Aksel
ponowiła połączenie i kolejny raz zaczęła nerwowy spacer po
sypialni. Jęknęła, gdy znów usłyszała nagranie poczty głosowej.
Rzuciła telefon na łóżko, a po chwili sama na nie opadła.
Wpatrywała się w sufit, jednocześnie walcząc sama ze sobą, żeby
nie użyć daru i po prostu nie zmusić Lucyfera do pojawienia się w
ich domu.
Zasłoniła
dłońmi twarz, starając się uspokoić oddech, co w nawet
minimalnym stopniu jej się nie udało. Akurat tego dnia niemożność
skontaktowania się z mężem doprowadzała ją do palpitacji serca i
nawet delikatne mrowienie triquetry nie pomagało.
Wzdrygnęła
się, gdy ktoś zapukał do drzwi. W obecnej chwili nie miała
najmniejszej ochoty z nikim rozmawiać, oczywiście prócz Lucyfera,
ale z pewnością to nie on stał na korytarzu.
–
Aksel?
– Głos zza drzwi, mimo że trochę przytłumiony, to z pewnością
należał do demona, który od ponad roku był jej prywatnym
ochroniarzem, szoferem, a nawet ogrodnikiem.
–
Coś
się stało? – Starała się uśmiechnąć, gdy stanęła przed
Theodorem, ale mężczyzna nie wyglądał na przekonanego. – Miało
cię nie być.
–
No
właśnie, coś się stało? – Zmrużył oczy, przyglądając się
jej uważnie. – Cholernie się denerwujesz, poczułem to nawet na
podjeździe.
–
To
nic. – Potarła czoło i spuściła wzrok. – Nie mogę dodzwonić
się do Lucyfera, to wszystko.
–
Nie
kręć. – Zaplótł ręce na piersi, opierając się o futrynę. –
Nie pierwszy raz nie odbiera, ale jakoś sobie nie przypominam, żebyś
kiedykolwiek aż tak się tym przejmowała. A jesteście razem już
jakiś czas.
–
Szesnaście
miesięcy – rzuciła w roztargnieniu, przygryzając kciuk.
–
Więc
co jest? Ktoś ci groził? Albo mu? Boisz się czegoś? Jakiś demon?
Pierzasty dupek? – wyliczał, wpatrując się w Aksel, ale ona
tylko pokręciła w zaprzeczeniu głową.
–
Wybacz,
ale muszę najpierw porozmawiać z Lucyferem.
–
Jesteś
chora? Stąd ten lekarz? – Theodor wyprostował się natychmiast, a
w jego oczach pojawiła się panika.
–
Nie,
Theo, nie jestem chora. – Uśmiechnęła się lekko, ale tym razem
niewymuszenie. – Ale...
–
Wiem,
to sprawa między wami. – Demon skinął głową w skupieniu, a po
chwili i na jego ustach pojawił się słaby uśmiech. – Poszukać
go?
–
Nie
ma sensu. – Westchnęła cicho. – Będę próbowała się
dodzwonić, a ty się nie martw i jedź załatwiać te swoje sprawy.
Nie umieram ani nic z tych rzeczy.
–
W
porządku, ale jakby co, to wiesz...
–
Wiem.
– Uśmiechnęła się i cmoknęła demona w policzek.
Poczekała,
aż Theodor doszedł do końca korytarza, po czym zamknęła drzwi i
sięgnęła po komórkę. Nie patrząc na wyświetlacz, wybrała
numer, ale zanim przyłożyła urządzenie do ucha, zrobiła kilka
głębokich wdechów. Stanęła przy oknie i, wpatrując się w
zaśnieżony ogród, w myślach wręcz błagała, żeby mężczyzna
odebrał.
Pisnęła
z radości, gdy usłyszała trzask, który świadczył o przyjęciu
połączenia.
–
Aksel?
–
Zziajany
Lucyfer zdecydowanie był czymś niecodziennym, czymś co zastanowiło
kobietę na tyle, że milczała. – Kochanie,
jesteś tam?
–
Ymm...
Tak, jestem. – Zamrugała kilkukrotnie. – Co ty robisz?
–
Tyle
razy dzwoniłaś, żeby zapytać, co robię? Cholera! Trzymaj to! –
Tuż
po słowach Lucyfera usłyszała szczekanie i warczenie.
