyfera.
    Michał w tym rozdziale jest… naprawdę niebezpieczny – potężny archanioł, który wie, dlaczego zajmuje taką a nie inną pozycję. I nie pierwszy raz mam wrażenie, że wie więcej, aniżeli do tej pory się przyznawał. Wykonuje polecenia Ojca i na swój sposób go rozumiem, chociaż z Lucyferze działania Boga wywołują tak silną gorycz. Zapomniałam napisać to pod pierwszym rozdziałem, ale te ostatnie słowa o tym, że ma nadzieję, iż Ojciec wie, co takiego czyni, wydały mi się wymowne. Nie, to raczej nie znaczy, że Lucyfer nagle ufa i popiera, ale jednak jakąś nadzieję ma. Pytanie dokąd to doprowadzi…
    Mimo wszystko mam wrażenie, że śmierć to najlepsze, co mogło Mishaję spotkać. Jej dusza została zatruta, a sądząc po decyzji Ojca, którą spełnia Michał, nie dało się nic z tym zrobić. Tak przynajmniej odnalazła ukojenie, mam nadzieję. Ostatnie słowa na swój sposób to sugerują, chociaż nie jestem pewna.
    Końcówka urocza. Czuć, że siebie potrzebują, więc tym bardziej mam nadzieję, że Erimia jednak mu zaufa. Rozumiem jej opór, ale… No jednak może wszystko zmienić, prawda? :)

    Nessa.

    OdpowiedzUsuń