–
Czy
to psy? – zapytała zaskoczona.
–
Tak,
piekielne. Uciekły i żrą wszystko jak leci. –
W
słuchawce rozbrzmiało dzwonienie łańcuchów, a po tym ciężkie
westchnienie. – Załóż
mu to na pysk!
–
Nieważne.
Musimy porozmawiać.
–
Teraz?
Skarbie, mam tu dosłownie piekło. Jak wrócę do domu...
–
Nie
– przerwała mu ostrzej, niż zamierzała. – Musimy porozmawiać
teraz, to naprawdę ważne.
–
Coś
ci grozi?
–
Jakbym
słyszała Theodora – mruknęła, przeczesując włosy palcami. –
Nic mi nie grozi. Nikt się na mnie nie czai, triquetra nie wariuje,
nie jestem umierająca.
–
Więc
co jest? –
Słyszała
doskonale tę charakterystyczną nutę w głosie Lucyfera, która
świadczyła o jego poirytowaniu, ale tym razem nie miała zamiaru
odpuścić.
–
To
nie na telefon.
–
Aksel
–
zaczął
napiętym tonem, a po chwili odetchnął głęboko. – Rozmawiamy
teraz albo po moim powrocie.
–
Zanim
ty wrócisz, to ja osiwieję.
–
Więc
mów. –
Znów
usłyszała łańcuchy, ale tym razem wyraźniej i głośniej. – No
już, już, dobra psina. Zaprowadź go do klatki. Aksel?
–
To
nie na...
–
Porozmawiamy,
jak wrócę...
–
Jestem
w ciąży – wyrzuciła z siebie, nim Lucyfer zdążył się
rozłączyć. Przygryzła wargę w oczekiwaniu na odpowiedź, która
nie nadchodziła. Zamrugała kilkukrotnie, chcąc powstrzymać
napływające do oczu łzy. Broda zaczęła jej drżeć, a serce
waliło w piersi jak oszalałe. – Powiedz coś.
–
W
ciąży –
powtórzył
cicho, a po chwili odchrząknął. – Daj
mi pięć minut.
Aksel
odsunęła aparat od ucha. Wpatrywała się w wirujące płatki
śniegu, a po policzkach płynęły łzy. Już nawet nie starała się
ich powstrzymywać. Z każdą kolejną słoną kroplą opuszczał ją
również nadmiar emocji, co akurat było czymś dobrym. Dzięki temu
oddychała równiej, a niepokój zelżał.
Stała
przed oknem z zaplecionymi rękoma na piersi i przyglądała się
ośnieżonemu ogrodowi. Pokryty nieskazitelną bielą zachwycał w
równym stopniu, co wtedy, gdy na rabatach kwitły kolorowe kwiaty.
Wstrzymała
oddech i spięła odruchowo mięśnie. Z chwilą, w której usłyszała
charakterystyczny szelest skrzydeł, odwróciła się w stronę
mężczyzny. Otworzyła szerzej oczy, a odległość między nimi
pokonała w kilku krokach.
–
Co
ci się stało? – Dotknęła ostrożnie jego policzka, na którym
widniała czerwona pręga, a przerażonym wzrokiem błądziła po
zakrwawionym ubraniu.
–
Nie
denerwuj się. – Położył swoją dłoń na jej dłoni i przesunął
do ust, po czym złożył subtelny pocałunek na palcach. – Nic mi
nie jest. Wszystko się zagoiło.
–
Jak
mam się nie denerwować? Wyglądasz jak...
–
Jak
po spotkaniu z wściekłym, piekielnym psem, wiem. – Uśmiechnął
się do niej delikatnie. – Ale nie o tym mieliśmy rozmawiać,
prawda? Będziemy mieć dziecko?
–
Dzieci
– wyszeptała, spuszczając na moment wzrok. – Jest ich dwoje.
–
Jesteś
pewna?
Aksel
skinęła ostrożnie głową i podeszła do fotela, na którym leżała
jej torebka. Wyciągnęła z niej zdjęcie, które następnie podała
mężczyźnie.
–
Byłam
u lekarza. Potwierdził.
Lucyfer
przyglądał się fotografii w skupieniu, przekrzywiając przy tym
delikatnie głowę. Na sekundę podniósł spojrzenie na Aksel, po
czym wrócił do oglądania zdjęcia. Palcami wolnej ręki przeczesał
włosy, a na jego ustach pojawił się uśmiech.
–
Będę
ojcem. Nie sądziłem, że to możliwe.
–
Uwierz
mi, ja też nie. – Odsunęła się od niego i podeszła z powrotem
do okna. – Boję się.
Wzdrygnęła
się, gdy poczuła dłonie na swojej talii, ale już w kolejnej
sekundzie rozluźniła spięte mięśnie i ufnie wtuliła plecy w
jego klatkę piersiową. Obserwowała odbicie twarzy Lucyfera w
szybie, próbując dostrzec oznaki niepokoju, ale nic takiego nie
zauważyła. Mężczyzna wyglądał na spokojnego, a w jego oczach
widziała wyraźne zadowolenie.
–
Będzie
dobrze. – Odwrócił ją przodem do siebie, pogładził palcami jej
policzek i delikatnie pocałował. – Nie ma się czego bać.
–
Nie?
– Uniosła wysoko brwi i potrząsnęła głową. – Ja nie jestem
już człowiekiem, przynajmniej nie tak do końca, a ty jesteś...
–
Diabłem.
– Uśmiechnął się zaczepnie, na co Aksel na moment zacisnęła
zęby, mrużąc przy tym oczy.
–
Jesteś
aniołem i proszę cię, nawet nie zaczynaj. Nie mam ochoty na
sprzeczanie się z tobą w tym temacie, nie teraz.
–
Dobrze,
przepraszam. – Ujął jej twarz w dłonie i spojrzał głęboko w
oczy. – Ale naprawdę nie masz czego się bać. Każdy demon i
anioł ci powie, że jesteś światłem, czystą dobrocią i twoje
dzieci też takie będą.
–
Nasze
– poprawiła go automatycznie, na co on się uśmiechnął.
–
Tak,
nasze. – Przeniósł dłonie na jej ramiona i lekko je potarł. –
A po ziemi nie jeden nefilim chodzi i Niebo nie robi problemów, więc
dlaczego w naszym przypadku miałoby być inaczej? Przecież do dnia
dzisiejszego żadne gromy w nas nie uderzyły, domu nie zalała
powódź stulecia, a w kominku nie zalęgła się szarańcza, a
wiesz, że On jest do tego zdolny. Zresztą, jeśli mi nie wierzysz,
porozmawiaj z Michałem. Może on cię przekona, że nie ma sensu
niepotrzebnie się denerwować.
–
Lucyfer,
wierzę ci, tylko...
–
Tylko
co? – Mężczyzna wpatrywał się w jej oczy i nawet przy tym nie
mrugnął.
–
To
coś zupełnie nowego. – Wzruszyła słabo ramionami. – Nie wiem.
Może jestem przewrażliwiona przez to wszystko, co przeszliśmy.
Chciałabym, aby były bezpieczne, to wszystko.
–
I
będą, obiecuję ci to. – Pochylił się nad Aksel i złożył na
jej ustach gorący pocałunek. Gdy się od niej oderwał, uśmiechał
się zawadiacko. – Idę pod prysznic. Będzie mi miło, jeśli
dołączysz.
***
W
pokoju panował półmrok, a w powietrzu unosił się zapach
charakterystyczny dla niemowląt. Lucyfer obejmował w pasie Aksel i
oboje przyglądali się Michałowi, który podszedł do pierwszego
łóżeczka.
Anioł
przez kilka sekund z delikatnym uśmiechem wpatrywał się w śpiącą
dziewczynkę, po czym podszedł do jej brata, który szeroko
otwartymi oczami wodził za tańczącymi na suficie cieniami. Gdy
tylko Michał pochylił się nad chłopcem, ten przeniósł na niego
spojrzenie i zamachał energicznie rączkami.
–
Chyba
cię polubił – wyszeptała Aksel, podchodząc bliżej łóżeczka,
w którym leżał jej syn.
–
Dzieci
na ogół tak reagują na anioły – odparł Michał równie cicho.
–
Prócz
Lili – wtrącił Lucyfer, gładząc córkę po główce. – Ona
wiecznie śpi.
–
Zbiera
siły na później. – Aksel zaśmiała się cicho. Podstawiła dłoń
pod rączkę Nataniela, który niemal natychmiast zacisnął piąstkę
na jej palcu. – To one mają zachować równowagę, nie ja, prawda?
–
Ty
od zawsze byłaś Kluczem do tego. – Archanioł powoli skinął
głową. – Choć przyznam, że nie wiedziałem o dzieciach.
Sądziłem, że masz tylko okiełznać mojego brata.
–
Udam,
że tego nie słyszałem. – Lucyfer stanął za plecami żony.
Oparł brodę na jej ramieniu i wpatrywał się w oczy syna z
uśmiechem na ustach. – To wspaniałe uczucie, wiesz, braciszku?
Być ojcem. Może kiedyś sam spróbujesz, co? Zakochasz się i
będziesz miał dzieci.
Michał
gwałtownie odwrócił głowę w stronę Lucyfera, a Aksel parsknęła
śmiechem, widząc minę anioła. Jednak w następnej chwili
spoważniała i przecisnęła się między mężczyznami, aby podejść
do córeczki, która zaczęła popłakiwać. Wyciągnęła ją z
łóżeczka i dziewczynka od razu się uspokoiła.
–
Przepraszam,
kochanie. Nie chciałam cię obudzić. – Uśmiechnęła się z
czułością i złożyła pocałunek na czole córeczki. – Zobacz,
kto nas odwiedził, wujek Michał.
Liliana
ziewnęła szeroko, a już po chwili wpatrywała się w archanioła z
zaciekawieniem. Zamachała rączkami i przeniosła spojrzenie na
Aksel, która znów się uśmiechnęła.
–
Nie
rób takiej miny, bo wyglądasz idiotycznie. – Lucyfer wziął
córkę od żony i położył ją obok Nataniela. – Przecież
żartowałem z tym, że masz zostać ojcem.
–
Mało
śmieszne – wymamrotał anioł, odwracając się w stronę dzieci,
które trzymały się za rączki i zgodnie wpatrywały się w
Michała.
Archanioł
pochylił się nad łóżeczkiem, przymykając przy tym powieki.
Wziął głęboki oddech, a cała jego sylwetka zaczęła delikatnie
lśnić. Jego usta poruszały się szybko, gdy wypowiadał słowa
błogosławieństwa w anielskim języku. W końcu zamilkł i otworzył
oczy. Najpierw nakreślił enochiański symbol na czole Lili, a
później inny na czole Natana. Cały blask, który otaczał Michała,
wsiąknął w znaki, które zdobiły główki dzieci, tylko po to,
żeby rozbłysnąć jasnym światłem i w kolejnej sekundzie zniknąć.
Liliana
znów ziewnęła szeroko, mlasnęła małymi usteczkami i zamknęła
oczy, zasypiając. Natomiast Nataniel początkowo wodził wzrokiem po
twarzach zebranych przy łóżeczku, ale jednak po chwili również
zasnął.
Awww... Ile słodyczy <3 Byłam ciekawa reakcji Lucyfera na wieść o ciąży, zwłaszcza że w grę wchodziły bliźniaki. To takie urocze, może i szablonowe zakończenie, ale mnie bardzo się podobało - sama nie raz powtarzałaś, że ta historia ma być lekka i urocza. No i wyszło cudownie.
OdpowiedzUsuńUwielbiam Theodora, wiesz? Podoba mi się jego relacja z Aksel i jakoś nie jestem zdziwiona, że został jej osobistym ochroniarzem (i ogrodnikiem :V). Oba z Lucyferem rozbrajają mnie tym, jak się troszczą... I w sumie chciałabym zobaczyć, jak diabeł w samym środku ujarzmiania piekielnych psów, dowiaduje się, że będzie ojcem. Sam wątek ze sforą też mnie rozbroił, świetne nawiązania i humor :D
Bliźniaki są urocze. Jak nie przepadam za dziećmi, tak te chyba by mnie urzekły. No i reakcja Michała na propozycję rodzinnego życia... Co on się tak obrusza? Przecież to najlepsze, co może każdego spotkać - ma przykład w postaci Lucyfera :D
Sam motyw błogosławieństwa wydaje mi się idealnym zakończeniem. I tak to tu zostawię, bo cóż mogłabym jeszcze dodać? Ty napisałaś wszystko, co koniecznie :)
Nessa.